FJW: Gdyby nie futbol, w Kaszmirze trudno byłoby oddychać


Piękna, a zarazem tragiczna historia wyjątkowego klubu

21 lutego 2020 FJW: Gdyby nie futbol, w Kaszmirze trudno byłoby oddychać
The Week

Cudowne górskie krajobrazy, trwający od ponad 70 lat konflikt pomiędzy Indiami a Pakistanem, ciągłe niepokoje i protesty, wielka powódź, ataki terrorystyczne, jedyny region w Indiach z muzułmańską większością, pantery śnieżne, a wreszcie najbardziej zmilitaryzowane miejsce na świecie. No i piłka nożna, a jakże. David Robertson, były piłkarz Aberdeen i Rangers, jego syn Mason, kaszmirski Ronaldo, pierwsza lokalna drużyna w najwyższej lidze, która od razu stała się rewelacją. Stadion pękający w szwach, wielkie plany na przyszłość, duma regionu, która łączy miejscową społeczność bez względu na ich przynależność etniczną czy wyznanie. Witajcie w Kaszmirze – małej ojczyźnie pewnego wyjątkowego klubu.


Udostępnij na Udostępnij na

Dysputa terytorialna o Kaszmir rozpoczęła się w 1947, kiedy Brytyjczycy podjęli decyzję o wycofaniu się z subkontynentu indyjskiego. Od tamtej pory Indie i Pakistan stoczyły o Kaszmir trzy wojny na pełną skalę i wielokrotnie więcej mniejszych potyczek. Terytorium tego byłego stanu książęcego jest dzisiaj podzielone głównie między te dwa państwa. Odrobina terenu na wschodzie kontrolowana jest przez Chiny. W części, nad którą kontrolę sprawują Indie, znajduje się Śrinagar – ponadmilionowe miasto położone w Kotlinie Kaszmirskiej nad jeziorem Dal. W przeciwieństwie do reszty regionu, gdzie największą religią jest – bijący na głowę chyba i hinduizm i islam – krykiet, w Kaszmirze pierwsze skrzypce odgrywa futbol – ulubiony sport lokalnej społeczności. Spora w tym zasługa Cecila Tyndale-Biscoe, brytyjskiego misjonarza i nauczyciela, który na początku XIX wieku zaczął popularyzację piłki nożnej w Kaszmirze.

Pinterest

Powódź, konflikt zbrojny, futbol – trio (nie)idealne

We wrześniu 2014 zarówno Kaszmir (po obu stronach granicy), jak i pakistański Pendżab nawiedziła, w następstwie monsunu, potężna powódź, która zabrała życie 557 ludzi w Pakistanie i Indiach. Ponad 2,5 tysiąca wsi zostało całkowicie lub częściowo zniszczonych, a 200 tysięcy ludzi ewakuowano. Opady spowodowały osunięcia gruntu i lawiny błotne, a te z kolei zniszczyły nie tylko budynki czy drogi, ale i pola uprawne. Wiele miejsc w Śrinagarze również zostało dotkniętych powodzią, a woda sięgała nawet do drugiego piętra, zalewając często domy w całości.

Nieszczęścia chodzą parami, więc zanim Kaszmir otrząsnął się z tej tragedii, musiał radzić sobie ze stanem wyjątkowym spowodowanym sześcioma atakami terrorystycznymi ze strony kaszmirskich rebeliantów, walczących o odłączenie regionu od Indii, na posterunki indyjskiego wojska. Zbliżały się bowiem wybory do parlamentu stanu Jammu i Kaszmir (najbardziej na północ wysuniętego stanu Indii, którego Śrinagar jest stolicą), a wizytę w regionie zapowiedział premier Indii – Narendra Modi. Zginęły 23 osoby, w tym 6 agresorów. Od początku konfliktu życie straciło już ok. 1,5 miliona ludzi, a Kaszmir jest dzisiaj uznawany za najbardziej zmilitaryzowaną strefę na świecie.

United States Institute of Peace

Jak w takich okolicznościach grać w piłkę? Jak prowadzić, z sukcesami, poważny klub? Niecałe dwa lata po powodzi Shamim Meraj (dziennikarz i właściciel lokalnej gazety) i Sandeep Chattoo (biznesmen) postanowili pokazać, że niemożliwe nie istnieje. Jaki był cel projektu? Przede wszystkim znalezienie wspólnej pasji i danie odrobiny wiary w lepsze jutro lokalnej społeczności po tragedii, która wielu z nich pozbawiła dachu nad głową. Coś, co miało być terapią przez sport, szybko przerodziło się w jeden z najprężniejszych projektów piłkarskich w kraju. W ten sposób, na gruzach domów zniszczonych przez powódź, podlana jednocześnie traumą i nadzieją, powstała duma Kaszmiru – Real.

Początki jednak nie były łatwe. Pierwszym oficjalnym występem Realu był udział w Pucharze Duranda, najstarszych rozgrywkach w Azji i jednych z najstarszych na świecie (wystartowały w 1888). Drużyna sklecona na szybko z lokalnych pół-profesjonalistów w pięciu meczach zanotowała trzy remisy i dwa razy przegrała, zajmując ostatnie miejsce w swojej grupie. – Nie mieliśmy zielonego pojęcia, z czym wiąże się gra na takim poziomie. Nie byliśmy przygotowani ani piłkarsko, ani finansowo – dzieli się trudnymi początkami Meraj. Faktycznie – klub nie otrzymał żadnej pomocy ani od władz piłkarskich w Indiach, ani od stanowego parlamentu. Wstępne finansowanie działalności pochodziło od dwóch współwłaścicieli oraz ze zbiórek publicznych.

Real dziś występuje w I-League, jednej z dwóch krajowych lig w Indiach (o tej drugiej będzie później). Zadebiutował w niej w sezonie 2018/2019 i zanotował wejście smoka – w pierwszym meczu Real pojechał do Pendżabu, aby zagrać z tamtejszą Minervą, obrońcą tytułu mistrzowskiego, i wygrał 1:0. Klub z bardzo odległego regionu, który miał walczyć o utrzymanie, zajął ostatecznie miejsce na najniższym stopniu podium, za plecami East Bengal i Chennai City. East Bengal to, obok Mohun Bagan, którego szkoleniowcem jest były trener Wisły Płock Kibu Vicuna, największy indyjski klub. East Bengal i Mohun Bagan mają siedzibę w Kalkucie i to derby właśnie tego miasta przyciągają największą widownię w lidze.

Salt Lake Stadium, który derbowe mecze gości, może pomieścić obecnie 80 tysięcy kibiców (przed renowacją było to nawet 120 tysięcy) i zwykle podczas klasyku pęka w szwach. Rywalizacja tych dwóch klubów w przyszłym roku będzie obchodziła stulecie. Real w debiutanckim sezonie w elicie rozegrał tak naprawdę 19 spotkań. Rewanżowy mecz ostatniej kolejki z Minervą został odwołany ze względu na kwestie bezpieczeństwa. 14 lutego 2019 doszło bowiem do samobójczego ataku terrorystycznego, w którym zginęło 40 funkcjonariuszy (35 zostało rannych) indyjskiej policji. Jako że mecz nie miał już żadnego wpływu na kształt tabeli, obie drużyny zgodziły się na podział punktów.

Wikipedia

Real gra na niewielkim TRC Turf Ground, nad którym górują majestatyczne Himalaje. TRC ma wysokiej generacji sztuczną nawierzchnię – astroturf – i mieści ok. 15 tysięcy widzów. Z TRC korzysta też wiele innych amatorskich klubów w Śrinagarze. Zdarzało się więc, że Real musiał trenować w lokalnych parkach – czasem bez bramek, czasem nawet bez trawy. Wkrótce jednak klub przeniesie się na Bakshi Stadium, nowoczesny i przyjemny dla oka 45-tysięcznik. W herbie Realu widnieje biała pantera śnieżna, gatunek drapieżnego kota charakterystyczny dla Kaszmiru i gór Azji Środkowej.

Trenerem klubu od trzech sezonów jest David Robertson, który rozegrał w sumie ponad 300 meczów w barwach Aberdeen, Rangers i Leeds United w latach 1986-2001. Dwa lata po przybyciu do Indii Robertson sprowadził do Kaszmiru swojego syna, Masona, który grywał wcześniej w niższych ligach szkockich (Stenhousemuir i Peterhead). Mason jest niezwykle ciekawym graczem, ponieważ może występować na środku obrony lub… w ataku. W Kaszmirze stanowi więc o sile zarówno defensywy, jak i ofensywy. Zwykle to do niego kierowane są dośrodkowania ze stałych fragmentów gry. Do tej pory zdobył dla Realu 6 goli w 18 występach.

Outlookindia

David Robertson dla Realu porzucił trenerskie życie w Stanach Zjednoczonych (spędził tam 10 lat), gdzie był opiekunem Phoenix FC występującego w USL, które można nazwać zapleczem MLS. – Klub był nowy, więc po prostu zdecydowałem, że podejmę się wyzwania. Kaszmir to strefa wojenna i widok uzbrojonych policjantów i żołnierzy był nieco przerażający. Minęło kilka tygodni, zanim się do tego przyzwyczaiłem, ale jestem zadowolony, że nie zrezygnowałem – mówi David Robertson. Pod jego wodzą Real w pierwszym sezonie zajął trzecie miejsce w swojej grupie I-League 2 (drugi poziom rozgrywkowy) i nie wywalczył awansu do rundy finałowej.

W drugim sezonie istnienia Real wygrał ligę (nie notując ani jednej porażki w 13 meczach) i jako pierwszy klub z Kaszmiru awansował do indyjskiej elity. W decydującym meczu, na neutralnym terenie, Real pokonał Hindustan FC 3:2, przy widowni wynoszącej 400 osób i potężnym oberwaniu chmury. Wśród kibiców Realu większość stanowiły żony piłkarzy i włodarze klubu. Nieliczni, ale fanatyczni: wersja dla zaawansowanych. – Hej, przecież u siebie będziemy grać w śniegu, nie ma co się bać odrobiny deszczu – spuentował sytuację Shamim Meraj. – To zwycięstwo jest hołdem dla Kaszmirczyków, którzy nie poddają się pomimo całego zła, które ich otacza. Kaszmir wreszcie ma coś, co jest naprawdę jego i z czego może być dumny – chwali się właściciel klubu.

Indyjskie bezkrólewie

W Indiach funkcjonują obecnie dwa systemy ligowe. Mamy opartą na franczyzach Indian Super League (ISL), której właścicielami zwykle są krykieciści, aktorzy lub biznesmeni, tacy jak np. Virat Kohli (Messi krykieta), MS Dhoni (również krykiecista) czy Abhishek Bachchan (gwiazda Bollywood). City Football Group (mający w portfolio m.in. Manchester City, New York City i Melbourne City) jest właścicielem Mumbai City, a w latach 2014-2017 właścicielem Atlético Kalkuta było Atlético Madryt (wraz z czterema hinduskimi biznesmenami) – był to jednocześnie najdroższy zakup w lidze. Atlético de Kolkata, bo tak brzmiała oficjalna nazwa klubu, kosztowało 180 milionów rupii (około 3 miliony dolarów).

Trzy lata temu hiszpański gigant pozbył się praw do klubu i od tamtej pory funkcjonuje on jako ATK, ale do dzisiaj gra w koszulkach w biało-czerwone, pionowe pasy. ISL jest ligą zamkniętą, czyli jest jedynym poziomem rozgrywkowym w organizacji i nikt z niej nie spada, dokładnie tak jak w MLS czy australijskiej A-League. Liga wystartowała w 2014 roku i jest mocno komercyjna, ewidentnie nastawiona na zysk, ale przez to sprawia, że futbol w kraju krykieta jest coraz popularniejszy.

Oprócz świeżej ISL mamy też starą, dobrą (ale na pewno nie w sensie poziomu piłkarskiego) I-League, czyli tę pierwszą profesjonalną ligę zrzeszającą drużyny z całego kraju. W swojej obecnej formie rozgrywki toczą się od 2007, ale kluby z Indii rywalizują o mistrzostwo kraju od 1996 – 13 lat temu I-League przeszła po prostu lifting i pewne zmiany organizacyjne. W I-League zarabia się mniej, kluby są często niestabilne, a sponsorzy chętniej wybierają ISL. Mimo że to właśnie I-League jest pierwszą krajową ligą piłkarską, robi obecnie za biednego kuzyna ISL.

I tu dochodzimy do najciekawszego faktu – nadzór nad obiema ligami sprawuje AIFF, czyli All India Football Federation, tamtejszy związek piłki nożnej. Mistrzowie obu lig uprawnieni są do występu w rozgrywkach kontynentalnych – na ten moment mistrz I-League premiowany jest awansem do rundy grupowej AFC Cup (Azjatyckiego odpowiednika Ligi Europy), a zwycięzca sezonu regularnego ISL wystąpi w przyszłorocznej edycji Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Widać więc, co jest priorytetem AIFF, kiedy ta „właściwa” liga musi zadowolić się rozgrywkami drugiej kategorii.

Niedługo jednak się to zmieni, ponieważ za kilka lat dojdzie do połączenia obu lig. Mówiąc wprost – ISL wchłonie I-League. Po sezonie 2020/2021 dwa kluby I-League zostaną zaproszone do ISL, a zwycięzcy I-League w sezonach 2022/2023 i 2023/2024 również dołączą do nowych rozgrywek. Wprowadzony zostanie też system spadków i awansów. Prawdopodobnie te drużyny I-League, które nie dostąpią zaszczytu udziału w najwyższej klasie rozgrywkowej, zagrają na drugim szczeblu. Nowa liga ma być już w pełni zawodowa, co jest elementem w długofalowym planie rozwoju piłki nożnej w Indiach. Jedynym klubem, który do tej pory zamienił I-League na ISL jest Bengaluru FC – stało się to w 2017 tradycyjną dla lig zamkniętych drogą przez tzw. bidding, czyli licytację.

Gdyby nie piłka, to…

Całe to zamieszanie nie ma jednak wielkiego znaczenia dla Realu Kaszmir. W sezonie 2018/2019 na trybunach TRC pojawiało się średnio ponad 14 tysięcy kibiców, żądnych futbolowych emocji. – W strefie wojennej nie ma zbyt wielu rozrywek, o 22 zaczyna się godzina policyjna. Jest wiele wyzwań. Zimy są mroźne, trzy razy dziennie odcinają nam prąd, ale ja nie robię problemów z takich rzeczy. Trzeba po prostu nauczyć się z tym żyć – tłumaczy trener Realu. Takie samo podejście stosuje większość mieszkańców doliny. Futbol stał się dla nich życiem i obok religii jest najważniejszą częścią ich codziennej rzeczywistości. Real jest ich oczkiem w głowie. Już drugi sezon z rzędu mogą gościć w Kaszmirze rywali pokroju Churchill Bros, East Bengal czy Mohun Bagan. Europejskiemu kibicowi pewnie wiele te nazwy nie mówią i wywołują co najwyżej uśmiech politowania, ale dla Kaszmirczyków to więcej, niż Liga Mistrzów.

Właściciele klubu przed awansem do elity długo głowili się, jak sfinansują pobyt Realu w I-League, ale udało im się znaleźć odpowiednią liczbę sponsorów. Na rękę poszły im też władze ligi – Real zwykle gra 3-4 mecze u siebie, a następnie na kolejne kilka tygodni opuszcza Śrinagar na mecze wyjazdowe. Rozwiązanie to znane jest m.in. z Rosji, gdzie Władywostok (gra tam Łucz-Energija, obecnie 2. liga) od Petersburga dzieli 10 tysięcy kilometrów, i pozwala minimalizować koszty podróży. – Nie było łatwo. Chciałem zostać w Szkocji, ale tata namówił mnie na przyjazd. Opowiedział mi wiele historii i mimo że nie ma tu wiele do roboty, traktuję to jako szansę i cieszę się, że tu jestem – mówi Mason.

Ulubieńcem lokalnych kibiców jest jednak przede wszystkim Danish Farooq – 23-letni ofensywny pomocnik, mózg drużyny. Lewonożny gracz wcześniej występował w Lonestar, lokalnym rywalu Realu. Danish w 48 występach dla Realu zdobył 8 goli. Jest też liderem w klasyfikacji asyst – dycha na plecach zobowiązuje. – Futbol mam we krwi. Mój ojciec też grał w piłkę i często zabierał mnie na swoje treningi i mecze. To od niego zaraziłem się pasją – opowiada Danish, ochrzczony przez kibiców mianem „Ronaldo Kaszmiru”. Jasne, to banalne i mocno przesadzone, ale wyraźnie pokazuje, czym dla Kaszmirczyków jest Real. – Ze względu na to, co dzieje się w Śrinagarze, musimy często wybierać objazdy w drodze na trening, ale zawsze docieramy na miejsce – kontynuuje pomocnik, który długo łączył piłkę ze studiami, ostatecznie stawiając na futbol. W Śrinagarze nikt nie żałuje, że Danish dokonał takiego wyboru.

W kadrze Realu znajduje się obecnie 6 obcokrajowców – oprócz Masona Robertsona jest Aaron Katebe z Zambii, Loveday Okechukwu z Nigerii (obaj są stoperami), Armand Bazie z Wybrzeża Kości Słoniowej (defensywny pomocnik) i dwóch snajperów – Kallum Higginbotham z Anglii oraz Gnohere Krizo, rodak Baziego. Najciekawsze CV ma Higginbotham, który większość kariery spędził w Szkocji – zaliczył 88 występów w Dunfermline (16 goli), a 66 w Partick Thistle (10 trafień). Grał też m.in. w Falkirk czy Rochdale. Nietrudno domyślić się, że za jego sprowadzeniem stał David Robertson. Higginbotham w Kaszmirze gra na skrzydle i w sezonie 2019/2020 zdążył już dwukrotnie wpisać się na listę strzelców. Trzy trafienia zanotował Krizo, ale najlepszym strzelcem drużyny jest w tym sezonie (nie)oczywiście… Mason Robertson. Środkowy defensor (lub napastnik) pięciokrotnie pokonywał bramkarzy rywali.

Co dalej z „Dumą Kaszmiru”?

Obecny sezon nie wygląda już tak dobrze, ale nic nie zapowiada spadku. Real zajmuje bezpiecznie miejsce w środku tabeli, a powinno być już tylko lepiej, bo z 12. do tej pory rozegranych przez „Pantery Śnieżne” meczów tylko 3 były w domu. Real czeka teraz seria pięciu spotkań w Śrinagarze, powinien więc nałapać sporo punktów. To, co nie zmieniło się w Kaszmirze, to pasja i frekwencja. Obie są ciągle na maksymalnie wysokim poziomie, podobnie jak ambicje właścicieli Realu. Jeśli futbolu w Indiach nie czekają jakieś większe zawirowania, Real i w przyszłym sezonie przystąpi do walki o mistrzostwo kraju. Trudno dzisiaj przewidzieć, co stanie się z klubem po połączeniu lig, ale profesjonalizacja piłki w Kaszmirze widoczna jest gołym okiem, mamy więc nadzieję, że „Duma Kaszmiru” ciągle będzie mogła rywalizować na najwyższym krajowym poziomie.

Niestety nie zmieniła się również niestabilna sytuacja polityczna w Kaszmirze. Regionem od połowy 2019 roku targają protesty i wystąpienia, co doprowadziło do zwiększenia obecności wojska na ulicach Śrinagaru. Od 5 sierpnia rząd Indii nie wpuszcza do Kaszmiru zagranicznych dziennikarzy. Region jest praktycznie odcięty od świata, regularnie dochodzi do aresztowań polityków i aktywistów separatystycznych, zdarzają się przypadki łamania praw człowieka, blokowany jest dostęp do internetu. Wszystko to doprowadziło do ograniczenia autonomii Jammu i Kaszmiru. Dokładnie w takich okolicznościach Real przygotowuje się do meczu z Indian Arrows (24 lutego), drużyną złożoną z samych młodzieżowców, która nie może spaść z ligi (takie przepisy). Real jest faworytem meczu i raczej go wygra, choć oczywiście każdy wynik jest możliwy. To, co jest natomiast pewne, to pojawienie się na meczu nadkompletu widowni na TRC nie ma krzesełek, tylko ławki która fanatycznie będzie wspierać drużynę pomagającą im przetrwać te trudne czasy.

Źródła cytatów: BBC, ESPN, The Quint

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze