FJW: Duckadam – zapomniany bohater


22 października 2012 FJW: Duckadam – zapomniany bohater

Czasem zdarza się tak, że człowiek przez całe życie ciężko pracuje na sukces, ale ten jakoś nie przychodzi. Wylewa na treningach hektolitry potu, poświęca dnie i noce na rozmyślanie, co mógłby zrobić lepiej, ale wciąż jest tylko jednym z wielu, nie wybija się ponad futbolową przeciętność. Jednak zdarza się, że przychodzi dzień, w którym ten pozornie przeciętny sportowiec wdrapuje się na najwyższy szczyt sztuki futbolowej i w jednej chwili ma cały piłkarski świat u swoich stóp. Tak właśnie było z naszym bohaterem – Helmuthem Duckadamem.


Udostępnij na Udostępnij na

Helmuth Duckadam z Pucharem Mistrzów
Helmuth Duckadam z Pucharem Mistrzów (fot. Emaramures.ro)

Helmuth Robert Duckadam urodził się 1 kwietnia 1959 roku w niewielkiej rumuńskiej miejscowości Semlac. Początkowo nawet nie marzył o karierze piłkarza, ale z czasem odkrył w sobie dryg bramkarski. Talent był wystarczająco duży, by zacząć przygodę z piłką w Arad County i nawet zagrać w reprezentacji kraju, ale nie był na tyle wielki, by stać się rozpoznawalną postacią na Starym Kontynencie. Imponujący warunkami fizycznymi golkiper (193 centymetry wzrostu) już jako junior dostał kilka szans w młodzieżowej reprezentacji Rumunii, ale nie udało mu się wygrać rywalizacji z konkurentami. Nie błyszczał też w UT Arad, w którym – poza jednym sezonem – musiał pogodzić się z rolą rezerwowego. Ktoś jednak zauważył jego wysokie predyspozycje i w efekcie Duckadam w 1982 roku przeniósł się do znacznie silniejszej Steauy Bukareszt.

W Bukareszcie też początkowo uczył się sztuki bramkarskiej, podpatrując kolegów z ławki rezerwowych. W pierwszych dwóch sezonach wziął udział w 17 spotkaniach. Miejsce między słupkami na dobre wywalczył sobie rok później. Umocnienie jego pozycji w klubie zbiegło się z początkiem ery sukcesów Steauy. Zespół ze stolicy kraju sięgał po tytuły mistrzowskie w 1985 i 1986 roku, w tym pierwszym dokładając jeszcze triumf w krajowym pucharze. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść.

Rumuński golkiper podczas meczu
Rumuński golkiper podczas meczu (fot. Academiacatavencu.info)

Zdobycie tytułu mistrzowskiego dawało ekipie Steauy udział w Pucharze Mistrzów. Tam wszystko układało się lepiej, niż ktokolwiek przypuszczał. Zaczęło się od wyeliminowania duńskiego Vejle BK, potem Steaua wyrzuciła za burtę węgierski Honved. W każdym z tych spotkań nasz bohater puszczał po jednej bramce, ale im wyżej zawieszona była poprzeczka, tym radził sobie lepiej. W ćwierćfinale był już niepokonany, choć zwyciężenie w dwumeczu Kuusysi Lahti wielkiej chluby nie przyniosło. Co innego półfinał, w którym po nikłej porażce 0:1 z Anderlechtem Rumuni wygrali u siebie 3:0, gwarantując sobie udział w finale. Tam czekała Barcelona z Alexanco, Schusterem czy Jose Carrasco. Choć Hiszpanie momentami atakowali bramkę Duckadama niczym pioruny najwyższe drzewa w czasie burzy stulecia, 90 minut gry nie przyniosło jednak rozstrzygnięcia. Nie pomogła też dogrywka – o losie Pucharu Mistrzów miały zadecydować rzuty karne. To mogła być wisienka na torcie dla 27-letniego wówczas Duckadama, który mógł ukoronować świetny występ skutecznymi interwencjami w serii „jedenastek”. Co jednak jeśli wiśnia okaże się tak monstrualnie wielka, że tort nie udźwignie jej ciężaru i rozkwasi się niczym rozdeptany pomidor? Golkiper Steauy bronił wszystko, nie dał się pokonać kolejno Alexanco, Pedrazie, Pichiemu i Marcosowi Alonso. Więcej prób nie trzeba było wykonywać, dwa celne strzały Rumunów dały ostateczny triumf, a Duckadam bronił tak wyśmienicie, że nikt nie pamięta jego dobrej gry przez całe 120 minut.

Ducadam miał więc swoje pięć minut, ale co się stało, że nie była to na przykład godzina? Przecież po takim meczu po bohatera finału Pucharu Mistrzów kluby powinny się ustawić w szeregu długim jak odległość z Bukaresztu do Warszawy. Może i tak by się stało, może Helmuth zrobiłby większą karierę, może… U rumuńskiego specjalisty od bronienia „jedenastek” zaledwie kilka tygodni po meczu w Sevilli wykryto niezwykle rzadką chorobę krwi. Ta wiadomość przekreśliła jego marzenia o wielkich wyczynach, a te były w zasięgu ręki, bo przecież lada chwila Rumunia zaczęła regularnie uczestniczyć w wielkich imprezach, o jej sile decydowały takie tuzy, jak: Gheorghe Hagi, Florin Raducioiu czy Ilie Dumitrescu. Reprezentacyjny dorobek Helmutha zamknął się na dwóch spotkaniach, tylko i aż na tyle pozwoliło mu zdrowie.

Dziś Duckadam wciąż jest popularny w rumuńskich mediach
Dziś Duckadam wciąż jest popularny w rumuńskich mediach (fot. Opiniatimisoarei.ro)

Bohater finału Pucharu Mistrzów z 1986 roku po trzech latach przerwy powrócił na boisko i wystąpił w kilku meczach grającego w niższych klasach rozgrywkowych Vargonulu Arad. Potem słuch o nim zaginął. Wiemy, że przez pewien czas działał w rumuńskiej służbie granicznej, otworzył też akademię piłkarską swojego imienia. Na dobre wrócił do piłki dopiero w 2008 roku, kiedy to został prezesem Steauy Bukareszt.

Historia Duckadama jest niezwykła. Początkowo był przeciętnym wyrobnikiem, później stał się królem Sevilli i zarazem bohaterem całej Rumunii, by po chwili zejść z piłkarskiej sceny z powodu choroby. Los na chwilę dał mu wszystko, by potem wszystko zabrać. Jego przykład jest z jednej strony dowodem na to, że chwała może przyjść zupełnie niespodziewanie, z drugiej strony udowadnia, że ta chwała jest niezwykle krucha w porównaniu ze zdrowiem i życiem człowieka. Duckadam wygrał obie walki, choć ta, w której ważyły się losy Pucharu Mistrzów, była niczym wobec walki o zdrowie. Można skarżyć się na okrutny los, bezwzględne przeznaczenie, jednak czy tak naprawdę są ku temu powody? Piłka nożna nie jest w życiu wszystkim, są rzeczy ważniejsze. Można być wielkim, głośnym bohaterem, być na pierwszych stronach gazet, zarabiać miliony, ale to wszystko blednie w obliczu choroby. Lepiej być cichym bohaterem, cieszyć się z tego, że się udało powrócić do zdrowia.

Komentarze
~Aras3594 (gość) - 13 lat temu

Niesamowity artykuł o nieprzeciętnej treści,
chciałbym coś takiego kiedyś napisać. Szacun

~Burton (gość) - 13 lat temu

Ciekawy tekst. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym
zawodniku. Wogole ten wasz cykl bardzo pomysłowy.

~ole! (gość) - 13 lat temu

W i Gol.mobi. piszcie, kto napisał artykuł.

~ursusiak (gość) - 11 lat temu

a ja oglądałem kiedyś,kiedyś w telewizji program
który pokazał jego historię zupełnie inaczej. to
tajna policja Securitate połamała mu ręce, bo nie
chciał oddać mercedesa , którego dostał w
nagrodę za tytuł najlepszego zawodnika finału
Pucharu Europy. To było na polecenie jej szefa,
brata prezydenta Nicu Cauchescu.

Najnowsze