GieKSa Katowice w meczu 15. kolejki I ligi zremisowała 1:1 z Olimpią Grudziądz. Po spotkaniu swoje zdanie na temat losów pojedynku wyraził wychowanek katowickiego zespołu – Grzegorz Fonfara.
Jakiś czas temu mówiłeś, że nie udaje Ci się strzelać bramek w wygranych meczach.
Niestety, tak to się na razie układa, że strzeliłem w przegranym meczu gola. A teraz także w nieszczęśliwie zremisowanym. Sami jesteśmy sobie winni, że pozwoliliśmy na to, aby nasi rywale mieli tyle stałych fragmentów gry w końcówce spotkania pod naszym polem karnym. Sędzia także nam nie pomagał. Gwizdał każde starcie dla Olimpii i stąd też brały się te rzuty wolne. Musimy z tego wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Wydawało się, że po tych dwóch poprzeczkach i nieuznanej bramce dla Olimpii macie mecz pod kontrolą. Sam Arkadiusz Kowalczyk miał cztery sytuacje, gdyby jedną lub dwie wykorzystał, byłoby po zawodach.
Też mi się tak wydaje, że powinniśmy podwyższyć prowadzenie na 2:0. Mieliśmy parę kontr i gdyby lepiej to wykończyć i lepiej dograć, to powinno być 2:0. Wówczas nie balibyśmy się o końcowy wynik. Mieliśmy być skoncentrowani do końca, nam tej koncentracji zabrakło i straciliśmy w końcówce bramkę.
Mówiłeś o niewykorzystanych sytuacjach, ale chyba zabrakło też u Was takiego boiskowego cwaniactwa.
Podchodziliśmy i blokowaliśmy piłkę. Rywale nas faulowali i sędzia tego nie gwizdał. Mnie także dwa razy faulowali i arbiter tego nie zasygnalizował. W druga stronę jednak takie przewinienia były odgwizdywane. Mam nadzieję, że sędzia przemyśli sobie to sędziowanie i tą drobiazgowość w jedną stronę. Jednak nie chciałbym wszystkiego zwalać na arbitra, bo też powinniśmy być bardziej uważni przy stałych fragmentach gry.
Ta stracona przez Was bramka to pewnego rodzaju kuriozum. Rzadko się zdarza, aby bramkarz drużyny przeciwnej zdobywał gola. Czy ty wcześniej przeżyłeś taki mecz?
Właśnie nie przeżyłem. Proszę sobie wyobrazić, co my teraz czujemy. Całe spotkanie walczymy, dajemy z siebie wszystko i w 94. minucie pada bramka wyrównująca. To jakieś kuriozum. Do tej pory nigdy mi się coś takiego nie przytrafiło, ale mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz.
Po końcowym gwizdku poszedłeś pograć z dzieciakami. Chciałeś w ten sposób się uspokoić i pozwolić opaść emocjom?
Żona przychodzi z dziećmi na mecz i zawsze staram się wziąć je na boisko, aby trochę pokopały. Wtedy jest czas, aby na spokojnie przemyśleć wszystko. Gdy pada gol w ostatniej minucie meczu i na dodatek zdobyty przez bramkarza – wówczas na język cisną się różne słowa. W głowie też wiele przemyśleń się pojawia.
Z Katowic – Łukasz Pawlik/iGol.pl