Gwiazdy bez kontraktu do wzięcia. Ekstraklaso, działaj!


Był Ljuboja i Kapo, pora na kolejnych?

17 sierpnia 2016 Gwiazdy bez kontraktu do wzięcia. Ekstraklaso, działaj!
footballpictures.net

Na początku każdego okienka transferowego świat zalewa fala piłkarzy, którym właśnie pokończyły się kontrakty. Wśród nich nie brakuje takich, którzy przyciągają uwagę samym nazwiskiem. Niegdyś sławni, dziś szukają nowego miejsca, gdzie fani znów mogliby skandować ich imiona i dla nich przychodzić na stadion.


Udostępnij na Udostępnij na

Dotychczas w Polsce mamy raczej pozytywne skojarzenia z piłkarzami, którzy przychodzili do ekstraklasy w blasku dużego nazwiska. Wcale nie było tak, że każdy z nich odcinał kupony od dawnej sławy. Jasne, zdarzały się przypadki graczy, którzy w teorii powinni stanowić wielkie wzmocnienia, w praktyce nie przeszli u nas nawet testów. Przykłady to Raul Bravo i Taye Taiwo, obaj trenowali z Legią Warszawa. Pamiętajmy jednak, że byli u nas tacy goście jak Danijel Ljuboja i Olivier Kapo. Obaj nawet pojedynczymi akcjami potrafili wzbudzać aplauz na trybunach. Zawodnicy podobnej klasy ciągle znajdują się na listach agentów sportowych ze statusem „bez kontraktu”. Kto mógłby trafić do ekstraklasy i przywołać w obserwatorach sentyment?

Głównym argumentem naszych rodzimych klubów są ładne stadiony, pensje płacone na czas i niezłe medialne opakowanie rozgrywek.

Z góry skreślamy kandydatury zupełnie abstrakcyjne. Głównym argumentem naszych rodzimych klubów są ładne stadiony, pensje płacone na czas i niezłe medialne opakowanie rozgrywek. Nikt nie zaproponuje trzydziestokilkuletniej gwieździe pięciu milionów euro za sezon, ba, pewnie byłoby trudno nawet o kwotę dziesięciokrotnie niższą. Na naszej liście nie znajdzie się więc Ricardo Carvalho, który przez całą poważną karierę kasował grube miliony i zapewne będzie chciał poszukać sobie miejsca w Indiach, Chinach czy krajach arabskich. Nie ma mowy o Emmanuelu Adebayorze, który także ma inne ambicje aniżeli czysto sportowe. Raul Meireles, dotychczas zarabiający na życie w Fenerbahce, także raczej odpada. Seydou Keita, Maicon i Philippe Mexes też nie byliby skłonni osiedlić się w Polsce. Martin Caceres z kolei jest w takim wieku, że jeszcze pewnie zdecyduje się na szturm w jakiejś poważnej lidze. Mimo odfiltrowania wielkiej liczby nazwisk ciągle na liście jest wielu graczy, których zna niemal każdy fan europejskiej piłki.

Dimitar Berbatov (35 lat, Bułgaria, ostatnio PAOK Saloniki)

Byłoby trudno, ale najbogatsze polskie kluby mogłyby Bułgara skusić. Mimo 35 lat na karku jest to taki typ zawodnika, który powinien zachwycać niezależnie od spadku fizycznych możliwości. Coś jak Ljuboja, tylko dobrą półkę wyżej. Technika nie z tej ziemi, wizja, pomysłowość. Skuteczność też przyzwoita. Kiedyś, w czasach znacznie mniej chorych pod względem finansowym, Manchester United był w stanie za niego zapłacić 38 milionów euro. Gdyby przyszedł do Polski i mu się chciało, w pojedynkę wygrywałby mecze. Gdyby się nie chciało… niektóre pewnie wygrywałby w dalszym ciągu. Wraz z Berbatovem do Polski przyjechałaby prawdziwa joga bonito!

https://youtu.be/oVI-A6h88Ac

Jose Bosingwa (33 lata, Portugalia, ostatnio Trabzonspor)

Jest w takim wieku, że jeszcze nie czas kończyć karierę, ale ostatnie miesiące były dla niego raczej przeciętne. Grał co prawda w lidze tureckiej, ale ponad pewną solidność się nie wybijał. Inna sprawa, że taki np. Olivier Kapo przed przyjściem do Korony Kielce miał słaby sezon w średniaku ligi greckiej, a w wieku był podobnym. Bosingwa pewnie chciałby jeszcze swoje zarobić, niemniej mocniejsze polskie kluby mogłyby tak skonstruować kontrakt, żeby prawy obrońca więcej pieniędzy zbierał na boisku aniżeli za samo bycie w zespole. Dobra jak na nasze warunki umowa mogłaby być przez 28-krotnego reprezentanta Portugalii rozważona.

Yakubu Aiyegbeni (33 lata, Nigeria, ostatnio Kayserispor)

Wariant dobry dla klubów z nieco niższej półki pod warunkiem, że nie miałby zbyt wysokich wymagań płacowych. Niegdyś czołowy snajper Premier League ostatni sezon zakończył bez bramki na koncie, nie powinien więc specjalnie wybrzydzać. Inna sprawa, że z różnych powodów Afrykańczycy nieco szybciej wpadają w fizyczny dołek, stąd też prawie 34 lata na karku nie wróżą nic dobrego. Tak czy inaczej, wart niegdyś 20 milionów euro, silny jak tur snajper wzbudzałby ciekawość fanów na polskich stadionach, a gdyby przypomniał sobie choć trochę ze swoich najlepszych czasów, mógłby być dużą wartością dodaną w wielu zespołach naszej ligi.

Marouane Chamakh (32 lata, Maroko, ostatnio Crystal Palace)

Znowu przypadek, w którym zbyt dużą przeszkodą mogą okazać się wymagania płacowe. Podobnie jak nasza czołówka płaci przecież dół tabeli Ligue 1, gdzie Marokańczyk z pewnością nie musiałby mierzyć się z problemem aklimatyzacji. Były piłkarz Arsenalu mimo wysokiego wzrostu imponuje techniką, kibice z pewnością nie narzekaliby na jego boiskowe popisy. Jedyny warunek to obecność kogoś bardziej bramkostrzelnego u boku. Chamakh pod względem statystyk strzeleckich jest trochę jak Aleksandar Prijović. Fajnie się go ogląda, ale liczby specjalnie nie przekonują. Ostatnie dwa sezony w jego wykonaniu lepiej przemilczeć. To była jednak Premier League, w ekstraklasie raczej nie miałby problemów z oszukiwaniem defensyw rywali.

Kevin Kuranyi (34 lata, Niemcy, ostatnio Hoffenheim)

Znając życie, przyjechałby, pokopał kilka miesięcy i wyjechał obrażony. Dość niestabilny charakter Niemca brazylijsko-panamskiego pochodzenia raczej nie pomagał w robieniu kariery, trzeba jednak przyznać, że mierzący 190 cm wzrostu Kuranyi potrafi (a na pewno potrafił) strzelać bramki. Lata gry w Rosji pozwoliły zarobić swoje. Do Polski mógłby przyjechać udowodnić niedowiarkom w swojej ojczyźnie, że cały czas jest klasowym snajperem, a ostatni sezon to zwyczajny wypadek przy pracy (14 meczów, zero goli, taki jest bilans gry w Hoffenheim). Wcześniej rzadko zdarzały się lata niezakończone dwucyfrową liczbą bramek, a na jego styl gry upływający czas nie powinien wpłynąć jakoś szczególnie źle.

Simone Pepe (32 lata, Włochy, ostatnio Chievo Werona)

Ostatni sezon nie był szczególnie udany dla 23-krotnego reprezentanta Włoch, niemniej pojedyncze przebłyski wskazują na to, że kilka lat spędzonych na ławce rezerwowych Juventusu wcale nie umniejszyło jego klasy sportowej. Choć to nominalny lewoskrzydłowy, w zasadzie może występować na każdej pozycji w pomocy. Taki wielce doświadczony, uniwersalny zawodnik z prawie 250 występami w Serie A sprawdziłby się zapewne w każdej polskiej drużynie. Po sezonie w dość biednym Chievo jego wymagania płacowe też raczej byłyby do spełnienia. Telefon do Włoch wiele nie kosztuje, można próbować.

Steven Pienaar (34 lata, RPA, ostatnio Everton)

Drobna postura, wielka technika, lata gry na bardzo wysokim poziomie. Steven Pienaar powoli zbliża się do końca swojej bardzo udanej kariery, ostatnimi czasy siedział już jednak wyłącznie na ławce rezerwowych w Evertonie. Mówi się, że zainteresowany jego usługami jest David Moyes, który chciałby doświadczonego pomocnika u siebie w Sunderlandzie. Jeśli tak, to o przejściu do któregokolwiek z naszych klubów nie byłoby mowy, jeśli jednak finalizacja umowy nie dojdzie do skutku, o takiego gracza warto powalczyć, gdyby tylko zgodził się na nasze realia płacowe.

Piotr Trochowski (32 lata, Niemcy, ostatnio FC Augsburg)

Gdyby nie kontuzje, jego kariera pewnie potoczyłaby się inaczej. 36-krotny reprezentant Niemiec urodzony w Tczewie do polskiej ligi przeszedłby z pocałowaniem ręki, wszak doskonale zna nasz język. Może występować na dowolnej pozycji w pomocy, jest świetny technicznie, choć z szybkością po serii urazów może być u niego różnie. Z Tczewa niedaleko na przykład do Gdyni, w takiej Arce mógłby stworzyć zabójczy duet z Mateuszem Szwochem. Wymagania płacowe? Nie w takim momencie kariery. Naprawdę warto się zainteresować.

Kto jeszcze?

Sporo tego, prawda? To jednak nie koniec. Na rynku jest jeszcze wiele bardzo medialnych nazwisk, kilka z nich zasługuje na zbiorczy akapit. Poszukujemy defensora? To może Danijel Pranjić, Chorwat z Bayernem w CV, ostatnio grający w Panathinaikosie. Albo silny jak tur stoper Modibo Diakite, ostatnio gracz Sampdorii, który reprezentował kluby Serie A, La Liga i Premier League, a i wiekowo nie jest jeszcze bardzo zaawansowany (29 lat). Jest też były gracz Olympique’u Lyon i Dynama Kijów, czyli Pape Diakhate. Z bocznych obrońców choćby Kevin Constant, który ponoć rozmawiał pod koniec czerwca z Legią oraz… Sebastian Boenisch. Były reprezentant Polski rozmawiał z Lechią Gdańsk, jako że dalej nie ma klubu, z pewnością spojrzałby na ekstraklasę przychylniejszym okiem.

Pomocnicy i napastnicy, ich też całkiem sporo. PSG, OM, Almeria. Takie kluby w CV ma Modeste M’Bami. Teraz raczej nie miałby wielkich wymagań płacowych. Rusłan Rotań zapewne szuka drużyny w rosyjskojęzycznej strefie, wszak na wschód od Ukrainy płacą dobrze, jeśli jednak nie podpisze kontraktu np. w Kazachstanie, ciągle byłby dużym wzmocnieniem dla czołówki ekstraklasy. Z Rosją związany jest urodzony w Taszkencie Nigeryjczyk Peter Odemwingie. Były skrzydłowy Stoke City to już zaawansowany wiekowo gracz, u nas pewnie dawałby jeszcze radę. Nieco młodszy Brazylijczyk Jussie to żywa legenda Girondins Bordeaux, ostatnio jego rola w klubie spadła na tyle, że gracz rozgrywający postanowił poszukać sobie nowego klubu. Z napastników ciekawą opcją jest choćby Rafik Djebbour, niegdyś czołowy strzelec Olympiakosu Pireus, ostatnio grający w AEK-u Ateny. Naprawdę jest z czego wybierać.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze