Futbol odKANTowany: DoIBRAli się


Który zespół piłkarski jest obecnie najlepszą drużyną na świecie? Zawsze wydawało mi się, że Brazylia lub Argentyna. Jednak okazało się, że nie. Obie się połączyły i tak powstawała... Barcelona. Tak kompletnej drużyny dawno nie było. Wszelkie granice zostały złamane, czego dowód mieliśmy w środę.


Udostępnij na Udostępnij na

Nic tak nie poprawia humoru kibicom klubu, jak wywalenie starego szkoleniowca i zastąpienie go nowym, młodszym i ładniejszym. Tak stało się dwoma laty, gdy Franka Rijkaarda zastąpił Josep Guardiola. Były piłkarz klubu szybko stał się ulubieńcem kibiców klubu z Camp Nou. Furorę, jaką zrobił, można porównać do euforii, która nastąpiła w Stanach Zjednoczonych po elekcji „showmana” Obamy. Trenera polubiono natychmiast i nadano fajny pseudonim – „Pep” (pewnie sponsorowany przez producenta napoju Pepsi). No i się ten „Pep” tak rozpracował, że nawet nie było go za co krytykować.

Co się wtedy stało w stolicy Katalonii? A co się miało stać? Ziarno się zasiało, zboże sobie wyrosło, a potem zebrało się plon w postaci pucharów. Zespół grał, jak z nut. Po wyczynach boiskowych Lionela Messiego i spółki można było stwierdzić, że postawa Barcelony zdaje się śpiewać: „Usta milczą, dusza śpiewa, kochaj mnie!”. Do tego, co prezentowali, nie można było się w żaden sposób przyczepić. Wszędzie, gdzie się pojawili, sprawiali wszystkim ogromną radość. Szczególnie miło zostali zapamiętani w Krakowie, gdzie okazali się bardzo hojni i nawet pozwolili się pokonać Wiśle. Zawodnicy „Blaugrany” dali się polubić szczególnie na Półwyspie Skandynawskim. Dowód? Tom Henning Ovrebo. On i Messi okazali się bohaterami meczu rozrzutności na Stamford Bridge, który dawał im awans do finału zeszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Argentyńczyk postanowił się zbratać z ekipą „The Blues” i ułatwić im awans do Rzymu. Wystarczyło pozwolić podopiecznym Guusa Hiddinka założyć sobie kajdanki na nogi i nie przeprowadzić wtedy ani jednej dobrej akcji. Jednak najlepszemu obecnie piłkarzowi świata utrudnił norweski sędzia. Mógł tylko nie zauważyć ewidentnej gry w siatkówkę w polu karnym w wykonaniu Gerarda Pique i Samuela Eto’o. Szkoda, że obaj nie dostali za to powołania do kadry Daniela Castellaniego.

Sześć trofeów zdobytych w 2009 roku naprawdę zrobiło wrażenie. Wszyscy do tego stopnia pokochali Barcelonę, że postanowili oddać im wszystko, co mogli pozwolić im zdobyć. Szczególne podziękowania należy tu skierować do Cristiano Ronaldo. Okazuje się, że „Blaugrana” w sercu Portugalczyka naprawdę zajmuje honorowe miejsce. Jest jej oddany tak bardzo, że poprowadził do porażki z nią nie tylko Manchester United, ale też Real Madryt i to dwa razy. Jednak z takimi sympatiami trzeba uważać. Josep „Pep(si)” Guardiola srogo się o tym przekonał. O czym tu mowa? O sympatiach ze Skandynawii i Zlatanie Ibrahimoviciu. Rosły Szwed deklarujący (przynajmniej otwarcie) sympatię do Barcelony, nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Co więcej, okazał się agentem. Jak w znanym reality show telewizji TVN, miał za zadanie przeszkadzać współgraczom. Kto w to nie wierzy, niech zmierzy i jeszcze raz obejrzy środowy mecz.

Już na początku starcie z Interem tak świetnie zasymulował przepychankę z Lucio, że zerwał sobie koszulkę. Fanki Barcelony mogły piać z zachwytu na widok jego torsu. Fajnie, że kapitalnie wdał się w rolę, ale od razu Rejtana z siebie robić nie musiał. Potem oczywiście przyjął piłkę w polu karnym ręką (szkoda, że nie w swoim), popisywał się strzałami w obrońców i Panu Bogu w okno. Ze swojej roli wywiązał się dobrze do tego stopnia, że zafascynowany nim Sergi Busquets, dotknięty przez Thiago Mottę w szyję, złapał się za głowę niczym Rivaldo w Korei w meczu z Turcją. No cóż, wszyscy zapracowali dla jednego boga, boga triumfów nad Barceloną, Jose Mourinho.

I tak się skończyła przygoda „Blaugrany” z Pucharem Mistrzów. Pozyskując piłkarza z numerem dziewięć na czerwono-niebieskiej koszulce, klub z Katalonii się do„Ibra”ł. Nikt w tak znakomity sposób nigdy nie wyeliminował go z rozgrywek, jak Jose Mourinho. Ja tam się temu nie dziwę. Trudno nie wygrywać, jak wszędzie ma się swoich ludzi, jak Zlatan Ibrahimović. Kto wie, czy Szwed nie zyskał na tym więcej. Ciekawe, ile w Katalonii warty był kupon na awans Interu? Takie i inne sprawy zostawiam jednak innym poszukiwaczom teorii spiskowych.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze