HNG: Ese portugues… que bueno es!


Cristiano Ronaldo odpowiada w najlepszy możliwy sposób. Styczeń i pierwsza połowa lutego są w wykonaniu Portugalczyka iście zabójcze. Atakujący Realu Madryt wysyła jasny sygnał – Złota Piłka mogła, a może nawet powinna trafić w jego ręce.


Udostępnij na Udostępnij na

Pojawiło się już wiele tekstów traktujących o czwartej z rzędu Złotej Piłce dla Leo Messiego. W wielu z nich ubolewano nad tym, że nagroda nie powędrowała w ręce Cristiano Ronaldo. Portugalczyk ma równie wielu wrogów, co i zwolenników. Tych pierwszych jednak zdaje się być coraz… mniej. Tak – mniej. Jeszcze rok temu na dziewięciu stadionach na dziesięć dało się słyszeć przyśpiewki w stylu „ten Portugalczyk jest skur…” lub „Cristiano zdechnij”. Teraz CR7 słyszy już praktycznie tylko i wyłącznie pieśni na jego cześć. „Ten Portugalczyk… jaki on jest dobry!”

Być może Ronaldo zmienił trochę wizerunek. Nie jest już tak arogancki, ale to pewnie dlatego, że raczej unika mediów. Nie twierdzę oczywiście, że wcześniej zachowywał się w taki sposób – tego typu wyroki ferowali dziennikarze i „fani”, którzy widocznie mają jakieś kompleksy. Na boisku Cristiano również się zmienił – na lepsze. Nie oddaje już niezliczonej liczby strzałów, a jeśli już na takowe się decyduje, zazwyczaj są one piekielnie groźne. Z zawodnika perfekcyjnego stał się piłkarzem jeszcze bardziej perfekcyjnym, jakkolwiek to brzmi. Początek 2013 roku w jego wykonaniu jest po prostu piorunujący. Strzela bramki na wszystkich frontach, bramki ładne, piękne i najpiękniejsze. Ważne, ważniejsze i najważniejsze. Jest prawdziwym liderem Realu Madryt i na nowo rozkochał sobie publikę na Estadio Santiago Bernabeu, która przy każdej sposobności skanduje jego nazwisko.

Wyborna forma reprezentanta Portugalii nadeszła w najlepszym możliwym momencie. Najbardziej cieszy się z tego Jose Mourinho, który rzekomo specjalnie tak przygotowywał swoją drużyną, aby ta była w najlepszej kondycji fizycznej właśnie w drugiej części sezonu. „The Special One” na pewno nie zakładał tak gigantycznej straty w lidze do Barcelony, ale trzeba przyznać, że od jakiegoś czasu – wyłączając mecz z Granadą – oglądamy Real konsekwentny, grający ładnie i skutecznie. Pytanie tylko: czy to jedynie zasługa Ronaldo? Kiedy były gracz Manchesteru opuścił boisko w 62. minucie meczu z Sevillą, gra Realu siadła. Nie było piłkarza, który chwyciłby za lejce i dyrygowałby akcjami ofensywnymi. Inna sprawa, że „Królewscy” zaczęli grać w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Gonzalo Higuaina.

Czy są powody do niepokoju? Nawet jeśli bardzo dobra gra uzależniona jest w pewnym stopniu od Ronaldo, co w tym złego? Portugalczyk naprawdę jest maszyną, perfekcyjnie naoliwioną maszyną, której trzeba wrzucić metalowy pręt między koła zębate, aby przestała działać. Bycie najczęściej faulowanym zawodnikiem w Europie nie jest łatwe. Nie jest łatwe dla samego Ronaldo, jak i dla jego ciała. Mimo to ciągle oglądamy go na murawie, biegającego na pełnej szybkości do ostatniej minuty spotkania. Ktoś powie, że każdy mógłby czekać na piłkę na połowie rywala i wykonywać co 5-10 minut kilkunastometrowe sprinty. Odsyłam tego kogoś choćby do ostatniego starcia z Sevillą. Gol numer trzy w wykonaniu CR7 to po prostu istny majstersztyk.

Hiszpańskie dzienniki pisały w ostatnim czasie o niecnym planie Jose Mourinho, który wyciągnął wnioski z poprzedniego sezonu i nie forsował tak swoich podopiecznych od początku rozgrywek. Real nie przywiązał tym razem tak dużej wagi do Superpucharu Hiszpanii, ale i tak go wygrał. Nie grał na 100 procent w lidze i tutaj niestety się przejechał. Ale najważniejsze było to, aby Ronaldo i spółka byli w szczytowych formach właśnie od lutego. Od jutra, od meczu z Manchesterem United, zaczyna się wielkie granie – granie, na które wszyscy czekamy. A Ronaldo jest w życiowej formie.

Najnowsze