Kibic, piłkarz, kapitan, sekretarz, trener, prezes – madridista. Takich ludzi, o jakich będzie traktował dzisiejszy tekst, w świecie futbolu praktycznie nie ma. Jego również już nie ma wśród nas. Bardziej zagorzali fani Realu Madryt zapewne wiedzą już o kogo chodzi. Oczywiście o Santiago Bernabeu – człowieka, bez którego stołeczny klub nigdy nie zyskałby obecnego statusu.
Santiago Bernabeu de Yeste – bo tak brzmi pełne nazwisko wybitnego hiszpańskiego fana futbolu – urodził się 8 czerwca 1895 roku w Almansie. Od najmłodszych lat biegał za piłką i ten sport bardzo szybko stał się jego pasją. Od samego początku wiedział również, że jego przyszłość ma być związana z Realem Madryt. Prawda jest jednak taka, że niewiele brakowało, aby w stolicy Hiszpanii o Santiago bardzo szybko zapomniano. Hiszpan pojawił się w klubie w wieku 17 lat (trzy lata wcześniej grywał już w drużynach młodzieżowych) wraz ze swoim bratem, jednak początkowo Santiago miał być ustawiany na pozycji bramkarza. Marcelo – starszy brat legendarnego Bernabeu – powiedział jednak jasno, że Santiago będzie występował na środku ataku albo w ogóle. W klubie go posłuchano i właśnie ta decyzja wydaje się najistotniejszą w całej historii „Królewskich”. Gdyby wówczas odprawiono Santiago z kwitkiem, prawdopodobnie nigdy nie bylibyśmy świadkami narodzin i dojrzewania najlepszego klubu XX wieku. A Bernabeu piłkarzem szczególnie wyróżniającym się nie był… Przynajmniej początkowo.

W Madrycie bardzo szybko zauważono, że Santi nie wyróżnia się ani bajeczną techniką, ani kombinacyjną grą, która mogłaby sprawić, że może stać się w futbolu postacią wyjątkową. Bernabeu potrafił jednak doskonale grać głową i nie sprawiało mu żadnej różnicy, czy ma uderzać/podawać piłkę lewą czy prawą nogą. Dzięki temu legenda hiszpańskiej piłki nożnej strzeliła w białych barwach ponad 300 bramek w trakcie 19 lat gry. Przyznacie, że to niezły wynik, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wystąpił w blisko 700 spotkaniach. Bernabeu był czynnym piłkarzem, kiedy nie istniała jeszcze Primera Division i różnego rodzaju rozgrywki rozrzucone były po całym kraju. Nie możemy więc wyróżnić zbyt wielu osiągnięć, jednak należy wspomnieć choćby o dziewięciu mistrzostwach regionu, które były niejako prologiem do powstania zawodowej ligi piłkarskiej na Półwyspie Iberyjskim. Największym drużynowym osiągnięciem „Don Santiago” jest jednak wygranie Pucharu Hiszpanii w 1917 roku, sam Bernabeu w dwóch finałowych meczach nie wystąpił niestety od pierwszej minuty.
Młody Santi wychowywał się w Madrycie, ucząc się w Kolegium Ojców Augustynów – tam też rozpoczął grę w piłkę. – To najlepszy sposób na rozgrzanie się w zimne dni na podwórku – mówił. Kiedy w końcu trafił do akademii Realu Madryt, klub nie miał bogatego zaplecza ani nawet stadionu, który wprawiałby w zachwyt. Wynajęto więc grunt na ulicy O’Donnell, gdzie madrycki zespół zaczął rozgrywać swoje spotkania. Historycy twierdzą, że Bernabeu był jedną z osób, która najbardziej ochoczo pracowała przy przygotowywaniu boiska, a także jego ogrodzenia. Jak już wspominaliśmy, w wieku 17 lat trafił do dorosłej drużyny Realu Madryt, w której bardzo szybko stał się kapitanem. Niedługo później rozpoczął studia prawnicze, zgodnie z wolą ojca, który również kształcił się w tym zawodzie i w nim pracował.
Santiago spędził prawie 20 lat jako aktywny zawodnik. W 1928 roku postanowił zawiesić buty na kołku i przez siedem kolejnych lat zasiadał w zarządzie klubu. Nadszedł moment wojny domowej, która całkowicie sparaliżowała hiszpański futbol. W trakcie jej trwania Bernabeu miał być nawet aresztowany, jednak po otrzymaniu ostrzeżenia od swojego przyjaciela zdołał uciec przed więzieniem, zaciągając się jednocześnie do armii, w której brał udział w kampanii w Katalonii. Kiedy wojna się już skończyła, klub z Madrytu był w totalnej rozsypce. Brakowało miejsca do gry, brakowało pieniędzy i – co najgorsze – brakowało zawodników. Nie zniechęciło to jednak Santiago, który rozpoczął namawiać swoich przyjaciół i dawnych fanów zespołu, aby spróbowali swoich sił i rozpoczęli grę w zespole. Był to pierwszy etap budowy wielkiego Realu Madryt Santiago Bernabeu.
Ogromna pasja i wizja Santiago Bernabeu sprawiły, że plan się powiódł, a samemu Hiszpanowi udało się na zawsze zapisać złotymi zgłoskami w historii ekipy. Pomimo jego olbrzymich wpływów nie mógł piastować funkcji prezesa, ponieważ hiszpański rząd był zmuszony do zdymisjonowania zarówno sterników Realu Madryt, jak i Barcelony ze względu na falę przemocy pomiędzy obydwoma drużynami. W końcu we wrześniu 1943 roku „Don Santiago” został prezesem „Królewskich”. Od samego początku mówił, że jego celem jest stworzenie ze stołecznej ekipy najpotężniejszej drużyny na Półwyspie Iberyjskim. Aby tego dokonać, podzielił obszar działań na dyrektywy, wedle których wybrane osoby były odpowiedzialne za pewne obszary. Niezależne organy techniczne działały przy każdej sekcji klubu, a nawet w każdej kategorii wiekowej. To właśnie Santiago Bernabeu był pionierem, jeśli chodzi o propagowanie marki klubu najpierw w całej Hiszpanii, a później na całym świecie. Działania legendarnego prezesa doprowadziły również do powstania sekcji koszykówki, piłki ręcznej, siatkówki, tenisa i gimnastyki – takie same praktyki stosowały później kluby na całym świecie.

Jednym z największych osiągnięć Santiago Bernabeu jest jednak plan budowy Estadio Chamartin – największego wówczas stadionu w Europie, a także kompleksu sportowego, w którym kształcić mieli się adepci futbolu i przyszłe gwiazdy klubu. Niestety, pomimo olbrzymich sukcesów na polu administracyjnym Realowi Madryt nadal brakowało wyników i trofeów. Z tym Santiago pogodzić się nie mógł.
Słowem o Alfredo Di Stefano
To właśnie „Blond Strzała” był największym sprzymierzeńcem Santiago Bernabeu, któremu pomógł w budowie najbardziej utytułowanego zespołu w Europie. W związku z brakiem wspomnianych tytułów Bernabeu zaczął poszukiwania najlepszych piłkarzy, którzy mogliby zasilić jego drużynę. Jednym z pierwszych był właśnie Alfredo Di Stefano, obecnie honorowy prezes Realu Madryt. Argentyński piłkarz to również bohater jednego odcinka serialu pod tytułem „Wojna kastylijsko-katalońska”. Transfer Di Stefano do Madrytu jest owiany masą kontrowersji, które do dziś wypominają niektórzy fani „Blaugrany”. Argentyński napastnik występował najpierw w River Plate, z którego odszedł w 1949 roku, kiedy to w Argentynie wybuchł strajk piłkarzy. Przeniósł się do Kolumbii, do drużyny Los Millonarios. Również tam sytuacja nie była jednak ciekawa, głównie ze względów politycznych, które doprowadziły do wojny domowej. FIFA zdecydowała się wykluczyć ligę kolumbijską ze swoich struktur. Po pewnym czasie została przywrócona, jednak pod warunkiem, że z kolumbijskich drużyn zostaną sprzedani wszyscy zagraniczni piłkarze.
Ekipa Los Millonarios otrzymała jednak pozwolenie na rozpoczęcie tournee po Ameryce Południowej, które zakończyło się w… Hiszpanii. – Ten dzieciak pachnie dobrym futbolem – to pierwsze słowa Santiago Bernabeu na temat Alfredo Di Stefano na dzień przed towarzyskim spotkaniem Realu Madryt z kolumbijskim zespołem. Słowa, których legendarny prezes mógł później żałować, bo sprawiły one, że „Blond Strzałą” mocniej zainteresował się również sternik FC Barcelona. To właśnie kataloński klub był o krok od podpisania kontraktu z Di Stefano. Zarząd nie wiedział niestety, jak się do tego zabrać. Działacze Los Millonarios oczekiwali pieniędzy, rozegrania sparingu, z którego cały dochód trafiłby do ich kasy, Barcelona zaś upierała się jedynie przy gotówce. Katalońskie media już odtrąbiły transfer Alfredo, jednak coś ostatecznie poszło nie tak. Coś, co chytrze wykorzystał Santiago Bernabeu.
Real wrócił do gry. Hiszpańska federacja piłkarska w tym samym czasie zakazała jednak sprowadzania do klubów zagranicznych piłkarzy, z wyłączeniem Alfredo Di Stefano, o ile Katalończycy odpuszczą walkę o niego. Efekt był taki, że doszło do niezwykle kuriozalnej sytuacji – Di Stefano podpisał pięcioletni kontrakt i co rok miał zmieniać barwy klubowe… Koniec końców zgody na takie rozwiązania nie wydała tak naprawdę katalońska prasa, która uważała to za absurd. Prezes Barcelony został zmuszony do dymisji, a jego tymczasowy zastępca uległ presji i w końcu zgodził się na oddanie Argentyńczyka do Madrytu. W historycznych opowieściach jest oczywiście wiele teorii spiskowych i niezliczona ilość nazwisk generała Franco, jednak rozpisywanie się na ten temat to osobna kwestia. Di Stefano w końcu został oficjalnie zawodnikiem Realu Madryt i wyniósł go na piedestał europejskiego futbolu. Najpierw przywrócił mu jednak – po 21 latach – tytuł mistrzowski. Zaczęła rodzić się legenda.

„Wierzę w Boga, Hiszpanię i don Santiago Bernabeu”
Wpływ Santiago Bernabeu na wszystko, co działo się w Madrycie, był tak ogromny, że Hiszpan stał się prawdziwą ikoną klubu. 4 stycznia 1955 roku akcjonariusze zgodzili się przez aklamację, że Estadio Nuevo Chamartin powinno zmienić nazwę na Estadio Santiago Bernabeu. Sam zainteresowany nie był tym pomysłem zachwycony, bo od zawsze unikał rozgłosu. Nie pozostało mu jednak nic innego, jak tylko się zgodzić. Poprzednia nazwa stadionu była częścią jego życia, ale ostatecznie zaakceptował podjętą decyzję. Jego oddanie i lojalność sprawiły, że Bernabeu nigdy nie pobierał pensji jako prezes klubu.
Olbrzymia uczciwość „Don Santiago” stała się początkiem spopularyzowania bardzo znanego wówczas powiedzenia w Hiszpanii: „Wierzę w Boga, w Hiszpanię i don Santiago Bernabeu”, które idealnie oddaje, jak wielkim zaufaniem cieszył się hiszpański sternik wśród fanów madryckiego klubu. Budowa wielkiego Realu Madryt została rozpoczęta na dobre. Do zespołu przychodzili kolejni wielcy piłkarze, trybuny stadionu pękały w szwach, a do klubowej klasy zaczęły napływać coraz większe pieniądze. Pełen sukces instytucjonalny i piłkarski.
Dziękujemy za Ligę Mistrzów
Po kilku tytułach mistrzowskich z Realem Madryt w głowie Santiago Bernabeu zrodził się pomysł utworzenia znanej w dzisiejszej formie Ligi Mistrzów. To właśnie prezes „Królewskich” był jednym z najbardziej zaangażowanych w cały projekt ludzi futbolu. To między innymi dzięki niemu możemy teraz emocjonować się wtorkowymi i środowymi wieczorami. Jego Real Madryt triumfował zresztą w pierwszych pięciu edycjach tego turnieju. Do dzisiaj pozostaje również drużyną z największą liczbą zwycięstw. I absolutnie nikt nie ma wątpliwości co do tego, kto zasługuje na największe laury, obok rzecz jasna wspomnianego Alfredo Di Stefano i reszty niesamowitych piłkarzy, jak: Francisco Gento, Raymond Kopa, Miguel Munoz czy Ferenc Puskas.
Po wielu triumfach i latach radości przyszła pierwsza smutna wiadomość – o śmiertelnej chorobie don Santiago Bernabeu. Mimo to ani przez chwilę nie zaniedbał on swoich obowiązków związanych z piastowaniem funkcji prezesa jednego z największych klubów na świecie. Pełnił ją aż do dnia swojej śmierci, po której federacja FIFA zarządziła trzydniową żałobę i pośmiertnie odznaczyła go Orderem Zasługi FIFA. Historycy przypominają również jedną z ostatnich scen z udziałem wielkiego Bernabeu na stadionie, który już wtedy nosił jego imię. 120 tysięcy zebranych tam ludzi zgotowało mu niesamowitą owację na stojąco pomieszaną z okrzykami skandowania jego nazwiska i płaczu. To był ostatni raz, kiedy don Santiago Bernabeu, ledwo trzymający się już na nogach, przewodniczył zarządowi klubu. Pięć dni później zmarł. Mówi się, że na łożu śmierci poprosił bliskich przyjaciół tylko o to, aby nie pozostawili jego żony w nędzy.
2 czerwca 1978 roku ponad 100 tysięcy ludzi wzięło udział w ostatnim pożegnaniu największego prezesa w historii być może nie tylko Realu Madryt, tylko całej piłki nożnej. Santiago Bernabeu był sternikiem madryckiego klubu przez 35 lat. W tym czasie dokonał nie tylko prawdziwej rewolucji w klubie, ale także w hiszpańskiej i europejskiej piłce. Za jego kadencji Real Madryt zdobył między innymi 16 mistrzostw kraju, sześć pucharów krajowych i sześć pucharów Europy. Co roku ku jego pamięci rozgrywany jest mecz o Trofeum Santiago Bernabeu. W obecnym sezonie rywalem „Królewskich” był wspominany zespół Los Millonarios, były klub Alfredo Di Stefano.
Wielki człowiek !!!
Ten wyżej to nie ja.
Trzy sprawy.
1. To kolejny tekst który mocno przykuł moją uwage
w obecnym roku. Publicystyka stoi na coraz lepszym
poziomie co napawa mnie optymizmem. Pozostaje
pogratulować i życzyć sobie więcej. Brawo!
2. Di Stefano. We wzmiance o jego osobie jest mała
nieścisłość. O ile mi wiadomo w ówczesnych
czasach wprowadzono zakaz gry (chyba nawet tuż przed
próbą sprowadzenia napastnika do Barcelony)
obcokrajowców na hiszpańskich boiskach co miało
niebagatelne znaczenie. Można to zweryfikować?
3. No i najważniejsze. Czy naprawde nie można
zrobić porządku z niektórymi komentarzami? To
naprawde jest poniżej wszelkiej krytyki a do tego
odstrasza czytelników. Jeśli aspirujecie do miana
poważnego portalu o piłce to,przy całej mojej
sympatii,musicie uporządkować ten aspekt.
Z góry dziękuje za odpowiedź i życze powodzenia.
http://www.youtube.com/watch?v=mlI9SQbO4Kg
Od zawsze, na zawsze :) !
Gracias Santiago !!! Hala Madrid !!!
Na pewno jest to osoba wybitna, ale czy był
najlepszym prezesem? Można mieć co do tego
wątpliwości, chociaż jego statystyki jak piłkarz,
czy sukcesy jak trener/prezes nie pozostawiają
złudzenia.