Niedawno Legia Warszawa zapoczątkowała akcję zwaną Rokiem Deyny. Z tej okazji także i my postanowiliśmy uczcić to wydarzenie i przypomnieć historię legendy polskiego futbolu i warszawskiej Legii.
Historia chłopaka ze Starogardu, który był jednym z najlepszych graczy świata w swoich czasach, a obecnie ma status legendy polskiego futbolu, to jedna z tych historii, która aż dziwi, że jeszcze nie doczekała się książki lub filmu, nie licząc trudno dostępnej biografii napisanej przez Stefana Szczepłka. Nie kończy się ona happy endem, ale jest inspirująca i pokazuje, że mocno pracując, można wiele osiągnąć. Oto historia chłopaka ze Starogardu Gdańskiego, który wrył się w pamięć i świadomość każdego polskiego fana futbolu.
Słówko związane ze śródtytułami jeszcze. Pochodzą one z piosenki „Legenda Deyny” stworzonej przez Pablopavo i miasto Starogard Gdański.
„Urodzony na Kociewiu, podziwiany wszędzie”
Kazimierz Deyna przyszedł na świat w Starogardzie Gdańskim 23 października 1947 roku. Jego rodzinny dom znajdował się przy ulicy Lubichowskiej 86 i dziś jest jedną z największych atrakcji Starogardu, który uczynił Deynę swoją twarzą i wykorzystuje go do promocji. Futbol był wówczas dla dzieci największą rozrywką i najlepszą zabawą, młody Kazimierz grał więc sporo na starogardzkich podwórkach. W wieku 11 lat trafił do Włókniarza Starogard Gdański. Klubu dzisiaj zapomnianego mimo tego, że wychował legendę futbolu nad Wisłą.
W tym samym czasie przyszły gwiazdor Legii Warszawa uczęszczał do jednej ze starogardzkich zawodówek, przyuczając się do zawodu elektryka. Rozpoczął nawet pracę w miejscowych zakładach obuwniczych.
Przełomowym momentem w życiu Deyny był rok 1966, gdy wówczas młodzieżowy reprezentant Polski opuścił Kociewie i ruszył do Łodzi, gdzie związał się z ŁKS-em. Wyróżniał się tam na tyle, że udało mu się trafić do pierwszej drużyny, w barwach której zadebiutował w 1. lidze. Pokazał się w swoim debiucie z bardzo dobrej strony. Po tym meczu o zdolnego pomocnika upomniało się wojsko. Rozpoczął wtedy swój najważniejszy rozdział w karierze. Trafił do Legii Warszawa.
„Legenda o Deynie nigdy nie zaginie”
Ustalmy jedno. Chociaż widać było, że Deyna ma to coś, na początku nie był wyróżniającą się postacią. W swoim pierwszym sezonie w Legii był zawodnikiem przyzwoitym, ale nie pokazywał nic szczególnego. W kolejnym sezonie stał się już jednak ważną postacią warszawskiej drużyny, wydatnie przyczyniając się do zdobycia przez nią wicemistrzostwa Polski. Kolejny rok przyniósł Legii mistrzostwo Polski. Architektów tego sukcesu było dwóch – trener Edmund Zientara i pochodzący ze Starogardu pomocnik. To były czasy wielkiej Legii. Rok później warszawianie obronili tytuł i doszli do półfinału Pucharu Europy. Rozgrywek, z których narodziła się Liga Mistrzów. Dziś wydaje się wręcz niemożliwe, by jakikolwiek polski klub dokonał czegoś takiego. Deynie i spółce się to udało.
Kolejne lata Deyny w Legii nie były już tak różowe. Nadal był liderem klubu i gwiazdą ligi, ale zespołowi z Warszawy nie udało się już zdobyć mistrzowskiego tytułu. Nikt w polskiej lidze nie mógł być spokojny, gdy naprzeciw niego stawał grający z „10” pomocnik. Deyna występował w Legii do 1978 roku. W tym czasie zagrał 304 razy i strzelił dla klubu 94 bramki. Więcej spotkań i goli dla Legii ma na koncie tylko inna klubowa legenda, Lucjan Brychczy.
W Warszawie jest legendą, ale w całej Polsce poza Mazowszem, nawet na ojczystym Pomorzu, pomocnik nie cieszył się popularnością tylko przez wzgląd na to, że grał dla Legii Warszawa. Słynna jest sytuacja po strzelonej z rzutu rożnego bramce dla Polski w meczu z Portugalią na Stadionie Śląskim, gdy pomocnika wygwizdano. Poza tym wszyscy znają chyba przyśpiewkę Legii o Deynie: „Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika, bo zginiesz”. Przejdźmy zresztą do reprezentacji.
„100 meczów w reprze zagrał i nastrzelał dla niej bramek całe wiadra”
Reprezentacja Polski to piękna karta w historii Deyny. Zadebiutował w niej 51 lat temu za kadencji Ryszarda Koncewicza w wygranym 8:0 starciu z Turcją. Za Koncewicza rozegrał kilka dobrych spotkań i pokazał, że może być istotną postacią kadry.
Wiodącym graczem reprezentacji stał się jednak dopiero pod skrzydłami Kazimierza Górskiego. To właśnie Deyna strzelił jedyną bramkę w przegranym, pełnym kontrowersji i podejrzeń o korupcję meczu z Bułgarią w Sofii. Również jemu zawdzięczamy złoto na rozegranych w 1972 roku igrzyskach olimpijskich w Monachium. Deyna bowiem najpierw strzelił bramkę na wagę zwycięstwa w końcówce starcia z ZSRR, a potem wbił oba dające złoto gole w finałowym pojedynku z Węgrami.
W kolejnym roku był ważną postacią Polaków w walce o awans na mistrzostwa świata w RFN. Na zachodnioniemieckim mundialu Deyna zdobył trzy gole. Bramki strzelał Haiti (pogrom 7:0), Włochom i Jugosławii. Najciekawsze jest trafienie z meczu z Włochami, które, jakby to powiedział Tomasz Hajto, było truskawką na torcie tego wygranego starcia. Deyna oddał piękny mierzony strzał z dystansu z potężną siłą. Utarła się legenda, jakoby uderzenie było tak silne, że pomocnikowi pękł but. Polska kadra wywalczyła na tym turnieju srebrne medale, które wtedy zdobywało się za trzecie miejsce. Dzięki występowi na mistrzostwach Deyna został wybrany trzecim najlepszym piłkarzem świata w plebiscycie „Złota Piłka”.
Dwa lata później sięgnął z polską kadrą po srebro na igrzyskach olimpijskich w Montrealu. Było to ostatnie trofeum, które wywalczył z reprezentacją Deyna. Był to też koniec Kazimierza Górskiego jako selekcjonera reprezentacji Polski. Deyna grał jeszcze w kadrze za czasów, gdy prowadził ją Jacek Gmoch, wystąpił na mundialu w Argentynie, gdzie Polska zajęła piąte miejsce. W wygranym spotkaniu z Meksykiem na tym turnieju strzelił swoją ostatnią bramkę dla reprezentacji. Po mistrzostwach zakończył reprezentacyjną karierę i choć w trakcie mundialu świętowano jego setny występ w kadrze, to po odjęciu spotkań nieoficjalnych ostatecznie uzbierało mu się 97 spotkań i 41 bramek. W obu przypadkach niewielu jest graczy, którzy zgromadzili więcej meczów i strzelili więcej goli z orzełkiem na piersi.
„Takich już nie będzie nigdy niestety”
Wróćmy na chwilę do kariery klubowej Deyny. Jak już zostało wspomniane, w 1978 roku opuścił Legię Warszawa. Wówczas przepisy pozwalały zawodnikom na odejście z Polski dopiero po ukończeniu 30 lat. Deyna mając 31 lat, opuścił więc Polskę i przeniósł się do Anglii, trafiając do Manchesteru City. W Anglii grał nie najgorzej, ale nie stał się tam gwiazdą i po raptem trzech latach odszedł z zespołu z niebieskiej części Manchesteru, przenosząc się do Stanów Zjednoczonych. W USA grał dla San Diego Sockers, gdzie strzelał regularnie bramki, był jedną z największych gwiazd lig NASL i MILS. Zakończył piłkarską karierę w 1987 roku w wieku 40 lat.
Po skończeniu kariery zagrał w legendarnym filmie „Ucieczka do zwycięstwa”. Miał też sporo planów, chciał zająć się szkoleniem, otworzyć szkółkę piłkarską, wrócić do Polski i wychowywać swoich następców.
Wszystko brutalnie przerwały wydarzenia z nocy z 31 sierpnia na 1 września 1989 roku. Na autostradzie w San Diego prowadzony przez Deynę Dodge z dużą prędkością wbił się w stojący na poboczu samochód ciężarowy marki Ford. Polak zginął na miejscu w wyniku licznych obrażeń. Prowadził pod wpływem alkoholu.
W 2012 roku prochy piłkarza sprowadzono do Polski i pochowano na Cmentarzu Powązkowskim. W jego rodzinnym Starogardzie Gdańskim co roku odbywa się turniej Deyna Cup. Przed stadionem Legii Warszawa znajduje się pomnik zawodnika.
To historia, w której trudno mówić o happy endzie. W tym roku minie trzydzieści lat od śmierci piłkarza. Tak jak wspominaliśmy na początku, z tego też powodu Legia Warszawa rozpoczęła Rok Deyny. Akcja ma pomóc poznać lepiej postać legendarnego pomocnika. Warto pamiętać o Deynie, bo choć po nim było wielu świetnych rozgrywających w naszej reprezentacji, to drugiego takiego jak on nie było i już nie będzie. Gdyby Kazimierz Deyna grał w piłkę dziś, bez dwóch zdań byłby jednym z najlepszych graczy na świecie i występował w topowym europejskim klubie. Niestety zostanie jednym z najlepszych piłkarzy na świecie i zdobycie sławy poza naszym krajem było dla Deyny ze względu na ówczesną sytuację polityczną Polski, ustrój oraz przepisy niemożliwe.
Bardzo dobry artykuł mojego ulubionego dziennikarza.