Kolejna bezsensowna śmierć utalentowanego piłkarza. Grający w Club Brugge reprezentant Belgii, Francois Sterchele, zginął wczoraj późnym wieczorem w wypadku samochodowym. Miał zaledwie 26 lat...
Napastnik Club Brugge jechał na trasie pomiędzy Antwerpią a położonym na północy kraju Knokke, gdy nagle stracił panowanie nad prowadzonym przez siebie Porsche i uderzył w drzewo. Zdaniem ekspertów powodem wypadku była nadmierna szybkość.
W zeszłym sezonie grający jeszcze w Germinalu Beerschot z Antwerpii Sterchele był królem strzelców ligi belgijskiej. W reprezentacji Belgii rozegrał sześć spotkań.
Marc Brys, jego były trener z GBA, skomentował tragedię: „Ten wypadek niestety potwierdza, że Fancois żył w pełnym biegu tak na boisku, jak i poza nim. Był najbardziej utalentowanym piłkarzem, z jakim kiedykolwiek pracowałem.”
Z kolei prezydent Club Brugge, Michel D’Hooghe, stwierdził, że jest zdruzgotany śmiercią jednego z czołowych piłkarzy klubu. W szoku są również piłkarze klubu. Z powodu tragedii dzisiejsza sesja treningowa została odwołana.
„Francois był jednym z piłkarzy, którzy mają olbrzymi talent i mnóstwo potencjału. W tym sezonie był podporą klubu i jednym z ulubieńców kibiców.”, twierdzi były Premier Belgii i zagorzały kibic Club Brugge, Jean-Luc Dehaene.
[*] wielka szkoda chłopaka...
no to musiał grzać
Francois Strechele-Pamiętamy o tobie! [*]
Nie pamiętam ale on chyba jeszcze przecież przeciwko
polsce grał szkoda bo był młody
Wielka szkoda.Miał dopiero 26 lat strzelał wiele goli
i zapewne niedługo grałby w jakimś silniejszym klubie
europejskim.
DLA MŁODYCH-GNIEWNYCH.JEDNA CHWILAI KONIEC ZIEMSKIEJ
"KARIERY"!
to byl moj fan