Finał Ligi Mistrzów z przedstawicielami jednej ligi. Czy to oznacza nudę?


Dzisiejszy finał będzie piątym na przestrzeni dziesięciu lat, w którym zmierzą się ze sobą drużyny z jednej ligi. Przypominamy, jak te finały przebiegały

29 maja 2021 Finał Ligi Mistrzów z przedstawicielami jednej ligi. Czy to oznacza nudę?
Szymon Górski / PressFocus

Kibice śledzący rozgrywki europejskie nastawieni sią na to, aby oglądać najlepsze kluby rywalizujące między sobą. Jednakże w sytuacji, gdy mierzą się przedstawiciele jednej ligi, niektórzy mogą odczuć przesyt. W końcu zespoły te i tak zagrają ze sobą co najmniej dwa razy w lidze. Na nieszczęście niezadowolonych z takiej sytuacji w ostatnich latach nadspodziewanie często dochodzi do „jednopaństwowych” pojedynków. Dzisiejszy finał w Porto będzie piątym w ciągu dziesięciu lat. Czy takie starcia z marszu należy skreślać?


Udostępnij na Udostępnij na

Wydawać by się mogło, że szansa na takie pojedynki jest dość mała. Cztery najlepsze ligi w Europie, czyli Anglia, Włochy, Niemcy oraz Hiszpania, mają zapewnione cztery miejsca w Lidze Mistrzów. Hiszpanie w przyszłym sezonie wystawią aż pięć drużyn – spowodowane jest to wygraniem Ligi Europy przez Villarreal. Mimo tego w ostatnich latach nadspodziewanie często dochodzi do starć z udziałem drużyn z jednego kraju.

2013: finał z oczywistym polskim akcentem

Borussia Dortmund, rewelacja edycji 2012/2013, przystępowała do finału rozgrywanego na Wembley niesiona świetnymi dwumeczami z hiszpańskimi drużynami: najpierw odwrócenie wyniku w doliczonym czasie gry w starciu z Malagą, później show Roberta Lewandowskiego w meczu z Realem Madryt. BVB prowadzone wówczas przez Jürgena Kloppa wyraźnie przegrało w lidze z Bayernem, lecz w finale Ligi Mistrzów mogło stać się wszystko. Drużyna Juppa Heynckesa była natomiast niczym walec – w drodze do finału odprawiła Arsenal, Juventus oraz Barcelonę, którą pokonała 4:0 u siebie oraz 3:0 na wyjeździe.

Chociaż „Bawarczycy” byli zdecydowanymi faworytami, to zawodnicy Borussii mieli świadomość, że dla większości z nich to jedyna szansa na podniesienie prestiżowego trofeum. Po bardzo obiecującej dla nich pierwszej połowie spotkania w drugiej Arjen Robben pokazał klasę. W 60. minucie sprytnym podaniem z linii bramkowej zmylił obronę BVB, a Mario Mandżukić, mając przed sobą tylko Marcela Schmelzera, otworzył wynik spotkania. Radość Bayernu nie trwała długo. Osiem minut później Ilkay Gundogan wykorzystał rzut karny. Gdy wydawało się, że dogrywka jest nieunikniona, Franck Ribery wyłożył Robbenowi piłkę w taki sposób, że Holender stanął przed stuprocentową sytuacją, którą wykończył ze stoickim spokojem. Piękny sen Borussii zakończył się brutalnie, lecz dwumecz z Realem, a zwłaszcza cztery bramki Lewandowskiego, pamiętane były jeszcze przez długi czas.

2014: hiszpański finał, triumf Realu

Już rok później byliśmy świadkami finału nie tylko drużyn z tego samego państwa, ale i miasta. Diego Simeone, pracujący w Atletico od 2012 roku sprawił, że „Los Colchoneros” stanęli drugi raz w historii przed szansą zdobycia najcenniejszego trofeum w Europie. Pierwszy miał miejsce w 1974 roku. Hiszpanie przegrali wówczas z Bayernem Monachium. 40 lat później, w drodze do finału, pokonali AC Milan, FC Barcelona oraz Chelsea.

Real natomiast, prowadzony przez Carlo Ancelottiego, przeszedł przez fazę play-off jak burza. Pewnie rozprawił się z Schalke, zrewanżował się Borussii za klęskę z poprzedniego roku, a w półfinale rozgromił w dwumeczu Bayern 5:0. W starciu z Atletico, rozgrywanym na Estadio da Luz w Lizbonie, niespodziewanie na prowadzenie wyszli podopieczni Simeone. Zamieszanie w polu karnym wykorzystał Diego Godin, który sprytną główką zaskoczył Ikera Casillasa. Real długo próbował doprowadzić do wyrównania. Sztuka ta udała się dopiero w 93. minucie, kiedy to Sergio Ramos idealnie zmieścił futbolówkę między słupek a interweniującego Thibauta Courtois. Dogrywka to już była pełna dominacja „Królewskich”. Bramki Gareth’a Bale’a, Marcelo oraz Cristiano Ronaldo sprawiły, że Real wygrał Ligę Mistrzów pierwszy raz od 2002 roku.

2016: szybka okazja do rewanżu

Dwa lata po spotkaniu w Lizbonie los ponownie skrzyżował drużyny z Madrytu w finale. „Los Colchoneros”, bogatsze o doświadczenie, stanęło przed kolejną szansą na największy europejski triumf. Simeone starał się unikać nadinterpretacji. Rewanż to złe słowo, przypomina o porażce i złych momentach. Ten mecz trzeba traktować jako nową szansę – mówił przed finałem. Droga do San Siro dla jego podopiecznych nie była usłana różami. PSV Eindhoven, FC Barcelona oraz Bayern Monachium. Argentyński szkoleniowiec był wówczas pełen szacunku dla rywali. – Pokonaliśmy dwie z trzech najlepszych drużyn na świecie, a w finale spotkamy się z trzecią z nich.

Real natomiast, prowadzony już przez Zinedine’a Zidane’a, miał znacznie łatwiejszą drabinkę. Po wyjściu z grupy rozprawił się z AS Roma, następnie odwrócił losy dwumeczu z VfL Wolfsburg, a w półfinale pokonał Manchester City. Przed finałem francuski szkoleniowiec był wyjątkowo spokojny. – Jesteśmy o jedno spotkanie od celu. Przygotowywaliśmy się do niego przez dwa tygodnie, ciężko pracowaliśmy. Jestem zadowolony z efektów. Jesteśmy gotowi.

Po raz kolejny niedoceniane Atletico okazało się niezwykle niewygodnym dla Realu przeciwnikiem. Mecz jednak dobrze rozpoczął się dla „Królewskich”. Już w 15. minucie Sergio Ramos z najbliższej odległości umieścił piłkę w siatce po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Druga połowa mogła rozpocząć się idealnie dla podopiecznych Simeone, lecz Antoine Griezzmann spudłował z rzutu karnego. W 79. minucie jednakże Juanfran dograł w pole karne, a Yannick Carrasco mocnym strzałem doprowadził do wyrównania. Dogrywka tym razem nie przyniosła rozstrzygnięcia, a w serii „jedenastek” Juanfran uderzył w słupek. Cristiano Ronaldo nie pomylił się, co oznaczało pierwszy z trzech triumfów z rzędu „Królewskich” w Champions League.

2019: angielski finał mocnym zawodem

Liverpool Jürgena Kloppa, zawiedziony starciem z 2018 roku, bardzo szybko chciał zmazać plamę z pamiętnego finału. – Klęska w Kijowie nas scaliła. Pamiętam, gdy czekaliśmy na lotnisku po przegranym finale. Piłkarze mieli spuszczone głowy. Każdy był bardzo rozczarowany i sfrustrowany. W naszych głowach kotłowało się wiele emocji mówił niemiecki szkoleniowiec. Przeciwnikiem „The Reds” tym razem okazał się Tottenham. Dla „Kogutów” był to debiut w finałowym starciu. – Gdy rywalizuje się w Premier League, Carabao Cup czy w Pucharze Anglii, to okoliczności są zupełnie inne. Liga Mistrzów to rozgrywki, których nigdy nie wygraliśmy, mierzymy się z nowym wyzwaniem. Zapowiada się inny mecz przekonywał Mauricio Pochettino, ówczesny szkoleniowiec londyńczyków.

Droga obu drużyn do starcia na Wanda Metropolitano była niezwykle emocjonująca. Liverpool odprawił z kwitkiem Bayern, następnie Porto, po czym w półfinale podopieczni Jürgena Kloppa wyeliminowali Barcelonę, odrabiając trzybramkową stratę z pierwszego spotkania. Tottenham z kolei poradził sobie z Borussią, w niezwykłych okolicznościach wyeliminował Manchester City oraz w równie emocjonujący sposób Ajax Amsterdam.

Sam finał natomiast był sporym rozczarowaniem. Liverpool już w 2. minucie wyszedł na prowadzenie za sprawą rzutu karnego. W końcowych minutach Divock Origi podwyższył prowadzenie, uszczęśliwiając czerwoną część Liverpoolu.

Manchester City oraz Chelsea przed dużym wyzwaniem

Dzisiejszy finał, tak jak dwa lata temu, będzie brytyjski, lecz staną naprzeciw siebie zupełnie inne zespoły. Faworytem z pewnością można nazwać świeżo upieczonego mistrza Anglii, lecz nie należy skreślać ekipy Thomasa Tuchela. Zaledwie 21 dni temu pokonała ona „The Citizens”, lecz w Portugalii czeka nas z pewnością zupełnie inne spotkanie.

Chociaż finałowe starcie sprzed dwóch lat było rozczarowujące, to pozostałe przykłady pokazały, że gdy w Lidze Mistrzów rywalizują ze sobą dwa kluby z tego samego państwa, jest to niekiedy lepsze widowisko niż standardowy europejski hit. Można być więc spokojnym o emocje w Porto. Zarówno Guardiola, jak i Tuchel mają wiele do udowodnienia i zrobią wszystko, aby sięgnąć po Champions League.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze