Historia jednego meczu


Obecne mistrzostwa świata odbywające się w RPA z całą pewnością nie należą do najciekawszych. Poza spotkaniem Kamerunu z Danią żadnego meczu nie można nazwać porywającym widowiskiem. Dla polskich kibiców bolesny jest również fakt, iż nie mogą oni oglądać swojej reprezentacji na zielonych murawach w Afryce. W dzisiejszych czasach mało jest już ludzi w naszym kraju, którzy pamiętają jedno z najlepszych, przegranych spotkań reprezentacji Polski. A było to w 1938 roku w Strasburgu…


Udostępnij na Udostępnij na

Na mundial do Francji nie pojechalibyśmy, gdyby nie fantastyczny dwumecz z Jugosławią. Pierwsze spotkanie w Warszawie „Biało-czerwoni” wygrali po dwóch bramkach Piątka oraz jednej Wostala i Wilimowskiego. Rewanż w Belgradzie był w kraju wielkim wydarzeniem. Nerwy były wyczuwalne w każdym polskim domu. Wprawdzie rewanż z Jugosławią przegraliśmy 0:1, ale nie odebrało to podopiecznym kapitana związkowego (tak wtedy nazywany był selekcjoner), Kałuży, awansu do turnieju finałowego.

W Strasburgu Polacy zameldowali się 3 czerwca 1938 roku, a więc zaledwie dwa dni przed ich pierwszym meczem na mistrzostwach świata. Los nie był łaskawy dla „Biało-czerwonych”. 10-letni Yves Rimet wylosował nam za przeciwników Brazylię. Wprawdzie o reprezentacji Kraju Kawy nie było wiadomo zbyt wiele, jednak każdy obawiał się jej żywiołowej i atrakcyjnej gry. Polska kadra dała się poznać, jako rywalizująca do ostatniego gwizdka. Włoscy, francuscy i szwajcarscy dziennikarze podkreślali ogranie Polaków na międzynarodowej arenie oraz umiejętność gry w ataku.

W końcu nadszedł wieli dzień. 5 czerwca 1938 roku wszystkie ulice w Polsce opustoszały. Pełne ludzi były za to kawiarnie i restauracje. Wszyscy z napięciem nasłuchiwali relacji z Francji. Jakaż rozpacz musiała nastąpić, gdy Brazylijczyk Leonidas w 18. minucie rozpoczął swój strzelecki popis. Dziś niewiele wiadomo o tym, jak zdobyte zostały bramki. Przypuszcza się jednak, że gol padł po błyskawicznej akcji i strzale tego napastnika w samo okienko bramki strzeżonej przez Madejskiego. Polacy szybko odpowiedzieli. W 23. minucie w pole karne wpadł Ernest Wilimowski. Łapany przez jednego z obrońców upadł, a sędzia podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Fryderyk Scherfke – zawodnik Warty Poznań. Był to pierwszy gol naszej reprezentacji w historii występów w mistrzostwach świata. Przed przerwą widzowie zgromadzeni na stadionie w Strasburgu obejrzeli jeszcze dwie bramki. Niestety obie w wykonaniu Brazylijczyków. Najpierw piłka zatrzepotała w siatce po akcji Romeu, a później trafił Peracio, który wykorzystał zamieszanie podbramkowe po rzucie rożnym.

Po przerwie nastąpił nieoczekiwany zwrot wydarzeń. W ciągu piętnastu minut Ernest Wilimowski zdobył dwa gole i znów mieliśmy remis. Oba trafienia to efekt indywidualnych akcji legendy Ruchu Hajduki Wielkie (późniejszego Ruchu Chorzów). W 71. minucie spotkania na prowadzenie znów wyszedł zespół z Ameryki Południowej. Istnieją różne wersje, ale najbardziej prawdopodobna jest ta, że gola zdobył Leonidas, po uderzeniu sprzed pola karnego. Gdy wydawało się, że sen Polaków o awansie do ćwierćfinału legł w gruzach, do bramki Brazylijczyków trafił niezawodny Wilimowski. „Enzi” wykorzystał zamieszanie podbramkowe i sprawił, iż o zwycięzcy zadecydowała dogrywka.

Już w jej 3. minucie błąd Madejskiego wykorzystał Leonidas, celnie dobijając futbolówkę odbitą przez naszego bramkarza.  Gol na 4:6 również był spowodowany indywidualnym błędem. Tym razem popełnił go Władysław Szczepaniak, który wybijając piłkę spod własnej bramki, podał ją wprost pod nogi Leonidasa. Snajper reprezentacji Brazylii w takich chwilach nie zwykł się mylić. Kiedy wszyscy w kraju pogodzili się już z myślą o zakończeniu turnieju dla „Biało-czerwonych”, Polacy znów pokazali, że potrafią walczyć do samego końca. W 118. minucie futbolówkę do siatki skierował Wilimowski, który wykorzystał celne podanie Wodarza. Polska miała jeszcze okazję do wyrównania. Niestety wynik nie uległ zmianie i to Brazylia przeszła do dalszej fazy turnieju.

Mimo porażki, Polacy wracali do ojczyzny w glorii chwały. Chwalono ich za dzielną postawę w spotkaniu z wirtuozami futbolu. Szczególnie media zagraniczne podkreślały ambicję i upór, z jakim drużyna trenera Kałuży dążyła do osiągnięcia dobrego wyniku.

Dziś trudno wyobrazić sobie tak walczącą reprezentację naszego kraju. W czasach, gdy tak często narzekamy na naszych piłkarzy, warto spojrzeć w przeszłość, którą możemy się chlubić. Uśmiech znika jednak, kiedy spoglądamy na datę – czerwiec 1938 roku…

Komentarze
~LOKII (gość) - 14 lat temu

A dało by radę sprawdzić czy jakiś inny zawodnik
strzelił kiedyś Brazylii 4 albo więcej bramek

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze