Która drużyna z Ameryki Południowej jest zdecydowanie najsilniejsza? Odpowiedź na to pytanie wydaje się jasna jak słońce. Nie ma nikogo mocniejszego od futbolowego narodu wybranego, Brazylii. Jednak są ludzie, którzy mają zupełnie inne zdanie. O kim tu mowa? O dążących do ich detronizacji odwiecznych rywalach „Canarinhos”, Argentyńczykach.
Nie od dziś reprezentacja jednego z najbardziej położonych w południowej części Ameryki Południowej kraju zaliczana jest do czołówki najlepszych drużyn piłkarskich świata. Jej debiut na najważniejszej imprezie piłkarskiej świata miał miejsce już na pierwszych mistrzostwach zorganizowanych przez Urugwaj. „Biało-błękitni” w pierwszym starciu pokonali 1:0 Francuzów, a historycznego gola dla nich zdobył Luis Monti. Dzięki wygranym 6:3 z Meksykiem i 3:1 z Chile Argentyńczycy zwyciężyli w rywalizacji grupowej i awansowali do półfinału. Tam rozgromili 6:1 zespół ze Stanów Zjednoczonych, lecz w ostatecznym starciu dali się upokorzyć 2:4 gospodarzom imprezy.

Po pierwszym sukcesie dla „Albicelestes” nastały bardzo chude czasy. Na każdym następnym turnieju, w którym uczestniczyli, zaliczali się do głównych kandydatów do zwycięstwa. W końcu przypadła im rola wiecznego faworyta w negatywnym tego sformułowania znaczeniu. Będąc typowanymi do triumfu, Argentyńczycy rywalizację kończyli na bardzo wczesnym etapie rozgrywek. Za sukces mogli uznać dotarcie do ćwierćfinału w Anglii lub do drugiej rundy w Niemczech. Dla kontrastu, do mundialu w Meksyku w ogóle się nie zakwalifikowali. Kibice w Ameryce Południowej wymarzonego mistrzostwa wręcz domagali się w roku 1978. Wtedy to właśnie kraj Diego Maradony organizował najważniejszą imprezę futbolową świata. Dla gospodarzy rozpoczęła się ona dobrze. Pierwsze dwa starcia poszły po ich myśli. Udało im się pokonać po 2:1 Francję i Węgry. Porażka z Włochami 0:1 nie przeszkodziła im w awansie do drugiej rundy. Tam los miejscowych skojarzył z Peru, Brazylią i Polską. Zespół, którym z murawy dowodził fenomenalny Mario Kempes, najpierw poradził sobie z „Biało-czerwonymi” 2:0. Po bezbramkowym remisie rozbicie Peru 6:0 dało „Albicelestes” awans do wielkiego finału. W nim czekał wicemistrz sprzed czterech lat, Holandia. W regulaminowym czasie gry padł remis 1:1. W dogrywce gospodarzom prowadzenie dał król strzelców imprezy, Mario Kempes, a zdobycie pierwszego tytułu najlepszej drużyny świata przez Argentynę przypieczętował Daniel Bertoni. Marzenia kibiców wreszcie się ziściły.
Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jednak na kolejnym mundialu, w Hiszpanii, zawodnicy z Ameryki Południowej musieli obejść się smakiem. Do domu wracali na tarczy po drugiej fazie grupowej. Wszystko chcieli powetować sobie cztery lata później. Okazało się, że boiska w Meksyku o wiele bardziej pasują Argentyńczykom niż te na Półwyspie Iberyjskim. W Buenos Aires sympatycy oczekiwali od swoich pupili bezwzględnego sukcesu. Poprowadzić miał ich do niego najlepszy ówcześnie piłkarz globu, Diego Armando Maradona. Przez pierwszą rundę grupową on i spółka przeszli niemal jak burza. Udało im się wygrać 3:1 z Koreą Południową, zremisować 1:1 z Włochami i zwyciężyć 2:0 Bułgarię. Dzięki tym wynikom „Albicelestes” awansowali do 1/8 finału. To starcie okazało się rewanżem za finał sprzed 52 lat. Tym razem to jednak Urugwaj musiał uznać wyższość rywali, przegrywając 0:1. Piętro wyżej z mundialem pożegnali się Anglicy. Mecz ten zapisał się w historii futbolu ze względu na niecodzienny sposób zdobycia bramki przez Diego Maradonę, któremu pomogła, jak on to stwierdził, ręka Boga (potem przyznał się do strzelenia gola ręką). Po wyeliminowaniu w półfinale Belgów w Pucharze Świata zmierzyli się z Niemcami. Mecz ten obfitował w zwroty akcji. Piłkarze z Ameryki Południowej prowadzili już 2:0, by na dziesięć minut przed końcem Rudi Voeller doprowadził do wyrównania. Ostatnie słowo należało do Jorge Burruchagi, którego gol zapewnił Argentynie drugie mistrzostwo świata.
Wydawało się, że „Biało-błękitni” są tak silni, że muszą we Włoszech obronić tytuł. Rzeczywistość jednak nie rysowała się dla nich w jasnych barwach. Mieli szczęście, że w ogóle awansowali do 1/8 finału. W fazie grupowej zajęli trzecie miejsce po wygranej nad Związkiem Radzieckim, remisie z Rumunią i blamażu z Kamerunem. Piętro wyżej zmierzyli się z odwiecznym rywalem, Brazylią. Wygraną nad „Canarinhos” dał bohaterom niniejszego tekstu na dziesięć minut przed końcem Claudio Cannigia. Następnie stoczyli ciężkie boje z Jugosławią i Włochami. Oba na swoją korzyść rozstrzygnęli dopiero w rzutach karnych. W 1990 roku po raz pierwszy w historii dwukrotnie z rzędu w finale zaprezentowały się te same zespoły, Diego Maradona i spółka zmierzyli się z Niemcami. Potyczka o Puchar Świata nie okazała się emocjonującym starciem. O wygranej naszych zachodnich sąsiadów przesądził rzut karny i mądra decyzja kapitana Niemców, Lothara Matthaeusa, który nie czuł się na siłach, by strzelić z jedenastu metrów i dał możliwość zdobycia mistrzostwa dla RFN-u Andreasowi Brehme. W kolejnych latach forma Argentyny na mistrzostwach świata się załamała. Nie dotarli dalej niż do ćwierćfinału, co miało miejsce we Francji i w Niemczech. Ich najlepsze wyniki na najważniejszej imprezie piłkarskiej globu to dwa mistrzostwa i dwa wicemistrzostwa.
Wydawało się, że droga „Biało-błękitnych” do turnieju w Republice Południowej Afryki nie będzie wielkim problemem. W ostatnich czasach pokonywali ją w cuglach, zajmując zawsze pierwsze lub drugie miejsce w tabeli strefy południowoamerykańskiej. Podróż na Czarny Ląd zaczęła się wręcz w sposób wymarzony od łatwych wygranych nad Chile, Wenezuelą i Boliwią. Jednak wtedy coś w zespole się zacięło, co przyniosło porażkę z Kolumbią i całą serię remisów osiąganych po ciężkich bojach i walce do ostatnich minut o jeden mały, ale jakże cenny punkcik. Znacznej poprawy gry nie przyniosła nawet zmiana szkoleniowca. Ostatecznie „Albicelestes” złapali drugi oddech i w przedostatniej kolejce zapewnili sobie upragniony awans. W tabeli zajęli czwarte miejsce, ustępując Brazylii, Chile i Paragwajowi.
Obecny zespół z Ameryki Południowej jest drużyną raczej w średnim wieku. Znajdują się w nim miejsca zarówno dla piłkarzy wiekowych, jak Gabriel Heinze i Walter Samuel, jak i dla młodych Nicolasa Otamendiego i Javiera Pastore. Zdecydowana większość gra w dobrych klubach europejskich. Jak się popatrzy na skład tej reprezentacji, z czystym sumieniem można stwierdzić, że jest bajeczny. Każdy trener świata chciałby wybierać spośród: Javiera Mascherano, Angela Di Marii, Diego Milito, Carlosa Teveza, Gonzalo Higuaina czy Sergio Aguero. Jednak dla żadnego z nich nie jest zarezerwowane miano największej gwiazdy drużyny. To już od kilku dobrych lat nosi nazywany „Leo” Lionel Andres Messi. Urodził się on 24 czerwca 1987 roku w liczącym ponad milion mieszkańców Rosario. Od samego początku żywo interesował się futbolem, okazując nieprzeciętne umiejętności piłkarskie. Już w wieku siedmiu lat zaczął trenować z młodzieżowym zespołem Newell’s Old Boys. Jego współpraca z tym klubem trwała przez następne pięć. W tym czasie chłopak niebywale podniósł swoje możliwości. Mało było rzeczy, których nie potrafił zrobić. Wtedy spotkała go jedna z największych nobilitacji, jaka może spotkać 12-latka. Zainteresowało się nim szefostwo najlepszej obecnie klubowej drużyny świata, FC Barcelona. Przez kolejne cztery lata Messi trenował już w Katalonii, przechodząc przez zespół B do podstawowej drużyny. Przed sezonem 2004/2005 mógł jednak zostać bez prawa do gry w lidze, gdyż był ponadlimitowym graczem spoza Unii Europejskiej w składzie swojego teamu. Uratowała go decyzja króla Juana Carlosa o przyznaniu mu w trybie ekspresowym hiszpańskiego obywatelstwa. Dzięki temu „Leo” już w pierwszym roku swojej profesjonalnej przygody z Camp Nou mógł wywalczyć mistrzostwo kraju i Ligę Mistrzów.
Im dłużej trwa jego pobyt w stolicy Katalonii, tym jego umiejętności i możliwości stają się coraz większe. Powstrzymanie go w sposób przepisowy graniczy z cudem. Chociaż ma zaledwie 22 lata już nieraz udowodnił swoją klasę oraz to, że potrafi być prawdziwym liderem. Pokazał to dobitnie w zeszłorocznym finale Ligi Mistrzów oraz rewanżu ćwierćfinałowej potyczki z Arsenalem, kiedy tylko on zdobywał bramki. Jak dotąd z Barceloną dwukrotnie wygrał Champions League, trzykrotnie mistrzostwo i Puchar Hiszpanii oraz po razie Superpuchar Hiszpanii, Superpuchar Europy i klubowe mistrzostwo świata. Równie ważny jest dla drużyny narodowej, w której zaprezentował się 44 razy i strzelił 13 bramek. Kibice w Argentynie widzą w nim drugiego Maradonę, choć on pewnie wolałby zostać zapamiętanym jako Messi. Z czystym sumieniem można stwierdzić, że to obecnie najlepszy piłkarz na świecie.
O ile „Leo” jest niekwestionowaną gwiazdą futbolu, o tyle selekcjoner reprezentacji Argentyny najlepsze lata ma już zdecydowanie za sobą. Od 29 października 2008 roku tę zaszczytną funkcję pełni jeden z najznakomitszych piłkarzy w historii tej dyscypliny sportu, Diego Armando Maradona. O ile w karierze zawodniczej CV ma wspaniałe, o tyle jego przygoda trenerska prezentuje się przy tym bardzo blado. W 1994 po raz pierwszy spróbował prowadzenia profesjonalnego klubu, Mandiyú de Corrientes. Jednak sympatycy tej drużyny, jak i następnego w jego życiu, Racing Club, nie wspominają go zbyt miło i na wieść o jego zwolnieniu oddychali z ulgą. Do szkolenia następców powrócił dopiero po 13 latach, zmieniając Alfio Basile na stanowisku selekcjonera reprezentacji swojego kraju. Kibiców w Buenos Aires niejednokrotnie przyprawiał o zawał serca. Ostatecznie wypełnił postawione przed nim zadanie i wywalczył awans do RPA. Teraz czeka go trudniejsze – przywiezienie do Argentyny Pucharu Świata.
Nie ulega wątpliwości, że skład, jakim dysponują „Biało-błękitni”, jest bajeczny. Podopieczni „Boskiego Diego” powinni w cuglach zdobyć czempionat globu. Zawodnicy, jakich posiadają, w chwili obecnej prezentują się zdecydowanie lepiej niż ci, którymi może w Brazylii pochwalić się Carlos Dunga, w Anglii Fabio Capello czy w Hiszpanii Vicente Del Bosque. Jednak Argentyńczycy nie tworzą zespołu, co pokazali na ostatnich mundialach, a postać ich trenera również każe wątpić w możliwość odniesienia przez nich sukcesu. Choć mogliby walczyć o triumf w RPA, raczej nie zajdą wyżej niż do ćwierćfinału.