Afrykański mundial sprawił, że otwarte niedawno okienko transferowe rozpędza się wyjątkowo wolno. Chociaż może po prostu, mając w pamięci zeszłoroczne szaleństwa Pereza, oczekujemy „igrzysk” przez całe wakacje? Zapraszam na kolejną porcję doniesień transferowych z gorącej Hiszpanii.
Katalonia sprzedaje wielkiego piłkarza
W Barcelonie do skutku doszedł jeden wielki transfer, tym razem z klubu. Odszedł Yaya Toure, jeden z najlepszych defensywnych pomocników świata, odszedł, by wreszcie móc grać ze swoim bratem w Manchesterze City. Co ciekawe, zarówno trener, działacze, jak i sam piłkarz cały czas twierdzą, że nie chcieli tego transferu. Ale do takiej dyplomatycznej gry miłymi słówkami się już przyzwyczailiśmy. Nie ma co dziwić się decyzji piłkarza, który chce po prostu grać. Trzeba dziwić się decyzji Guardioli, który pozbywa się gracza tej klasy.
Odejście Toure to niejedyne rozstanie z koszulką Barcelony. Szeregi rezerw katalońskiego klubu opuściło lub wkrótce opuści kilku obiecujących graczy. Przesądzone jest już odejście Gaia Assulina, który, skonfliktowany z Luisem Enrique, nie miał miejsca w drużynie rezerw, która, swoją drogą, zmieniła niedawno nazwę i z kreatywnej „Barca Athletic”, stała się prozaiczną „FC Barcelona B”. Blisko opuszczenia La Masii są jeszcze między innymi Benitez i Elvis. Na szczęście dla fanów zespołu, z Katalonii na razie nie ruszają się największe perły cantery. Bartra, Fontas, Botia i Thiago podpisali lub podpiszą niedługo nowe kontrakty.
Wychodząc poza strefę faktów, przyjrzyjmy się plotkom transferowym. Przede wszystkim, Juan Mata nie jest i prawdopodobnie nie będzie na razie piłkarzem Barcelony – prezydent Valencii, Manuel Llorente, wyraźnie powiedział, że wychowanek Realu Madryt nie jest na sprzedaż. Telenowela „Cesc w Barcelonie” również, mimo nagrania niezliczonej liczby epizodów, daleka jest od rozwiązania. Katalońskie oferty opiewające na sumy rzędu 30 milionów euro wzbudzają śmiech politowania w Londynie. Żądania rzędu 50 milionów funtów wzbudzają analogiczne reakcje w Hiszpanii. Sandro Rosell ma, jak twierdzi prasa, w ręku mocne karty przetargowe. Otóż planuje on „szantażować” Arsene’a Wengera groźbą transferu Mesuta Özila. Francuz z pewnością nie może spać w nocy, bo chociaż Özil zapowiada się na wielkiego piłkarza, to jednak Fabregas już nim jest. Plotki o możliwej zniżce za Cesca w zamian za nieblokowanie transferu tureckiego Niemca (czy też niemieckiego Turka, niepotrzebne skreślić) są oczywiście niepoważne.
Z „Barcą” jest po raz kolejny łączony Robinho, którego Manchester City chce wysłać na kolejne wypożyczenie. Z Brazylijczykiem w składzie siła ofensywna zespołu byłaby niemożliwa do ogarnięcia przez zwykłych śmiertelników. Ale jest pewien problem. Problem ten pochodzi ze Szwecji, ale nazywa się zupełnie nie po szwedzku. „Ibra” musi albo odejść, albo grać w pierwszym składzie, inaczej atmosfera w klubie będzie nie do zniesienia. Wystarczy przypomnieć, że po tym, jak Zlatan przesiedział kilka meczów na ławce rezerwowych, jego agent, słynny Mino Raiola, z zadziwiającą biegłością zdiagnozował u Pepa Guardioli chorobę psychiczną.
Kastylia spokojnie czeka
Madryt, po zakupieniu Di Marii, również zwolnił. Jeszcze dwa transfery, jak twierdzi Valdano. „El Filosofo” pewnie wie, co mówi, jednak nie przeszkadza to prasie w tworzeniu coraz to bardziej pomysłowych teorii. Media wieszczą transfery na każdą pozycję, poza bramką. Jednak nawet Casillasa kilka tygodni temu straszono Julio Cesarem.
Wypowiedzi towarzyszące transferowi Douglasa Maicona stają coraz bardziej dziwne. Defensor mówi, że nie chce odchodzić, ale decyzję pozostawia klubowi. Klub mówi, że nie chce go sprzedawać, ale ostatnie słowo ma piłkarz. Sytuacja wydaje się więc jasna, nikt nie chce tego transferu, ale… ale dlaczego cały czas się o tym mówi? Wywiad Maicona dla dziennika „As” sprzed kilku tygodni był chyba zbyt jednoznaczny, trzeba pokazać, że nie wszystko zostało już załatwione.
Aleksandar Koralov wydaje się oddalać od ekipy Jose Mourinho, wobec tego wrócił temat Ashleya Cole’a, który ma odesłać na ławkę rezerwowych Marcelo i/lub zmusić go, by porzucił marzenia o defensywie i przeprogramował się na skrzydłowego. W sprawach Gerrarda, Meirelesa, Martineza i Schweinsteigera bez zmian. Prasa wieszczy rychły transfer, Perez przyznaje tylko, że dany piłkarz jest wspaniałym graczem, a macierzysty klub twierdzi, że nic nie wie o zainteresowaniu, ale profilaktycznie dyktuje cenę dwukrotnie wyższą, niż powinien.
Raul jest blisko Schalke. Ta wiadomość zmroziła serca wszystkich kibiców Realu. Jak to? Raul, wielki Raul odchodzi? Perez nie szanuje legend i niszczy tożsamość klubu! Fanom, którzy przyznają, że ich serca są śnieżnobiałe, przypominam, że klub w uznaniu dla dokonań „El Siete” dał mu pełną swobodę. Może zostać, może odejść i grać gdzie chce, może zakończyć karierę. A co zrobi Gonzalez, przekonamy się niedługo.
Lewant gra odważnie
Najważniejszym wydarzeniem ostatniego tygodnia był transfer Davida Silvy do Manchesteru City. Zdesperowana Valencia sprzedała już swoich dwóch najlepszych graczy. „El Chino” podjął wyzwanie i przeniósł się do ligi wymagającej fizycznie. Jeśli podoła, szybko uzyska pozycję lidera drużyny, która buduje skład na miarę mistrzostwa Anglii. Jeśli nie, pewnie niedługo wróci do Primera Division, miejsca, gdzie nienaganne technicznie, a słabe fizycznie maluchy pokazują, na co ich stać.
Pomysłem prezydenta Llorente na wzmocnienie składu są wypożyczenia. Valencia złożyła prośbę o wypożyczenie na rok Javiera Hernandeza, znanego jako Chicharito. Jednak Alex Ferguson nie zdecydował się wypuścić świeżo zakontraktowanego gracza, który niespodziewanie stał się najlepszym graczem Manchesteru United na mundialu. Meksykanin zapowiada walkę o pierwszy skład i miejsce obok Rooneya w napadzie „Czerwonych Diabłów”.
Podczas rozmów o transferze Silvy padła propozycja wypożyczenia Robinho. Podobno wszystko w rękach Llorente, który ma na biurku wszelkie dokumenty – wystarczy podpisać. No ale Brazylijczyk to gwiazda wymagająca gwiazdorskiego traktowania i pozycji lidera. Przekonał się o tym Real Madryt, z którego krnąbrny gracz odszedł w poszukiwaniu Złotej Piłki. Valencia nie szuka lidera. Tę funkcję ma piastować Ever Banega. Kreatywny pomocnik ciągle ma papiery na gracza największego formatu, może brak ograniczenia w postaci dwóch Davidów mu pomoże?
Nowi szukają jakichkolwiek wzmocnień
Zamiast dalszej analizy poszczególnych drużyn, proponuję przyjrzeć się trzem nowym ligowym ekipom.
Real Sociedad San Sebastian, jeden z najstarszych klubów w Hiszpanii wraca na należne sobie miejsce. Wraca z rozsądkiem, nie rzuca się na transfery, nie wypożycza ligowych średniaków. Kupuje za to bardzo dobrego napastnika, Josebę Llorente, który, mimo że już niemłody, zapewni kilkanaście goli w sezonie. Poza nim, do baskijskiego teamu dołączył Paco Sutil, 25-latek z Eibar, o którym wiadomo tylko tyle, że wyróżniał się w rozgrywkach Segunda B. Dostanie więc unikalną szansę na przeniesienie się do pierwszej ligi i pokazanie, na ile naprawdę go stać.
Pozostałe dwie nowe drużyny, Levante i Hercules, nie poczyniły jeszcze żadnych transferów. Klub z Valencii stara się podobno o zakontraktowanie Rubena Barai. „Stara się” to słowo klucz w poczynaniach obu drużyn. Hercules kusi między innymi Romarica, Aythamiego i Aguilara. Prowadzi też rozmowy z Barceloną o wypożyczeniu trójki wychowanków: Thiago, Fontasa i Soriano, jednak szanse na to są zdecydowanie małe. Levante widzi w swojej kadrze Xaviego Ventę, Xaviego Torresa czy Armenterosa. Wszystko to solidni ligowi, często grający w pierwszych składach swoich drużyn, piłkarze, którzy niekoniecznie będą chcieli przechodzi do zespołu, który za rok pewnie spadnie z ligi. Bo o ile Real Sociedad ma możliwości, by utrzymać się w lidze, to dwie pozostałe, a szczególnie Hercules, pewnie za rok wrócą do Segunda.