Gra pozorów trwa. Może kibice na trybunach to jednak nie taki zły pomysł?


Kilka słów o absurdach prawnych, które są konsekwencją "walki" z pandemią. Ich ofiarami są zarówno kibice, jak i kluby

28 lutego 2021 Gra pozorów trwa. Może kibice na trybunach to jednak nie taki zły pomysł?

Ten artykuł miał być typowym reportażem. Jego początkowe założenie to porównanie atmosfery na stadionie z fanami oraz bez nich. Chciałem trochę powspominać, jaka to nie jest fantastyczna atmosfera na meczach lokalnych i wyrazić nadzieję, że niedługo kibice ponownie spotkają się na trybunach. Ale po Derbach Południowego Podlasia, czyli meczu Podlasia Biała Podlaska z Orlętami Radzyń Podlaski, muszę inaczej ugryźć ten dosyć drażliwy temat.


Udostępnij na Udostępnij na

Poszedłem na mecz pieszo, mam stosunkowo niedaleko. Spotkanie odbyło się na boisku treningowym Podlasia Biała Podlasia. Obok znajduje się stadion, który od kilku lat jest rozkopany. Był przebudowywany według jednego projektu, potem podwykonawca zbankrutował, teraz jest nowy projekt. Temat rzeka. Kiedy jeszcze wpuszczano kibiców na trybuny, to Podlasie grało na małym stadioniku koło Państwowej Szkoły Wyższej. Nie można pobrać pieniędzy od fanów, to przeniesiono się na obiekt ze sztuczną nawierzchnią. Teoretycznie tylko treningowy.

Fantastyczne derby

Dotarłem do strefy dla mediów. Białą Podlaską nikt zbytnio się nie interesuje, więc poza mną byli tam działacze obu klubów, lokalni dziennikarze i jacyś młodzi ludzie. Wiało niesamowicie i już po kilku minutach czekania poczułem się zziębnięty. Ale wreszcie nadeszli piłkarze i rozpoczęło się spotkanie. Trzecia liga to nie jest jakiś niesamowity poziom, jednakże dużo się działo. Na początku okazję miały Orlęta, potem goście zdołali wyjść na prowadzenie. Ale zaraz osłabli i po dziesięciu minutach Podlasie wyrównało. Do tej pory nie wiem na sto procent, czy to były zwykłe bramki, czy może samobóje. W obu sytuacjach bardzo się kotłowało. Zwłaszcza pierwsza bramka dla Orląt była lekko absurdalna, bo w zasadzie całą robotę wykonał jeden „centrostrzał”. Bramkarz Podlasia trochę zaspał, piłka go minęła i rozpoczął się kocioł.

Przed końcem pierwszej połowy dobrym strzałem z dystansu popisał się Kacper Dmitruk i Podlasie wyszło na prowadzenie. W drugiej połowie ponownie mocniej do ataku ruszyły Orlęta i piłka przechodziła spod jednego pola karnego pod drugie. Ostatecznie gospodarze utrzymali korzystny wynik i po raz pierwszy od 10 lat pokonali drużynę z Radzynia.

Podlasie-Orlęta, zawodnicy, kibice
Piotr Szymula

Jeśli miałbym rozpisywać się więcej o poziomie meczu, to napisałbym więcej o dziwnym fakcie, że piłkarze na poziomie trzeciej ligi rzadko wchodzą w dryblingi. Oczywiście mógłbym też dużo napisać o niezwykle dużej częstotliwości występowania popularnego w polskim języku słowa na literkę „k”. Mógłbym skrytykować też polską myśl szkoleniową. Ale to wszystko jest raczej oczywiste, nie ma po co pisać setny raz o ladze do przodu i specyfice lokalnych meczów. Należy poruszyć inny wątek.

Koronawirus obnaża absurdy

Wszyscy wiemy, jak dziwne decyzje podejmują europejskie rządy w ramach zapobiegania rozwoju pandemii koronawirusa. Jednak nie wchodząc w politykę, należy rozważyć jeden aspekt, który dotyczy futbolowych fanów. Mam tu na myśli możliwość wchodzenia na trybuny. Można wejść do teatru, kina, ale stadion jest z dziwnego powodu niesamowitym problemem. I nikt mi nie wmówi, że w teatrach po prostu tak dobrze przestrzega się obostrzeń. Już sobie wyobrażam, jak goście stłoczeni wychodzą z sal. Ale to tylko dygresja.

Powracając do meritum sprawy. W ostatnim czasie świat obiegły zdjęcia fanów Borussii, którzy świętowali zwycięstwo w spotkaniu z Schalke 04. We Francji kibice spotykają się pod stadionami, np.: Olimpique Marsylii czy Girondins Bordeaux. W Polsce oczywiście występuje identyczne zjawisko. Na meczu Stali Mielec, z bodajże Cracovią, boisko nagle się zadymiło. Od rac. W tle dało się usłyszeć śpiewających kibiców. Musiała to być całkiem liczna grupa.

Na meczu Podlasie-Orlęta policja i ochrona zabezpieczyły parking od strony boiska treningowego, odgrodzono siedzibę klubu. Na pierwszy rzut oka wszystko fajnie wyglądało, ale po jednej stronie boiska pozostawiono puste miejsce. I w tym miejscu tłoczyła się około setka ludzi. Oglądali mecz. Za darmo, bo klub nie miał prawa sprzedawać biletów. Policjanci byli całkiem zadowoleni, bo panował spokój (podczas derbów czasami dochodzi do bitek). Ochroniarze – to samo. A jak tak się rozglądałem i zastanawiałem, po co odwalać jakieś cyrki z obostrzeniami, skoro to wszystko gra pozorów?

„Panie sędzio, to k*** jest faul!”, czyli rzeczywistość w niższych ligach

Kibice cierpią, kluby cierpią

Żyjemy z koronawirusem już prawie rok. Każdy wie, czym grozi ewentualne zakażenie. Jednak gdyby na następny dzień otwarto stadiony, to zaraz zebrałaby się ogromna grupa chętnych, którzy natychmiast zajęliby miejsca na trybunach. Ci ludzie zapewne płacą składki zdrowotne. W takim razie dlaczego zabrania im się wejścia na obiekt i podjęcia pewnego ryzyka na własną odpowiedzialność? Rozumiałbym, gdyby obecnie stosowane rozwiązanie było chociaż trochę skuteczne. Ale teraz to wygląda tak, że ludzie i tak znajdują setki sposobów, żeby obejrzeć sobie spotkanie na żywo, a klub nie czerpie z tego zysków. Zamknięcie stadionów nie przyczynia się do spowolnienia rozwoju pandemii, jednak znacząco wpływa na sytuacją finansowych drużyn, zwłaszcza tych biedniejszych. Brzydko mówiąc – kluby sportowe dostają w ryj.

Akurat jeśli o Podlasie, sytuacja jest trochę inna. Klub, ponoć nawet z pełnymi trybunami, wychodzi na minus przy organizacji meczów (nie wiem czy to prawda, ale tak słyszałem). To jeden z niewielu takich przypadków na mapie Polski. Z reguły obok klubów funkcjonują też sklepiki, sama instytucja również zatrudnia kilku ludzi. Obecna sytuacja oznacza cięcia finansowe, być może zwolnienia w przyszłości. Wszystko po to, żeby poudawać przed światem, że usiłuje się walczyć z pandemią. A potem pod stadionem i tak pojawia się zbiegowisko, które jest jeszcze większą bombą biologiczną niż kibice usadzeni na co drugim krzesełku. Ja osobiście, podczas pierwszych derbów tego sezonu (w Radzyniu), kiedy mogłem sobie wygodnie usiąść na wyznaczonym miejscu, nie czułem się niebezpieczniej niż przy „zamkniętym dla publiczności” spotkaniu. W związku z tym nasuwa mi się na usta jedno pytanie. Jaki to wszystko ma sens?

Reasumując ten wywód, chyba warto na poważnie pomyśleć o otworzeniu stadionów i realnym dbaniu o przestrzeganie obostrzeń, bo zakładamy, że ciągle walczymy z pandemią. Maseczki, dezynfekcja i te sprawy. No bo to chyba jest lepsze rozwiązanie, niż obecna gra pozorów, która nie przynosi założonego efektu. Jest też druga opcja. Można spróbować rozpędzić tłum kibiców i siłą zaprowadzić porządek. Jednak gdyby ktoś naprawdę wydał tak absurdalny rozkaz sympatycznym policjantom, to szczerze bym im współczuł. Bo oni i tak na pewno czują się zagubieni w patowej sytuacji. Nie mniej niż kibice czy pracownicy klubów.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze