Finał Euro 2016. Po miesiącu rywalizacji najlepszych drużyn Starego Kontynentu przyszedł czas na poznanie tej jedynej, która podczas całego turnieju zaprezentowała się najlepiej i zdobyła trofeum. Na placu boju pozostali już tylko wyśmiewani przez wielu Portugalczycy oraz gospodarze – Francuzi. Chyba nigdy nie było aż tylu narzekań na jednego z finalistów wielkiej imprezy.
O Portugalczykach pisze się głównie negatywnie: fartem wyszli z grupy, do półfinału nie wygrali meczu w trakcie 90 minut, nie grają ofensywnie, mając w składzie Cristiano Ronaldo, Renato Sanchesa czy Naniego. Do tego dochodzą akcje takie jak chociażby krytyka „małej mentalności” Islandii przez sfochowanego po pierwszej kolejce „CR7” czy utopienie w jeziorku mikrofonu jednego z natrętnych dziennikarzy.
Narzekania na mało widowiskowy styl „Selecao das Quinas” są uzasadnione, jednak reprezentacja Fernando Santosa po prostu taka jest. Od momentu objęcia przez 61-letniego szkoleniowca kadry narodowej ta w siedmiu meczach kwalifikacyjnych do turnieju wygrała aż cztery jednobramkową przewagą. Dlaczego więc na potrzeby Euro miałaby porzucić styl, który zagwarantował jej sukces? Legendarny portugalski bramkarz Victor Baia w swoim felietonie dO gazety „Record” chwali pracę Santosa i jego podopiecznych. – Możemy być dumni, ponieważ wreszcie mamy drużynę z prawdziwego zdarzenia. Wreszcie Cristiano może polegać na zespole, a nie jedynie zespół na Cristiano – pisze Baia.
Druga Grecja? Niekoniecznie
Dwanaście lat po sensacyjnej wygranej Grecji na Euro 2004 wracają głosy, które były kierowane w stronę tamtego zespołu. Czy Grecy przejmowali się stylem, w jakim udało im się dojść do finału i ostatecznie dzięki bramce Angelosa Charisteasa sięgnąć po tytuł? Oczywiście, że nie, i tak samo jest z Portugalczykami.
Bardzo chciałbym po zakończeniu finału słyszeć kolejne narzekania na fakt, że nie zasłużyliśmy na wygraną. Byłbym bardzo szczęśliwy! Fernando Santos
– Nie obchodzi nas to, że ludzie nas krytykują. Jesteśmy w półfinale – mówił przed meczem z Polską w zadziornym stylu młodziutki Renato Sanches. W podobne tony uderzał Santos: – Mając do wyboru piękną grę i powrót do domu a awans w mniej rzucającym na kolana stylu, wybieram to drugie. Trudno jednak o więcej podobieństw pomiędzy tymi dwoma historiami, bo, umówmy się, Portugalczycy na ostatnich trzech Euro dochodzili kolejno do finału, ćwierćfinału i półfinału. W 2008 roku wyeliminowali ich późniejsi finaliści Niemcy, a na polsko-ukraińskim turnieju Cristiano i spółka musieli uznać wyższość Hiszpanii. Stawianie Portugalczyków jako czarnych koni Euro 2016 na równi z Grekami z 2004 roku jest nie na miejscu pomimo pewnych podobieństw między tymi ekipami.
Francja spełnia oczekiwania
Obecności „Trójkolorowych” w finale oczekiwało wielu. Pomimo przedturniejowych problemów (głownie natury wychowawczej) podopieczni Didiera Dechampsa dotarli do ostatniej stacji. W stosunkowo łatwej grupie nie imponowali i byli bliscy straty punktów nawet w starciu z Albanią. Sporo strachu Francuzom napędzili Irlandczycy w 1/8 finału, kiedy wyszli na prowadzenie już w 2. minucie spotkania. Po drodze do finału „Les Blues” rozgromili największe zaskoczenie mistrzostw – Islandię – a w półfinale, dzięki niebywałemu wyrachowaniu, odprawili z kwitkiem reprezentację Niemiec. Ten mecz był popisem Griezmanna, który strzelił dwa gole. Z zawodnika, o którego formę obawiano się najbardziej przed startem turnieju, został największym bohaterem swojej reprezentacji.
Z sześcioma strzałami na koncie gracz występujący na co dzień w Atletico Madryt przewodzi klasyfikacji strzelców Euro 2016. Tylko Michel Platini strzelił więcej goli na jednych mistrzostwach Europy. To głównie na nim muszą skupić się portugalscy defensorzy, ale nie mogą zapominać o fenomenalnej drugiej linii zespołu Dechampsa. Kante, Matuidi, Payet i Pogba są postrachem każdej defensywy na świecie.
Sky full of stars
Ozdobą meczu powinno być starcie pomiędzy Griezmannem a Cristiano Ronaldo. Wielu uważa, że jeżeli Francja sięgnie dzisiejszego wieczora po mistrzostwo Europy, to właśnie napastnik Atletico powinien otrzymać Złotą Piłkę. Dla mającego już 31 lat Cristiano dzisiejszy finał może być ostatnią szansą na zdobycie czegoś z reprezentacją i uhonorowanie pięknej kariery. Nie trzeba zaznaczać, jak bardzo zmotywowany będzie jeden z najlepszych piłkarzy na globie. Po 23.00 może stracić dwa marzenia: jedno o złocie za zwycięstwo mistrzostwa Europy i drugie o spokojnej jesieni w walce o Ballon d’OR.
Warto będzie zwrócić uwagę na zawodnika znienawidzonego przez wielu kibiców reprezentacji Polski – Renato Sanchesa. Utalentowany 18-latek turniej rozpoczął na ławce rezerwowych, jednak już po wejściu na murawę w spotkaniu z Islandią pokazał, że nikt nie może zarzucić mu braku jakości. W spotkaniu z „Biało-czerwonymi” Santos posłał go do boju od 1. minuty, a ten odwdzięczył mu się bramką oraz mądrą grą. Zanotował celność podań na poziomie 94% (z 64 aż 60 było celnych!). Bayern wiedział, co robi, inwestując w jego zakup 35 milionów euro. Dzisiejszego wieczora Sanches prawdopodobnie także wybiegnie w podstawowej jedenastce i tym faktem już zapisze się w historii jako najmłodszy piłkarz, który wystąpił w finale europejskiego czempionatu.
Euro 2016, jakie było – każdy widział. Mało bramek, sporo zespołów, które przy poprzednim kształcie imprezy z pewnością nie zakwalifikowałyby się do turnieju finałowego. Zostawmy to jednak z tyłu. Dzisiejszego wieczora wybiegną naprzeciw siebie najlepsi piłkarze Europy. Nieważne, w jakim stylu do finału doszli Portugalczycy, zapomnijmy też o kiepskiej fazie grupowej w wykonaniu „Les Blues”. Bądźmy jak nauczyciele, uśmiechający się do uczniów, którzy nieco zawiedli ich w ostatnim semestrze. To finał mistrzostw Europy! Niech wygra lepszy!