Igor Angulo bohaterem Górnika! Górnik Zabrze – Korona Kielce 3:2


Szalony mecz w Zabrzu z bijatyką w tle zakończył się zwycięstwem Górnika w 94. minucie

19 czerwca 2020 Igor Angulo bohaterem Górnika! Górnik Zabrze – Korona Kielce 3:2
Michał Kość / PressFocus

Wciąż walcząca o utrzymanie Korona przyjechała do Zabrza. Górnik na własnym obiekcie przegrał w tym sezonie tylko raz, w meczu przeciwko Lechowi Poznań. Można więc było z góry założyć, że zabrzanie na terenie swojej „Twierdzy” zdobędą punkty. Grę Górnika oglądali przecież kibice, którzy jak zawsze nie zawiedli swoich podopiecznych.


Udostępnij na Udostępnij na

Kilka tysięcy gardeł dopingowało „Trójkolorowych”. Na trybunie „Torcidy” pojawił się bęben, a głośne śpiewy dodały zawodnikom „gazu”. Aura – choć przed meczem wyjątkowo nieprzyjemna – w jego trakcie zmieniła się na gorącą, idealną do walki. Trzy punkty powinny być tylko formalnością. W końcu kilka dni wcześniej Górnik na tym boisku ograł warszawską Legię.

Zmiany w jedenastce

Trener Brosz zaskoczył nas już na godzinę przed meczem. W pierwszym składzie nie pojawił się Igor Angulo. W jego miejsce wskoczył Georgeos Giakoumakis, natomiast na „dziesiątce” miał zagrać Piotr Krawczyk. Zmiana nastąpiła także w formacji defensywnej – szkoleniowiec nie zdecydował się na parę stoperów Bochniewicz – Wiśniewski. Zamiast tego pierwszego na boisku pojawił się Michał Koj, dla którego był to 50. występ w barwach Górnika na najwyższym szczeblu rozgrywek.

O ile hiszpański snajper znalazł się na ławce rezerwowych, Pawła Bochniewicza zabrakło w szerokim składzie na to spotkanie. Decyzja bardzo dziwna, a niektórzy kibice doszukiwali się w niej drugiego dna. Zaczęto mówić o tym, że przesądzony jest już transfer obrońcy do innego klubu i to właśnie dlatego ten nie pojawił się na murawie.

Za zmiany w składzie trener był krytykowany po meczu z Lechią Gdańsk. Wtedy jednak Brosz zdecydował się na zmiany w trakcie meczu. Zmiennicy nie zaprezentowali się najlepiej, a zabrzanie stracili niemalże pewne punkty. Decyzje szkoleniowca przed meczem z Koroną można jednak ocenić dopiero po jego zakończeniu.

Zadać pierwszy cios

Pierwszy kwadrans wskazywał jednak na to, że eksperymenty trenera Brosza okażą się sukcesem. Górnik nieustannie atakował, prowadził grę. Zabrzanie mecz rozpoczęli od niewykorzystanej – ale równocześnie trudnej – sytuacji sam na sam. Później jeden z zawodników uderzył w słupek. Działo się naprawdę sporo, a piłkarze starali się wykorzystać mokrą od deszczu murawę.

Dla Piotra Krawczyka był to dopiero drugi występ w pierwszej jedenastce w tym sezonie, a siódmy w ogóle. Napastnik Górnika, choć w rundzie zasadniczej zagrał w sumie około 140 minut, strzelił bramkę w meczu z Lechem Poznań. Już w pierwszych minutach gry mógł poprawić swój dorobek strzelecki – nie udało się. Także Roman Prochazka zaprezentował się ze strony, z której kojarzą go fani Viktorii Pilzno. Piłka po jego strzale z rzutu wolnego nieznacznie minęła słupek bramki Marka Kozioła.

Bramka dla Górnika wisiała w powietrzu. Do rzutu wolnego podszedł Erik Janża, który posłał piłkę w pole karne. Tam miejsce miał drobny chaos, ale koniec końców to przesunięty na „dziewiątkę” Giakoumakis dopadł do futbolówki. Po jego strzale zrobiło się 1:0. Bramka nie tylko pokazała, że eksperyment trenera Brosza zdaje egzamin celująco. Pokazała też, że Górnik bez Angulo wciąż potrafi grać efektowną piłkę i strzelać bramki.

Jednak zarówno Hiszpan, jak i Grek opuszczą Zabrze po sezonie. Wiadomo już, że Igor Angulo będzie musiał poszukać nowego klubu – z tym nie powinno być problemu, bo chętni na napastnika są już od dawna. Giakoumakis wróci jednak do Aten, skąd trafił do Polski na wypożyczenie. Zabrzan najpewniej nie stać na wykup zawodnika – jedyną szansą na pozostanie Greka przy Roosevelta jest przedłużenie wypożyczenia.

Forsell – największy atut Korony

Korona to najsłabsza ofensywa tego sezonu ekstraklasy. W 30 spotkaniach kielczanie zdobyli zaledwie 21 bramek i znaleźli się w trudnym położeniu. W meczu z zabrzanami długo nie potrafili przebić się pod bramkę. Stopniowo zdobywali jednak grunt, Górnik powoli wycofał się po golu, grał bardziej asekuracyjnie. To pozwoliło Koronie choć w minimalnym stopniu zagrozić bramce zabrzan.

Nie do pokonania był jednak Martin Chudy. Przez pierwsze 45 minut spisywał się doskonale, chociaż trzeba powiedzieć, że piłkarze Korony nie wystawiali go zbytnio na próby. Bardzo wyraźny na boisku był Petteri Forsell. Szczególnie groźnie robiło się po stałych fragmentach, do których podchodził Fin. Jednak nawet jego dobra dyspozycja nie pozwoliła Koronie dojść do stuprocentowych okazji.

Fin dołączył do zespołu Korony zimą po tym, jak powrócił do Legnicy z wypożyczenia. Wcześniej grał w HJK Helsinki, zaliczył nawet mecze w eliminacjach do Ligi Europy. Występujący na pozycji numer 10 Forsell zagrał wiosną w dziewięciu spotkaniach – starcie z Górnikiem było jego dziesiątym w barwach Korony. Fin zdobył do tej pory dwie bramki oraz zanotował jedną asystę.

Kibice na trybunach – czy to nie za wcześnie?

Kilka godzin wcześniej na stadionie w Lubinie pojawili się kibice. Zagłębie i ŁKS – te dwie drużyny zagrały pierwszy, od bardzo dawna, mecz z udziałem publiczności na trybunach. Kibice muszą przestrzegać restrykcyjnych zasad – już podczas wchodzenia na trybuny należy zachować dystans. Spiker co chwila przypominał o obowiązku zakładania maseczek, zachowania odległości trzech krzesełek oraz o zakazie odrzucania piłek, które trafiają na trybuny.

Już podczas rozgrzewki kibice nie zastosowali się do obowiązujących wymogów – co było przecież do przewidzenia. Jeden z fanów odrzucił piłkę zawodnikowi, który właśnie przestrzelił i wykopał ją na jeden z sektorów. W telewizji mogliśmy obserwować niewiele takich obrazków, ale z wysokości trybun wszystko było widoczne jak na dłoni.

Kibice – bez maseczek na twarzach – stali w niewielkich odległościach pomiędzy sobą, często także w kilkunastoosobowych grupkach. Wiele miejsc, na których powinni być porozsadzani kibice, pozostawało wolnych, bo ci zajmowali siedzenia obok siebie. Takie sceny z pewnością zauważyć będzie można w kolejnych spotkaniach. Rodzi się pytanie – czy wpuszczenie widzów na stadiony już teraz to dobry pomysł?

Z jednej strony piłkarze grają nie tylko dla zarobków. Piłka nożna ma dostarczać emocje wszystkim fanom, ci zaś w zamian uskrzydlają swoje zespoły dopingiem. Z drugiej jednak strony Polska wciąż nie poradziła sobie z epidemią. Wszyscy jednak jakby zapomnieli o czyhającym na ludzi cichym niebezpieczeństwie. Po pierwszej kolejce rundy finałowej mogą wybuchnąć nowe ogniska – przede wszystkim na Śląsku, ale nie tylko – które sprawią, że kibice znów będą zmuszeni oglądać mecze w telewizji.

Uderzenie nie z tej ziemi

Druga połowa rozpoczęła się bardzo spokojnie. W końcu jednak napięcia nie wytrzymał Manneh – zupełnie niepotrzebnie faulował Marcina Cebulę. Sędzia miał problem, aby zapanować nad sytuacją, choć – szczerze mówiąc – poziom sędziowania już w pierwszej połowie miejscami nie należał do najlepszych. Cebula, padając na murawę, celowo zahaczył pomocnika Górnika.

Niedoświadczony Manneh wdał się w boiskową bójkę. Całość trwała dłuższą chwilę, na miejscu natychmiast zjawili się inni zawodnicy. Nawet Martin Chudy rozdzielał walczących piłkarzy. Zarówno Manneh, jak i Cebula ukarani zostali czerwonym kartonikiem, a na boisku pozostało 20 zawodników. Do rzutu wolnego podszedł nie kto inny jak Petteri Forsell, choć odległość do bramki wynosiła ponad 30 metrów.

Fin posłał idealną piłkę. Dla Martina Chudego mecz przeciwko Koronie był już 50. spotkaniem w barwach zabrzańskiego Górnika. W ostatnich tygodniach – a nawet miesiącach, bo przecież jeszcze przed pandemią – prezentował fenomenalny poziom. Tym razem nie miał jednak szans. Błąd Gambijczyka kosztował Górnika nie tylko stratę zawodnika, ale także utratę bramki, a co za tym idzie – punktów. Tym samym Forsell dodał do swojego dorobku strzeleckiego w tym sezonie ekstraklasy trzecią bramkę.

Zachowanie Manneha będzie miało swoje konsekwencje także w kolejnych spotkaniach, bo pomocnik będzie musiał pauzować. To jednak oznacza, że w jego miejsce pojawić może się Daniel Ściślak. Forma Gambijczyka pod koniec rundy zasadniczej, lekko mówiąc, nie porywała i aż dziwne było, że trener Brosz nie zdecydował się jeszcze na zmianę w środku pola. Teraz Manneh będzie zmuszony odpocząć od ligowej piłki, a szansę może otrzymać młody Polak.

W tym sezonie Manneh wystąpił w 21 – licząc spotkanie z Koroną – meczach. Liczby, jak na środkowego pomocnika, ma dość marne. Zaledwie jedna asysta, trzy żółte kartki i jedna czerwona. Manneh notuje także bardzo dużo strat, w ostatnich spotkaniach najwięcej w zespole, ma na swoim koncie także wiele niecelnych podań.

Bijatyka na murawie

Strata dwóch zawodników na placu gry nieoczekiwanie przyspieszyła tempo rozgrywki. Utracona przez zabrzan bramka jakby dodała skrzydeł zespołowi, na boisku zameldował się także Angulo, zejść musiał Giakoumakis, aby załatać dziurę pozostawioną po Mannehu. Bramka dla Korony okazała się tylko przebłyskiem technicznego geniuszu Forsella. Kielczanie wciąż grali bardzo niedokładnie.

Zagrożenie stwarzała jednak właśnie Korona. Pod bramką Górnika niebezpiecznie robiło się, kiedy do rzutu rożnego podchodził Petteri Forsell. Obrona „Scyzorów” nie mogła jednak odetchnąć – to właśnie niedokładność zawodników z Kielc prezentowała kolejne okazje zabrzanom. Jednej z nich nie wykorzystał Roman Prochazka. Piłka minimalnie minęła bramkę Kozioła.

W 80. minucie do kolejnego już rzutu rożnego znów podszedł Pitteri Forsell. Po dośrodkowaniu piłkę głową strącił jeden z zawodników Korony, a ta trafiła w końcu pod nogi Grzegorza Szymusika. Wystarczyło, aby prawy obrońca „Scyzorów” dostawił nogę i strzeliłby swoją pierwszą bramkę w tym sezonie ekstraklasy. Nogę dostawił, piłka zatrzepotała w siatce i wydawało się, że „Twierdza Zabrze” w końcu upadła. Drugi raz w tym sezonie.

Zwycięstwo Korony w Zabrzu można nazwać prawdziwą niespodzianką. Nawet znajdujący się obok komentatorzy z Kielc nie wierzyli w to, co właśnie wydarzyło się na boisku. „Jezus Maria, my to wygramy! My nie mieliśmy prawa tego wygrać!” – krzyczał jeden z nich. To prawda – przez większą część spotkania Korona nie miała żadnych argumentów oprócz Petera Forsella w wyjściowej jedenastce.

Z nieba do piekła…

Na murawie zameldował się Angulo, który ostatnio nie grzeszył dobrą formą. Popularny hiszpański duet spisywał się jednak bardzo dobrze. Igor i Jimenez nacierali na bramkę Korony, desperacko starając się zdobyć wyrównującego gola. Tym razem przed szansą na trafienie z rzutu rożnego stanął Górnik.

Krótkie rozegranie, wrzutka Jimeneza… Dalsze losy futbolówki to ciąg zupełnie losowych zdarzeń. Najpierw obrońca Korony nie trafił czysto w piłkę, ta odbiła się od twarzy Igora Angulo i nieco wzbiła w powietrze, głowę dołożył Przemysław Wiśniewski, który… trafił w poprzeczkę. W końcu piłka uderzyła w nogę Gnjticia, który na przestrzeni całego spotkania spisał się fatalnie. Bramka samobójcza zwieńczyła jego słabą postawę w meczu.

Dwie bramki w końcówce ożywiły towarzystwo, Górnik wciąż atakował, ale zmęczenie dawało się we znaki. Jimenez oraz Angulo rozkręcali się, ale chyba już nikt nie wierzył w kolejną bramkę. W 94. minucie piłkę w pole karne wrzucił Jesus Jimenez, ta trafiła do zamykającego akcję Angulo. Ten dobrze wiedział, co ma zrobić. Dołożył głowę, uderzając niemalże szczupakiem, pozostawił golkipera Korony bez szans. Ten mecz był dla obu drużyn niczym rollercoaster, ale ostatecznie to gospodarze zadali pierwszy oraz ostatni – nokautujący – cios.

Górnik pozostanie liderem grupy spadkowej, nawet jeśli Raków pokona Wisłę Kraków. Korona mogła zaś znacznie zbliżyć się do rywali z Krakowa, którzy też walczą o utrzymanie w lidze. Dwie bramki stracone w samej końcówce pozbawiły ją jednak jakichkolwiek punktów. Mecz w Zabrzu może okazać się gwoździem do trumny kielczan.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze