Fubol odKANTowany: Poker Laty


Trzeba przyznać, że po meczu ze Słowenią Grzegorz Lato zgarnął całą pulę. Wreszcie, bez jakichkolwiek przeszkód, mógł zwolnić Leo Beenhakkera, nie narażając się przy tym opinii publicznej. Teraz cały naród daje prezesowi wolną rękę i zaakceptuje każdy jego wybór, jeżeli chodzi o nowego selekcjonera, nawet jeśli będzie nim taki Stefan Majewski. Warto przyjrzeć się jednak innym możliwym, choć niekiedy moralnie wątpliwym, kandydaturom.


Udostępnij na Udostępnij na

Zanim jednak wezmę je pod lupę, wypada napisać parę ostatnich słów o Holendrze. To, że odszedł/został zwolniony jest decyzją jak najbardziej na miejscu. Kadra rozegrała fatalne eliminacje, tracąc wszystkie możliwe szanse awansu. Piłkarze grali raz dobrze, a raz beznadziejnie. Leo dla kadry się już wypalił. Warto jednak sobie przypomnieć, że to on zaprowadził nas do pierwszych Mistrzostw Europy i to pod jego wodzą można było zobaczyć, że nasi reprezentacyjni kopacze umieją grać w piłkę z pomysłem. Nie było to już nic w stylu „hurra, kochamy grać z kontry, bo inaczej nie umiemy!”, jak to miało miejsce pod wodzą byłych selekcjonerów, a już próba wykreowania własnego stylu. Skończyło się wprawdzie na próbie, ale często odnosiliśmy wrażenie, iż idziemy małymi krokami do przodu.

Ciekawe czy wtedy Leo wiedział, co z nim będzie?
Ciekawe czy wtedy Leo wiedział, co z nim będzie? (fot. Wojciech Kocjan / iGol.pl)

Ja zawsze Beenhakkera będę ganił za zrezygnowanie z gry dwoma napastnikami. Brakowało mi tego od początku jego pracy z kadrą, ale dopiero pod sam koniec w sukurs przyszedł mi Andrzej Juskowiak, który także stwierdził, że Polska lepiej wyglądałaby z dwójką atakujących z przodu. Powodów decyzji Beenhakkera już jednak nie poznamy, bo Leo został zwolniony. I tu zaczyna się ta gorsza strona medalu, nazwijmy ją „polską nagonką”. Zaczęło się od Grzegorza Laty, który wyrzucił selekcjonera za pośrednictwem mediów, podczas gdy sam zainteresowany stał zaledwie parę metrów dalej(!), udzielając wywiadu innej stacji. Ale tego można się było spodziewać po naszym prezesie, każdy bowiem przestrzegał o jego interpretacji kultury, zanim jeszcze doszedł do obecnego stanowiska. Jak niedawno powiedział mój znajomy, człowiek wyjdzie ze wsi, ale wieś z człowieka nigdy. Bolesne, prostackie, ale niestety trafne stwierdzenie.

Ale nawet Lato poszedł w zapomnienie, kiedy człowiek zagłębił się w lekturę prasy. Wydawnictwa, które swego czasu nazywały Leo per „boski” czy tam „cudotwórca”, teraz w tych samych nagłówkach, w tych samych szpaltach szykują już określenia zupełnie antonimiczne. Już chyba sam siebie przeszedł najpopularniejszy tygodnik piłkarski w Polsce, który wita potencjalnych nabywców tytułem „Upadek mistrza kitu”. Wszystko to jest okraszone fatalnym fotomontażem rodem z niemieckich brukowców czy wydawnictw z łona Axel Springer Polska. To wszystko jest nieprawdopodobnie żenujące i strasznie mi wstyd, że w taki sposób można „żegnać” człowieka, który przecież coś osiągnął, który na każdym kroku miał stawiane kłody pod nogi i który faktycznie popełniał błędy. Za to w cywilizowanym kraju zostałby po prostu zwolniony i zapomniany. Ale nie, u nas dodatkowo musiał być kopany na każdym kroku w tyłek.

Majewski. Człowiek na nie
Majewski. Człowiek na 'nie’ (fot. Łukasz Koszewski)

Jednak, jak pisał Sapkowski, co było a nie jest, nie pisze się w rejestr. Teraz pora na kogoś nowego, kto obejmie schedę po Holendrze. Kogoś, kto najbliższe lata spędzi zupełnie niesprawdzony, grając niezliczoną liczbę meczów o pietruszkę i pobierając heksabajty analiz i danych.

Talia Laty – wariant betonowy

Stefan Majewski – przygotowywany na to stanowisko już od dłuższego czasu, od kiedy dostał ciepłą posadkę w związku. Media w ostatnich dniach już kilkakrotnie ogłaszały go nowym, aczkolwiek tymczasowym, selekcjonerem Polski. Czemu nim jeszcze oficjalnie nie został? Być może Lato doznał jakiejś profetycznej wizji, do czego doprowadzi naszą kadrę selekcjoner Majewski. Człowiek bez sukcesów, nastawiony raczej na katorżniczy, codzienny trening, betonowe pomysły, aniżeli specyficzną pracę z reprezentantami. Pisałem w wielu poprzednich felietonach, że jest to pomysł chybiony najbardziej. Nie wydaje się jednak, by moja krucjata przyniosła jakikolwiek skutek…

Deja vu Janasa?
Deja vu Janasa? (fot. Hanna Urbaniak/iGol.pl)

Paweł Janas – widnieje wprawdzie w grupie betonowej, ale tylko przez swoje złe kontakty z mediami. Rzekomo złe kontakty z mediami, ponieważ Janas udziela wywiadów i to wcale nierzadko i mówi tam nawet do rzeczy. Warsztat spory, doświadczenie z kadrą już ma, jego przygoda z Bełchatowem pokazała, że trenować jeszcze potrafi. Do tego od zawsze świetnie sterował zapleczem, więc od strony administracyjnej będzie jak znalazł na zbliżające się lata. Pytanie tylko, czy powinien dwa razy wchodzić do tej samej rzeki?

Talia Laty – warianty oczywiste

Maciej Skorża – pracował z reprezentacją właśnie u boku Janasa i radził tam sobie nieźle. Teraz wyrasta na jednego z najlepszych trenerów młodego pokolenia i mimo wpadki z Levadią (bardzo istotnej, dodam) krakowska Wisła pod jego wodzą gra futbol nieosiągalny dla innych w kraju, nie mając przy tym wielkich nazwisk w składzie. Skorża jest otwarty na zmiany, a jego eksperymenty najczęściej są trafione (vide: przesunięcie Juniora Diaza do środka pomocy). Ale kadry brać nie powinien, ponieważ jest w wieku, w którym musi zbierać codzienne doświadczenie ligowe. Jeszcze przyjdzie jego czas w kadrze, jest za wcześnie, by pakował się w to medialne bagno.

Na Skorże na wcześnie...
Na Skorże na wcześnie… (fot. Marek Gwóźdź / iGol.pl)

Franciszek Smuda – „Franz” nie ukrywa, że praca z reprezentacją byłaby uwieńczeniem jego trenerskiej kariery. Jest to jego jedyne marzenie oprócz poprowadzenia klubu z Bundesligi. I w sferze marzeń pozostać musi, ponieważ Smuda ma zbyt gorącą głowę do pracy z kadrą. Nie przyda się to szczególnie teraz, gdy Polska do 2012 roku nie zagra żadnego meczu o stawkę. Ponadto chyba nikt nie bierze jego kandydatury na poważnie, ciekawe czemu?

Talia Laty – warianty sąsiedzkie

Lothar Matthäuss – bądźmy choć przez chwilę poważni. Skoro nawet PZPN go tak nie traktuje, to najwidoczniej coś w tym musi być. Właściwie gdyby nie jego pochodzenie, bardziej pasowałoby określenie „wariant egzotyczny”.

Avram Grant – człowiek, który błyskawicznie zasiał ziarenko niepewności w głowach polskich związkowców. Jeszcze do niedawna wszyscy zgodni, że kadrę poprowadzić musi Polak. Gdy jednak Grant zaproponował swoją kandydaturę, u wielu działaczy pojawił się błysk w oku. Zastanawiam się tylko czemu? Tak, wprawdzie prowadził Chelsea Londyn tylko przez chwilę, a „The Blues” z tamtego okresu grali fatalną piłkę. Wiem, bo to widziałem. Grant prowadził także kadrę Izraela i raczej nowym Mesjaszem tam obwołany nie został. Nie ma w nim nic specjalnego, a jednak jego notowania stoją u Laty być może najwyżej.

Naprawdę ciężko jest wybrać kogoś odpowiedniego, dlatego tym bardziej jest prawdopodobne, że decyzja Laty (wspomaganego przez skład: Strejlau, Piechniczek, Engel) będzie najzwyczajniej w świecie błędna. Najśmieszniejsze jest to, że właśnie w tej chwili ważą się losy naszego bytu na Euro 2012. Jak to w Polsce, wszystko musi być na odwrót.

Komentarze
~lpok (gość) - 15 lat temu

trenerzy na zasadzie na bezrybiu i rak rybą--jeszcze
będziemy płakać za leo aby wrócił

~adix (gość) - 15 lat temu

wszyscy mają nadzieję,że Lato poprowadzi polskę na
mistrzostwa.Prawie wszyscy...;p

Najnowsze