FJW: Jerzy Brzęczek – medalista olimpijski, piłkarz i były selekcjoner


Na boisku był urodzonym przywódcą. Ulubieniec Wójcika, a dziś trener, który jeszcze musi się wiele nauczyć

18 marca 2021 FJW: Jerzy Brzęczek – medalista olimpijski, piłkarz i były selekcjoner
Adam Starszyński / PressFocus

Olimpijczyk, medalista i kapitan, który chciał zmieniać szyld i jechać dalej. W latach 90. był czołowym polskim pomocnikiem, choć nie zawsze było dla niego miejsce w pierwszej reprezentacji. Lubił zmieniać kluby, a po zakończeniu kariery pozostał przy piłce. Zaczynał jako grający asystent trenera Motyki w Polonii Bytom, a później zostawał szkoleniowcem kolejno Rakowa, Lechii Gdańsk, GKS-u Katowice, Wisły Płock i drużyny narodowej. Selekcjonerem był od lipca 2018 do stycznia 2021 roku. Mimo krótkiej kadencji zapamiętaliśmy go bardzo dobrze. Jedyny i niepowtarzalny Jerzy Brzęczek, który obchodzi 50. urodziny.


Udostępnij na Udostępnij na

Jerzy Brzęczek przyszedł na świat 18 marca 1971 roku. Jego rodzinna, niewielka wieś Truskolasy, licząca trochę ponad dwa tysiące mieszkańców, położona jest w gminie Wręczyca Wielka w województwie śląskim. Przygodę z piłką rozpoczął w miejscowej Olimpii. Jego potencjał został szybko dostrzeżony przez Raków Częstochowa, do którego trafił w wieku zaledwie 12 lat. I to właśnie tam, nieopodal Jasnej Góry, trenerzy szlifowali jego talent. 

Jak przebiegała piłkarska kariera byłego selekcjonera i jakim był piłkarzem? Jaki jest jego największy sukces i ile razy wystąpił z orzełkiem na piersi? Z czego zapamiętaliśmy jego kadencję w drużynie narodowej? 

Jerzy Brzęczek i jego Olimpia

W seniorskiej piłce zadebiutował w barwach nieistniejącej już Olimpii Poznań. Grająca wtedy na najwyższym poziomie rozgrywkowym drużyna była zwykłym średniakiem. Chociaż za czasów gry Jerzego Brzęczka odnosiła największe sukcesy w swojej historii, a on stanowił o sile tego zespołu. W sezonie 1989/1990 zakończyła ligowe zmagania na piątym miejscu, zaś w kampanii 1990/1991 dotarła aż do półfinału Pucharu Polski. Po drodze wyeliminowała takie zespoły, jak: Stilon Gorzów Wielkopolski, Zagłębie Lubin i Stal Rzeszów. Poległa dopiero w dwumeczu z Legią Warszawa. 

Jerzy Brzęczek zadebiutował jeszcze przed 18. urodzinami, 27 sierpnia 1988 roku. Była to 5. kolejka w sezonie 1988/1989. Olimpia mierzyła się z GKS-em Katowice. Poznaniacy przegrali 3:0, a nastolatek na placu gry pojawił w 70. minucie, zmieniając Andrzeja Borówkę. To był początek wspaniałej historii. Szybko stał się jednym z liderów, zaczął występować regularnie i z czasem został kapitanem.

Po czterech latach przygoda z Olimpią dobiegła końca. W tym czasie Jerzy Brzęczek zmężniał, nabrał cennego doświadczenia i pewności siebie. Co ciekawe, nigdy później w swojej karierze nie zakotwiczył w jednym klubie na tak długo. W barwach poznańskiego zespołu wystąpił 108 razy. 

W tym samym czasie, gdy stawiał swoje pierwsze kroki w poważnej piłce, trafił do reprezentacji olimpijskiej prowadzonej przez Janusza Wójcika. Szybko wpadł w oko popularnemu „Wójtowi”, stając się jednym z jego ulubieńców. Trener stawiał na niego od samego początku, od pierwszych spotkań. Choć początkowo pełnił funkcję zmiennika, z czasem jednak został kapitanem, bo był urodzonym przywódcą. Piłkarzem, który może i nie należał do widowiskowych, ale za to bardzo efektywnych. 

Od pierwszego poznania był to naturalny przywódca grupy. Miał większą od innych łatwość wysławiania się, szybciej orientował się w skomplikowanym mechanizmie reprezentacji olimpijskiej […]. Nie ja go wyznaczyłem, tylko koledzy go wybrali, wiedząc, że stanie się najlepszym mecenasem ich interesów. Janusz Wójcik, „Jego biało-czerwoni”

Największy sukces w karierze 

Bez wątpienia marzeniem każdego sportowca jest zdobycie medalu na igrzyskach olimpijskich. Nie każdy ma jednak szansę, aby spróbować o nie powalczyć. Nagrody czy wyróżnienia indywidualne, mistrzostwa czy miejsca na podium w karierze klubowej to przy tym pikuś. Jerzy Brzęczek może się takim medalem pochwalić. Przeszedł do historii i już nigdy nie zostanie z niej wypisany. Nigdy nie zostanie zapomniany jak niektórzy medaliści chociażby mistrzostw Polski. Szczególnie że to ostatni taki sukces naszej reprezentacji. 

W 1992 roku Polacy wzięli udział w młodzieżowych mistrzostwach Europy, które wówczas liczyły aż 32 reprezentacje. Do grupy trafiliśmy z Anglią, Turcją i Irlandią. Faza grupowa nie sprawiła „Biało-czerwonym” żadnych problemów. Komplet zwycięstw i pewny awans do ćwierćfinału, w którym zaczęły się schody. Na drodze podopiecznych Brzęczka stanęła Dania, która może i nie była faworytem tego starcia, ale w pierwszym meczu wygrała 5:0. W rewanżu Jerzy Brzęczek i jego koledzy zdołali wywalczyć remis, który dał im wyjazd na igrzyska olimpijskie do Barcelony. Wszystko dzięki Szkotom i dziwnemu regulaminowi. 

W Hiszpanii kadra Wójcika grała jak z nut. Trafiliśmy do grupy A z Włochami i Kuwejtem, z którymi wygraliśmy, oraz Stanami Zjednoczonymi, z którymi zremisowaliśmy. Selekcjoner nie lubił robić zmian w pierwszej jednostce i w sumie nic dziwnego, skoro wszystko wyglądało tak, jak powinno. Jerzy Brzęczek grał praktycznie wszystko. Od pierwszej do ostatniej minuty. Wyjątkiem był jedynie półfinał z Australią, w którym to opuścił plac gry na siedem minut przed końcem.

Niestety w wielkim finale na Camp Nou nie udało pokonać się gospodarzy – Hiszpanii. Choć Polacy prowadzili do przerwy po golu Kowalczyka, to ostatecznie przegrali 3:2 i zdobyli srebrny medal. Mimo to był to ogromny sukces Jerzego Brzęczka, który w finale zaliczył asystę przy golu na 2:2 Ryszarda Stańka. Wydawało się, że będzie on naturalnym liderem pierwszej reprezentacji. Tak się jednak nie stało. 

Zmieniał kluby jak rękawiczki

Po udanym turnieju przyszedł czas na zmiany. Latem opuścił Olimpię i przeszedł do lokalnego rywala – Lecha Poznań. W zespole „Dumy Wielkopolski” zbyt długo nie pograł. Przy Bułgarskiej spędził zaledwie jeden sezon, który zakończył się mistrzostwem Polski przy tzw. zielonym stoliku. Tytuł na boiskach wywalczyła wówczas Legia Warszawa, ale zdaniem PZPN zrobiła to nie do końca uczciwie. Po roku trafił do Górnika Zabrze. W barwach zabrzańskiego klubu grał tylko przez 1,5 roku, po czym przeszedł na sześć miesięcy do GKS-u Katowice. 

Latem 1995 roku jego usługami zainteresowany był Tirol Innsbruck, który ostatecznie ściągnął go do siebie. Innsbruck to miejscowość kojarzona dziś raczej ze skokami narciarskimi niż drużyną piłkarską. Rozgrywając blisko sto meczów, Jerzy Brzęczek zdecydował się na transfer do LASK. Po roku gry postanowił zmienić otocznie. Tym razem wybór padł na Izrael i Maccabi Haifa.

Kolejne 18 miesięcy i przyszedł czas na zmianę pracodawcy. Powrócił do Austrii, do Tirolu, z którym zdobył dwa mistrzostwa kraju. Trafił na złoty okres klubu. Jeden z tytułów wywalczył pod wodzą Joachima Loewa. Później grał jeszcze w Sturmie Graz, FC Karnten, Wackerze Innsbruck i wreszcie po 12 latach powrócił do Polski. W lipcu 2007 roku podpisał kontrakt z Górnikiem Zabrze. Na sam koniec swojej przygody z piłką przeszedł do Polonii Bytom, w której łączył funkcje piłkarza z asystentem trenera. 

Gra w biało-czerwonych barwach 

Wiele osób twierdzi, że przez ciągłą zmianę klubów nie do końca odpalił w pierwszej reprezentacji. Brakowało mu stabilizacji. Nie był na boisku już takim liderem jak za czasów gry w młodzieżówce. Choć przez moment pełnił funkcję kapitana. Debiut w dorosłej drużynie narodowej zaliczył jeszcze przed igrzyskami w Barcelonie. W maju 1992 roku Polacy pokonali Austrię w spotkaniu towarzyskim 4:2, a Jerzy Brzęczek zaliczył wówczas asystę przy golu Warzychy.

Po udanym turnieju w Hiszpanii spora część podopiecznych Wójcika trafiła do reprezentacji. Jerzy Brzęczek znalazł się w tym gronie. Młodzi przejęli ster, ale rozbili się, wraz z Andrzejem Strejlauem, na przeszkodzie, jaką były eliminacje do mundialu w 1994 roku. Wymusiło to poniekąd zmianę szkoleniowca, tak więc nowym selekcjonerem został Henryk Apostel, który po kilku meczach postanowił zrezygnować z usług środkowego pomocnika. 

Jerzy Brzęczek powrócił do kadry po blisko dwóch latach przerwy. Antoni Piechniczek postanowił go sprawdzić w spotkaniach towarzyskich z Cyprem i Niemcami. I to by było na tyle. Do regularnej gry w orzełkiem na piersi powrócił dopiero wtedy, gdy selekcjonerem został jego trenerski ojciec – Janusz Wójcik. Trener cenił sobie jego umiejętności. Znał jego mocne strony i nawet, jeśli nie prezentował się na boisku najlepiej, on konsekwentnie na niego stawiał. Można powiedzieć, że był jego żołnierzem. 

W sumie Jerzy Brzęczek wystąpił w 42 meczach reprezentacji Polski. Po raz ostatni 9 czerwca 1999 roku, w starciu eliminacyjnym do Euro 2000 przeciwko Luksemburgowi. Czterokrotnie wpisał się na listę strzelców. Premierowego gola zdobył w 1993 roku, w towarzyskiej rywalizacji z Brazylią (2:2), a później pokonywał bramkarzy Austrii (porażka 4:3), Luksemburga (3:0) i Anglii (porażka 3:1). To ostatnie trafienie jest mu najbardziej pamiętane. W końcu niewielu Polaków strzela na Wembley.

Od Częstochowy do reprezentacji

Ostatnie pół roku kariery spędził w Bytomiu, gdzie uczył się trenerskiego warsztatu od Marka Motyki. Dzięki temu, że był jego asystentem, w szybki i dość płynny sposób przeszedł na drugą stronę i został szkoleniowcem. Swoją pierwszą pracę, jako tzw. jedynka, znalazł w Częstochowie. W lutym 2010 roku podpisał umowę z Rakowem, który znajdował się w 2. lidze grupy zachodniej. Prowadzona przez Jerzego Brzęczka drużyna niczym się nie wyróżniała. W sezonie 2009/2010 zakończyła zmagania na 10. lokacie z 45 punktami. 

W kolejnych wcale nie było lepiej. Finiszowała bowiem odpowiednio na 14., 11. i 10. miejscu, gromadząc na swoim koncie kolejno taką liczbę punktów: 44, 44 i 48. W listopadzie 2014 roku przygoda z zespołem z Częstochowy dobiegła końca. Szósta porażka w 15. spotkaniu ligowym (a ogólnie dziewiąty mecz bez wygranej) przelała czarę goryczy. Po zwolnieniu Jerzy Brzęczek długo nie musiał czekać na nową posadę. Kilka tygodni później został trenerem Lechii Gdańsk.

W Trójmieście długo nie zabawił. Nie minął nawet rok i już go tam nie było. Ale czy można się temu dziwić, skoro prowadzona przez niego Lechia przegrywała co trzecie spotkanie? W 30 meczach jego zespół wygrał tylko 11 razy. A w lidze zdobył 39 oczek na 87 możliwych. Mimo to znowu przerwa od trenowania nie trwała zbyt długo. Ponownie po kilku tygodniach objął stery, tym razem w GKS-ie Katowice, w którym zagościł na dłużej, bo aż półtora roku. W sezonie 2016/2017, czyli w tym, który przepracował od początku do końca, jego zespół zajął siódmą lokatę w pierwszoligowej stawce.

Później, znowu dość szybko, trafił do Wisły Płock. I trzeba przyznać, że jak na możliwości tego klubu kampania ta była bardzo udana. Jerzy Brzęczek poprowadził ekipę z Mazowsza do piątego miejsca. Chociaż 14 porażek w 37 ligowych grach nie robi na nikim wrażenia, ale cóż, taki mamy klimat. 

Z czego zapamiętamy Jerzego Brzęczka?

Nagle Zbigniew Boniek zobaczył w jego oczach ogień, więc zrobił z niego selekcjonera. Wybór dziwny, kontrowersyjny, niezrozumiały. Zupełnie się nie obronił. Po ostatnich latach sukcesów z Adamem Nawałką na ławce polski kibic był przyzwyczajony do dobrej gry, a w tym przypadku od samego początku wyglądało to słabo. Wszyscy wiemy, jak ta kadencja wyglądała. Nie ma sensu jej szczegółowo omawiać. Czy był to dobry wybór

Słaba gra, brak pomysłu, nieporozumienia z zawodnikami i liczne językowe lapsusy. Mimo awansu do mistrzostw Europy 2020, co, umówmy się, było naszym obowiązkiem, Jerzy Brzęczek został zwolniony. Bez wątpienia był to cios porostu w serce. Dla każdego by był. Zrealizował postawione przed nim cele, a i tak się z nim pożegnano. 

Na koniec kilka cytatów z byłego już selekcjonera naszej reprezentacji. Można powiedzieć, że był złotousty, bo było z czego wybierać.

Czy mogę jeszcze pozdrowić jedną osobę? Chciałbym bardzo serdecznie pozdrowić w imieniu całej reprezentacji, w szczególności tej kadry piłkarskiej, jak i szkoleniowej, bardzo znanego eksperta, pana Michała Pola. Panie Michale, dziękujemy bardzo, że pan wierzy w tę reprezentację i chce pan zmieniać szyld bez udziału żadnego z tych zawodników.

Pamiętam naszą wczorajszą rozmowę z Robertem po treningu. Stwierdził, że wszystko dobrze wyglądało. Nie chciałbym teraz sytuacji, w której rozmawiamy o tym, co mówią piłkarze. Oni są przede wszystkim od tego, by realizować swoje zadania.

Jeżeli wstanie pewnego dnia i coś mu przeskoczy w głowie, to będziemy mieli zawodnika, którego będą nam zazdrościć wszyscy na świecie.

***

Panie selekcjonerze, wszystkiego najlepszego z okazji 50. urodzin. Zdrowia i samych sukcesów. Powrotu do pracy i zdobycia mistrzostwa Polski.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze