Stade Amahoro, Kigali, Rwanda. Mieszczący 30 000 kibiców stadion we wschodniej części stolicy tego maleńkiego kraju położonego w rogu Afryki służy dziś jako stadion narodowy reprezentacji piłkarskiej i rugby. Wynajmują go też dwa kluby rwandyjskiej ekstraklasy: Armée Patriotique Rwandaise Football Club (APR) i Rayon Sports FC – oba są dziś symbolami rwandyjskiego futbolu, o czym więcej w dalszej części. APR to klub Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego (RPF) – partii, której zbrojne skrzydło pod wodzą Paula Kagame zakończyło ludobójstwo w 1994.
Kagame do dzisiaj jest prezydentem, a RPF do dzisiaj rządzi krajem. Robią to twardą ręką, ale efekty są niezwykłe. Rwanda to jedno z najszybciej rozwijających się państw Afryki, a Kigali jest najczystszym miastem kontynentu – czystszym od wielu miast Zachodu. Rwandę coraz częściej określa się mianem Singapuru lub Szwajcarii Afryki – jej przyszłość rysuje się w jasnych barwach, kraj jest bezpieczny, należy do najmniej skorumpowanych na kontynencie, a liczba turystów z roku na rok rośnie. Żadnej z tych rzeczy nie można powiedzieć o jej przeszłości. Stade Amahoro (amahoro to „pokój” w języku kinyarwanda) w 1994 roku był świadkiem makabrycznych wydarzeń po tym, jak szef misji pokojowej ONZ w Rwandzie (UNAMIR) – Kanadyjczyk Roméo Dallaire wybrał go jako siedzibę UNAMIR-u. Żadne inne miejsce nie było w stanie pomieścić całego batalionu żołnierzy. Żadne inne miejsce nie było też w stanie pomieścić tak wielkiej liczby potencjalnych ofiar ludobójstwa.
Piłka nożna i w czasie tak tragicznych zdarzeń odegrała niemałą rolę. Jak różowa czapka noszona podczas stania w bramce sprawiła, że mordercy darowali piłkarzowi życie? Który mecz spowodował, że kraj na skraju katastrofy i przepełniony nienawiścią zjednoczył się raz jeszcze? Który Hutu nie miał problemu z mordowaniem pobratymców bramkarza swojego ulubionego klubu? Czy w obliczu ludobójstwa drużyna piłkarska może pozostać drużyną poza zieloną murawą? Z którym wielkim klubem współpracuje dziś Rwanda? Dlaczego kolejny Longin Munyurangabo byłby ważniejszym piłkarzem niż kolejny Leo Messi? Wszystkie odpowiedzi na te pytania znajdziecie poniżej, ale zanim przejdziemy do futbolu – krótki rys historyczny, bez którego zrozumienie wydarzeń z 1994 może być trudne.
„Wytnijcie wysokie drzewa”
Przemoc pomiędzy Tutsi i Hutu (dwóch największych grup etnicznych w Rwandzie i sąsiadującym Burundi) zaczęła się długo przed 1994 i od lat była obustronna. W latach 1959-1961 regularnie dochodziło do wzajemnych mordów i prześladowań w Rwandzie i Burundi, które wtedy były jeszcze jedną europejską kolonią, znaną jako Ruanda-Urundi. W obu częściach kolonii Hutu stanowili większość społeczeństwa. Korzeni nienawiści można szukać właśnie w czasach kolonialnych – oba państwa kontrolowane były najpierw przez Niemcy (1885-1916), a potem przez Belgię (1916-1962). To właśnie siły kolonialne wprowadziły identyfikację etniczną do dokumentów, co, w połączeniu z nierównym traktowaniem obu grup, doprowadziło do rozlewu krwi. Do pierwszego ludobójstwa doszło w 1972 roku w Burundi, gdzie władzę sprawowali Tutsi – życie straciło od 100 do 300 tysięcy Hutu, a 150 tysięcy uciekło z kraju. W roku 1988 i 1991 w Burundi doszło do masakr odpowiednio Tutsi, a następnie Hutu. Przemoc przelała się w końcu na terytorium Rwandy, której rząd i armię trzymali z kolei Hutu.
Punkt kulminacyjny wzajemnej nienawiści nastąpił latem roku 1994. 6 kwietnia pocisk typu ziemia-powietrze trafił w samolot, na którego pokładzie znajdowali się prezydenci Burundi i Rwandy – Cyprien Ntayamira i Juvénal Habyarimana. Obaj byli Hutu. Odpowiedzialność za zamach nigdy nie została oficjalnie potwierdzona, ale rwandyjscy Hutu wiedzieli swoje i winą za śmierć swojego lidera obarczyli Tutsi, a zwłaszcza ich Rwandyjski Front Patriotyczny – partię odpowiadającą za interesy mniejszości Tutsi. W Rwandzie rozpoczął się horror. Niemałą rolę w jego rozpętaniu i podtrzymaniu odegrało „Wolne Radio Tysiąca Wzgórz”, które przez całą dobę nawoływało do „wycinania wysokich drzew”, odnosząc się do budowy ciała Tutsi, którzy zwykle byli smuklejsi i wyżsi od krępych, niższych Hutu.
Mordowani byli głównie Tutsi, ale śmierci nie uniknęli też członkowie plemienia Twa (ok 1% społeczeństwa) oraz umiarkowani Hutu, którzy nie godzili się na rzeź swoich sąsiadów i przyjaciół. Pomiędzy 7 kwietnia a 15 lipca z rąk żołnierzy rządowych, milicji Interahamwe i Impuzamugambi oraz zwykłych obywateli, przy użyciu głównie karabinów i maczet, zginęło co najmniej 500 tysięcy ludzi, choć te najbardziej przerażające dane mówią o ponad milionie ofiar. Jak w tym piekle wyglądał lokalny futbol?
Rwandyjski Campos
Do późnych lat 80. piłka nożna w Rwandzie pozostawała całkowicie amatorska. Mieszkańcy kraju długo nie nacieszyli się oglądaniem w akcji zawodowców, ponieważ w sezonie 1990 i 1991 z powodu trwającej już wtedy wojny domowej rozgrywki się nie odbyły. Od 1990 nie istniała również reprezentacja kraju. Ligę wznowiono w roku 1992, a kolejne dwa mistrzostwa padły łupem Kiyovu Sports, drugiego najstarszego profesjonalnego klubu w Rwandzie i pierwszego oficjalnego mistrza kraju. Ludobójstwo zatrzymało rozgrywki na kilka miesięcy. Piłkarze tak samo, jak wszyscy pozostali mieszkańcy musieli walczyć o swoje życie, choć w losach co najmniej kilku z nich futbol odegrał niezwykle istotną rolę.
Jednemu z nich piłka dosłownie uratowała życie. Eric Murangwa, Tutsi, był obiecującym 19-letnim bramkarzem Rayon Sports – najpopularniejszego klubu w Rwandzie. Zadebiutował w drużynie w wieku 16 lat. Był jednym z trzech Tutsi w swojej drużynie, ale oprócz przynależności etnicznej wyróżniało go coś jeszcze – na boisku nosił krótkie spodenki i kolorowe bluzy, co było wtedy bardzo nietypowe. Zwykle zakładał też czapkę z daszkiem. Czapkę, a jakże, kolorową. Nie dało się go pomylić z nikim innym, był rwandyjskim odpowiednikiem Jorge Camposa. Miesiąc przed ludobójstwem piłkarze Rayon mieli szansę zostać bohaterami całej Rwandy – zbliżał się ich rewanżowy mecz przeciw sudańskiemu Al-Hilal Omdurman w rozgrywkach o afrykański Puchar Zdobywców Pucharów. W Sudanie Rayon przegrał 0:1. W drodze na Stade Amahoro autokar klubowy został zatrzymany przez rządowych żołnierzy i przeszukany. Eric wspomina, że często był wtedy nazywany „karaluchem”, ale oprócz wyzwisk nic więcej mu nie groziło. Dochodziło już wówczas co prawda do pojedynczych aktów przemocy, na ulicach płonęły opony, ale sama przynależność do Tutsi nie oznaczała wtedy, jeszcze, śmierci. Wojskowi szybko Erica rozpoznali, uścisnęli mu rękę i pozwolili piłkarzom przejechać. Gęstą atmosferę dało się jednak wyczuć z dużej odległości. Rwanda była na skraju gehenny, ale zanim do niej doszło, ostatni raz kraj został zjednoczony, a stało się to – tak, zgadliście – za sprawą najpiękniejszej gry na świecie.
REPORTAJE | Eric "Toto" Murangwa regateó al genocidio de #Ruanda cuando iba a ser ejecutado. Su foto, caída de un álbum, fue reconocida por un soldado fanático del Rayon Sports, su equipo
Una historia de @juan_lahuerta y @ManuSanchezGom en @EFEdeporteshttps://t.co/Z7R5pLP8vR pic.twitter.com/9ux5WqW3ik
— EFE Deportes (@EFEdeportes) July 15, 2019
W rewanżu Rayon wygrał aż 4:1 i pewnie awansował do kolejnej rundy. Ponad 30 tysięcy ludzi na stadionie – wojskowych, cywilów, Hutu, Tutsi, Twa – świętowało wspólnie wielkie zwycięstwo „drużyny wszystkich Rwandyjczyków”. Futbol często dzieli, ale jego moc łączenia ponad podziałami jest nie do opisania i nie inaczej było tym razem. „Toto” („młody” w języku suahili) – bo taką ksywkę miał Eric – nie zapłacił tego wieczora za ani jedno piwo, bo wszystkie kupili mu kibice. Puby były przepełnione, gracze Rayon stali się bohaterami narodowymi, armia i milicje owijały swoje AK-47 w biało-niebieskie barwy. Te same AK-47, z których miesiąc później ci sami ludzie, którzy wspólnie świętowali wygraną nad Al-Hilal, tracili życie.
W następnej rundzie Rayon miał rozegrać dwumecz przeciw drużynie z Kenii – Kenya Breweries. Niektórzy wierzyli, że ludobójstwo do tego czasu się skończy i nie zaszkodzi to rywalizacji. Rayon musiał się jednak wycofać, a ich rywale ostatecznie dotarli do finału, gdzie ulegli zairskiemu Motema Pembe.
Jak skończymy zabijać, wrócisz do bramki
Nienawiść Hutu dosięgnęła Erica już pierwszego dnia po zamachu na prezydenta Habyarimanę. Wcześnie rano milicja przeprowadziła szturm na jego dom, tłumacząc najście poszukiwaniami nielegalnej broni. Hutu przewrócili dom do góry nogami – wyrzucali jedzenie z szafek, tłukli talerze, kopali w krzesła. Kopnęli też w zdjęcie drużynowe Rayon, na którym Eric, rzecz jasna, się znajdował. Był też na nim prezydent Rwandy, bo to w jego siedzibie zdjęcie zostało wykonane – gracze Rayon dostąpili zaszczytu i po zwycięstwie nad Al-Hilal zjedli z Habyarimaną obiad. Zdjęcie wylądowało na środku pokoju i przykuło uwagę jednego z żołnierzy. Początkowo nie chciał uwierzyć w wersję piłkarza – Eric był przekonany, że on i jego współlokator zaraz zginą – ale „Toto” nie dało się nie rozpoznać. Dowódca wydał rozkaz – reszta jego oddziału wyszła na zewnątrz, a on sam postanowił porozmawiać z Erikiem, już na siedząco, o meczu sprzed miesiąca – tak bardzo rozpierała go duma. Nie tylko darował mu życie, ale i udzielił cennych wskazówek – zostawić otwartą bramę i odsłonić firanki. W ten sposób dom będzie wyglądał na pusty.
W tym czasie Eric pobiegł do dzielnicy zdominowanej przez Hutu. Było to ryzykowne, ale nic innego nie mógł zrobić – mieszkali tam bowiem jego koledzy z drużyny. Następnego dnia rano Eric ponownie musiał uciekać – po okolicy rozniosły się plotki, że jest agentem i że jest uzbrojony. Na zewnątrz trwała już rzeź – ludzie ginęli setkami, a piłkarze Rayon widzieli to na własne oczy. Z pomocą Longina Munyurangabo (również piłkarza Rayon), który był Hutu, Eric znalazł schronienie u Zuzu, wielkiego kibica Rayon i… wysoko postawionego członka milicji odpowiedzialnej za mordowanie Tutsi. Eric przez tydzień nie wychodził z domu, Zuzu wracał jedynie na noc – co robił w tym czasie, kiedy jedyną rzeczą, jaka działa się na zewnątrz, było ludobójstwo, jest tajemnicą poliszynela. Eric wspomina słowa Zuzu: Kiedy rzeź Tutsi się skończy, znowu będziesz mógł strzec bramki Rayon.
Przerażające? Z pewnością. Nie da się jednak zaprzeczyć, że to wielkiej miłości Rwandyjczyków do futbolu Eric zawdzięcza dzisiaj swoje życie. Tej wielkiej miłości i Longinowi, który przez cały czas pomagał chronić swojego przyjaciela, nieraz przekupując żołnierzy lub błagając ich o darowanie życia Ericowi. Najbliżej pożegnania się z żywymi Eric był po tygodniu pobytu u Zuzu, kiedy zdecydował się na wizytę u przyjaciela mającego załatwić mu dokumenty zezwalające na podróż – krok, który podjął, gdy wiedział, że sąsiedzi Zuzu znają jego tożsamość. Do celu nigdy nie dotarł. Starł się z milicją, otrzymał cios w głowę, a kula o milimetry minęła jego ramię. Murangwa nie wiedział, co się dzieje, ale o niebezpieczeństwie szybko ostrzegła go grupa starszych mężczyzn. Zdaniem Erica – kibiców, którzy go rozpoznali. Piłkarz ostatecznie zdołał uciec i wrócił do domu Zuzu, który po kilku kolejnych dniach podwiózł go do miejsca, w którym Międzynarodowy Czerwony Krzyż tworzył schronienie dla Tutsi. – Powiedział, żebym wysiadł. Życzył mi powodzenia i pojechał, a ja po prostu stałem tam bez ruchu. Zuzu uratował mi życie, ale nie był bohaterem. Był mordercą. Każdy z nich kogoś uratował, Zuzu nie był wyjątkiem – wspomina.
Nowa tożsamość
Dziś terminów „Tutsi” i „Hutu” nie znajdziemy w oficjalnych dokumentach identyfikacyjnych Rwandyjczyków – i to właśnie jest słowo klucz: po tym, jak jego RPF zakończyło ludobójstwo, Kagame zaczął tworzenie nowej tożsamości narodowej. W Rwandzie, przynajmniej oficjalnie, nie ma już Tutsi, Hutu czy Twa. Są natomiast Rwandyjczycy, coraz bardziej dumni ze swojego narodu i państwa, które wspólnie zbudowali. Kagame robi wszystko, żeby podziały całkowicie zatrzeć, żeby ludobójstwo się nie powtórzyło i, mimo pewnych słusznych zarzutów wobec niego, udaje mu się to całkiem dobrze. Nie od samego początku było jednak kolorowo.
Po przejęciu władzy przez RPF 2 miliony Hutu uciekły z kraju do sąsiedniego Zairu (dzisiaj DR Kongo), obawiając się zemsty. W następstwie tych wydarzeń w DR Kongo wybuchły dwie wojny domowe (1996-1997 i 1998), w które zaangażowana była też Rwanda. W samej Rwandzie przez kilka lat też było jeszcze niespokojnie. Rebelianci Hutu z terytorium DR Konga próbowali atakować Rwandę i odzyskać władzę z rąk Kagame. Od zakończenia drugiej z tych wojen Rwanda jednak stale się rozwija. Kraj ma jeden z najniższych wskaźników przestępczości na kontynencie, jego gospodarka rośnie w tempie 6-8% rocznie i, co absolutnie najważniejsze, nie dochodzi już do przemocy pomiędzy Tutsi, Hutu i Twa.
Spuścizna ludobójstwa
Brat Erica – 7-letni Jean-Paul – nie przeżył masakry, podobnie jak sześciu braci jego matki. Łącznie Murangwa stracił 78 członków rodziny. Longin Munyurangabo został przez milicje uznany za zdrajcę, gdy próbował chronić swoją dziewczynę, Tutsi, i nigdy nie widziano go już żywego. Rwandyjska Federacja Piłkarska, stawiając pomnik, uhonorowała ponad 70 piłkarzy, trenerów i pracowników klubowych, którzy stracili swoje życie w 1994.
Od 1994 ekstraklasa Rwandy jest zdominowana przez APR, klub partii RFP. APR sięgnęło po koronę aż siedemnastokrotnie. Siedem tytułów mistrzowskich padło łupem Rayon Sports, a jeden – ATRACO FC. W 2004 powstała żeńska reprezentacja Rwandy, co było zasługą przede wszystkim Grace Nyinawumuntu, pionierki kobiecego futbolu w tym przepięknym kraju. Rwandyjskie panie nie zdołały jeszcze ani razu zakwalifikować się ani do afrykańskiego, ani światowego czempionatu. Męska reprezentacja również nigdy nie zagrała w mistrzostwach świata, a w 2004 jeden jedyny raz wzięła udział w Pucharze Narodów Afryki. W turnieju rozgrywanym w Tunezji „Osy” zdobyły 3 punkty, co nie wystarczyło do wyjścia z grupy. Ozdobą ich występu był cudowny gol zdobyty bezpośrednio z rzutu wolnego w meczu otwarcia turnieju przeciw gospodarzom, autorstwa Rafaela Eliasa.
Obecnie rząd Rwandy reklamuje kraj m.in. na koszulkach Arsenalu, który blisko współpracuje też z FERWAFA – Rwandyjskim Związkiem Piłki Nożnej. Arsenal uruchomił w Rwandzie Coaching Clinic, w którym piłkarską edukację otrzymują rwandyjscy trenerzy. Zajęcia odbywają się, oczywiście, na Stade Amahoro. Simon McManus, wysłannik londyńskiego klubu, mówi: Ich żądza wiedzy jest niesamowita, zadają mnóstwo pytań i widać, że ich to cieszy. Staramy się zaszczepić w nich tożsamość Arsenalu, czyli grę opartą na długim posiadaniu piłki i wymianie wielu podań, ale przede wszystkim skupiamy się na kontrataku. – Dzięki akademii Arsenalu możemy przekazać nową wiedzę młodym piłkarzom, którzy w przyszłości zasilą reprezentację Rwandy. Nasze treningi są teraz o wiele bardziej profesjonalne – chwali współpracę Zoe Dushimirimana, jedna z trenerek biorących udział w kursie. Inny z uczestników, Emmy Niyomugisha, stwierdził, że Trenerzy Arsenalu zarażają pasją i ambicją oraz uczą, jak wytrwale dążyć do osiągania swoich celów.
Just arrived in Rwanda! This coaching clinic will see us spend several days working with @Arsenal and @visitrwanda_now in this amazing country.
🌍👍🏿
Unfortunately, I won't be able to be at the Emirates on Sunday, but I'll be cheering on my #AFCLegends teammates from afar. pic.twitter.com/qsztlPMd5r— Lauren Etame Mayer (@Lauren12arsenal) September 5, 2018
Wielu podopiecznych, których wziął pod swoje skrzydła FERWAFA, to dzieci ofiar lub sprawców ludobójstwa, bo te przecież również muszą zmagać się z potężną traumą. FERWAFA dba nie tylko o ich rozwój piłkarski, ale przede wszystkim uczy szacunku i tolerancji oraz buduje pewność siebie i daje poczucie przynależności. Futbol bez najmniejszych wątpliwości w dużym stopniu przyczynił i wciąż przyczynia się do odbudowy krainy tysiąca wzgórz.
Futbol = nadzieja
Kiedy horror dobiegł końca, Eric Murangwa odnalazł pięciu kolegów z drużyny i naprędce reaktywował Rayon Sports. Lokalne władze podchwyciły temat i wspierały tworzenie nowych lub reaktywację starych drużyn – sport był jednym z rodzajów terapii po traumatycznych przeżyciach ludobójstwa, dawał nadzieję i ponownie łączył ponad podziałami. Eric w 1995 zadebiutował w drużynie Amavubi, jak nazywana jest reprezentacja Rwandy. Przez jakiś czas był nawet jej kapitanem. Podczas powrotu z meczu kwalifikacyjnego do mistrzostw świata, postanowił jednak zostać w Europie (międzylądowanie było w Paryżu). Ostatecznie dotarł do Wielkiej Brytanii, gdzie otrzymał azyl. Dlaczego Murangwa uciekł? Bał się, że jego niedoszli oprawcy wrócą i będą chcieli go zabić. Nie była to żadna paranoja – takie dramaty po ludobójstwie naprawdę się zdarzały.
Eric E. Murangwa lost 35 family members to genocide, but football saved his life and inspired him to start his own football academy. pic.twitter.com/cgMNv3VSA2
— B/R Football (@brfootball) October 13, 2016
Dziś Eric stara się łączyć ludzi dzięki piłce nożnej. Założył kilka organizacji, w tym Football for Hope, Peace and Unity czy Ishami Foundation, zajmujące się jednoczeniem ludzi poprzez piłkę nożną. Prowadzi też akademię w Rwandzie, gdzie uczy dzieci nie tylko piłkarskiego rzemiosła, ale i wzajemnego szacunku czy rozwiązywania konfliktów. Futbol uratował mu życie, a dzisiaj z jego pomocą zmienia na lepsze rzeczywistość innych ludzi. W Londynie, gdzie spędza większość czasu, wykorzystuje swoje tragiczne doświadczenia do uświadamiania ludzi, czym mogą skończyć się sztuczne podziały i nienawiść. Pomimo ogromu śmierci i cierpienia zaznacza, że w 1994 spotkał też ludzi, którzy dali mu nadzieję i to ich stawia za przykład postępowania w tak trudnych warunkach. – To piłka nauczyła mnie, co to znaczy być człowiekiem. Świetnie, jeśli futbol da nam nowego Messiego czy Ronaldo, ale najlepiej, gdyby dał nam kolejnych Longinów. Futbol uczy czegoś znacznie więcej, niż kopania piłki – puentuje Eric.
Źródła cytatów: The Guardian, Visit Rwanda, Radio WBUR