Futbol to wojna, tu nie ma przyjaźni


13 sierpnia 2014 Futbol to wojna, tu nie ma przyjaźni

W 2005 roku, czyli raptem 9 lat temu, rzeczywistość w niemieckim futbolu pod pewnymi względami znacząco różniła się od obecnej sytuacji. Mistrzem niby jak zwykle był Bayern, który wydarł boleśnie stracony rok wcześniej tytuł Werderowi Brema Thomasa Shaffa. W tym samym czasie Borussia Dortmund przechodziła przez jeden z najboleśniejszych momentów w swojej historii…


Udostępnij na Udostępnij na

Ludzie interesujący się niemiecką piłką znają dobrze tę historię. Święcąca na przełomie wieków nieprawdopodobne sukcesy Borussia Dortmund stała się ofiarą własnej pychy. Nieudolny zarząd pod wodzą Gerda Niebauma roztrwonił pieniądze, które klub zarabiał za zwycięstwa w lidze (2002) czy sukcesy w europejskich pucharach (Liga Mistrzów wygrana w 1997, finał Pucharu UEFA we wspomnianym roku koreańskiego mundialu), wydając ogromne pieniądze na piłkarzy, którzy przestali gwarantować sukcesy. Nierozważna polityka finansowa doprowadziła do sytuacji, w której klub w 2005 roku stanął na krawędzi finansowej zagłady. Sprzedanie Westfalenstadion, wyprzedaż piłkarzy i desperacka (i początkowo bardzo nieudana) próba wejścia na giełdę spowodowały, że Borussia Dortmund w sezonie 2007/2008 zajęła 13. pozycję w lidze. Klub chylił się ku upadkowi, jednak w jego obronie stanął… Bayern Monachium.

„Bawarczycy” w tamtym okresie byli prawdziwym samarytanami w swojej lidze. Oprócz Borussi w krytycznym momencie z finansowego wsparcia Bayernu skorzystały także St. Pauli oraz lokalny rywal, TSV 1860 Monachium. Pożyczki te były nieoprocentowane, obliczone jedynie na pomoc rywalom. Nie bez racji będą jednak Ci, którzy twierdzą, że drużyna z Monachium wyhodowała na swej piersi największego rywala. Borussia pod wodzą Jurgena Kloppa stanęła na nogi, spłaciła długi i teraz, już za chwilę, stanie naprzeciw Bayernu w finale Superpucharu Niemiec. Nie bez racji będą też jednak Ci, którzy zauważą, że Bayern bardzo mocno „odpłaca” sobie pomoc udzieloną kilka lat temu. Bayern ma długą tradycję wykupowania największych talentów w rodzimej lidze. Miro Klose, Lukas Podolski, Michael Ballack, Ze Roberto, Sebastian Deisler… to wszyscy piłkarze, dla których Bayern nie był w Niemczech pierwszym przystankiem. Podobnie jest z dwoma piłkarzami mistrza Niemiec, którzy w tej chwili są na ustach kibiców w kraju nad Renem. Mowa tu oczywiście o Mario Goetze i Robercie Lewandowskim.

Ten pierwszy jest prawdziwym bohaterem narodowym, piłkarzem, którego akcja przesądziła o zdobyciu przez Niemców tytułu mistrza świata kilka tygodni temu. Ten drugi zaś to bohater jednego z najgłośniejszych transferów tego lata, chyba największego, jeśli chodzi o Bundesligę. Obaj są kością niezgody pomiędzy Borussią Dortmund a Bayernem. BVB, mimo znaczących sukcesów w ostatnich latach, wciąż nie jest w stanie równać się pod względem atrakcyjności ze swoim największym rywalem. Eksodus zawodników do drużyny z Monachium do tej pory był umiejętnie łatany przez Jurgena Kloppa i jego sztab, dziś będzie pierwsza okazja by ocenić, czy Ciro Immobile czy Adrian Ramos są godnymi następcami polskiego cracka. Jednak przy okazji takiego meczu okazuje się, że sprawy czysto futbolowe nie są jedynymi, na których warto się skupić.

W ostatnich latach twarzą konfliktu pomiędzy oboma klubami został Matthias Sammer. Były piłkarz i trener BVB, jedna z legend tego klubu,  od 2012 roku jest dyrektorem sportowym Bayernu. Wielu kibiców drużyny z Westfalii miało wielki żal do byłego stopera swojego klubu o to, że ten przeszedł do obozu największego wroga, jednak sam zainteresowany też niejednokrotnie dolewał oliwy do ognia, sugerując na przykład, że Bayern to największy klub w Niemczech nie tylko z powodu przewagi organizacyjnej i mentalnej, ale także z powodu słabości lokalnych rywali. Dłużny nie pozostawał między innymi Jurgen Klopp, który zasugerował w jednym z wywiadów, że odejście Sammera z Bayernu nie odebrałoby temu zespołowi nawet promila wartości. Niechęć, którą czują do siebie Michael Zorc i Matthias Sammer, zimna wojna, którą Hans-Joachim Watzke toczy z działaczami „Bawarczyków” nakręca atmosferę wokół starcia, a jeśli weźmiemy pod uwagę niemilknące pogłoski na temat ewentualnego transferu Marco Reusa do Bayernu, rysuje się obraz sytuacji, w której starcie na boisku będzie okazją nie tylko do przyznania trofeum. Nikt już nie patrzy na zasługi z przeszłości, nikt nie chce bratać się w obliczu wizji zwycięstwa. W tej wojnie nie ma miejsca na przyjaźń, wdzięczność i sentymenty, nawet pomiędzy kolegami z reprezentacji.

Bayern w sparingach nie zachwycał formą. Poza Robertem Lewandowskim, który zrobił wszystko żeby na twitterze pojawił się hashtag „DareToLewy”, po „Bawarczykach” widać było pomundialowe braki kadrowe i zmęczenie. Z Kolei Borussia prezentowała się lepiej, aż do meczu z Liverpoolem, który bezlitośnie obnażył wszystkie słabostki wicemistrza Niemiec. Oba zespoły przystąpią do dzisiejszego meczu osłabione, w zespole z Dortmundu wciąż nie zobaczymy między innymi Marco Reusa, Ilkaya Guendogana czy Nuriego Sahina (a z przypuszczeniem graniczącym z pewnością stwierdzić można, że i Kuby Błaszczykowskiego), z kolei w drużynie Pepa Guardioli zabraknie Francka Ribery’ego (który świetnie współpracował z Lewym), Rafinhi i Thiago Alcantary. Nieobecność tych trybów w obu maszynach z pewnością nie odbierze nam jednak faktu, że sezon w niemieckiej Bundeslidze zaczyna się w najlepszy z możliwych sposobów.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze