EuroAnaliza: Nijakie Orły


8 lutego 2011 EuroAnaliza: Nijakie Orły

Reprezentacja Polski w pierwszym meczu w 2011 roku pokonała na zgrupowaniu w Portugalii drużynę narodową Mołdawii. Wynik jest zadowalający, tym bardziej że Franciszek Smuda dysponował tylko zawodnikami krajowymi (w dodatku, ale to już z własnej woli/winy, wcale nie najlepszymi). Młoda drużyna, osłabiona dodatkowo brakiem piłkarzy Polonii Warszawa, spisała się nie najgorzej, choć wynik był sporo lepszy od gry.


Udostępnij na Udostępnij na

Na początek warto przypomnieć, co było powodem absencji powołanych przez selekcjonera zawodników „Czarnych Koszul”. A raczej kto. Do wielu dziwactw, jakie były już udziałem Józefa Wojciechowskiego, a z których mocniej lub mniej ostentacyjnie śmieje się polski światek piłkarski, dołączyło najnowsze. Pan i władca stołecznej Polonii stwierdził, iż jego piłkarze, mimo powołań, nie pojadą na portugalskie zgrupowanie. Dlaczego? Bo doszedł do wniosku, że zaszkodzi im wybicie z okresu przygotowawczego, a także opuszczenie jakichkolwiek zajęć pod wodzą nowego trenera, Theo Bosa. Do całej sytuacji cegiełkę dołożył również sam Smuda, który ponoć pod koniec stycznia miał rozmawiać z Wojciechowskim i zgodzić się na okrojony czasowo udział polonistów w zgrupowaniu. Niedawno stwierdził, iż ta rozmowa nie miała większego znaczenia, tym bardziej że ostatecznie piłkarze mieli pojawić się dopiero w przeddzień meczu z Norwegią, a w takiej sytuacji cała zabawa nie miałaby najmniejszego sensu.

Smuda nie ma łatwego życia. Nie dość, że musi zmagać się z niedolą polskich piłkarzy, kłody pod nogi rzucają mu również prezesi klubów
Smuda nie ma łatwego życia. Nie dość, że musi zmagać się z niedolą polskich piłkarzy, kłody pod nogi rzucają mu również prezesi klubów (fot. Bialoczerwoni.com.pl)

Kto w tym całym zamieszaniu jest winny? Na pewno Wojciechowski, który nie potrafi pojąć, że piłkarze nie są jego prywatną własnością, a pracownikami, o których rozwój powinien dbać. A nic nie służy lepiej rozwojowi i promocji zawodnika, niż gra w kadrze, nawet jeśli przeciwnik nie jest zbyt wymagający. Poza tym, trenerzy i prezesi pozostałych klubów z Ekstraklasy nie mieli żadnych obiekcji (co zrozumiałe), mimo wątpliwej rangi meczu. Bo kadra to zaszczyt, nawet jak przeciwnikiem jest drużyna Mołdawii. Wszyscy to rozumieją, tylko wszechwładny bonzo z Konwiktorskiej nie… Kto na tym zamieszaniu traci? Wszyscy. Wojciechowski, bo dokłada kolejną cegiełkę do swojego nieciekawego wizerunku. Traci, co oczywiste, sama Polonia, a także jej piłkarze, którzy nie dość, że są pozbawieni możliwości promocji, to jeszcze mają prawo czuć się jak niewolnicy. Traci też, co najważniejsze, reprezentacja, bo spada jej prestiż i poziom sportowy, spowodowany absencją polonistów. Oby takich sytuacji było jak najmniej w przyszłości.

Jedno jest pewne – spokój nie jest pisany reprezentacji, ale z problemami jakoś trzeba sobie radzić, jeśli myśli się o porządnym przygotowaniu do mistrzostw, do których zostało już niecałe półtora roku. Kolejnym rywalem „Biało-czerwonych” na drodze do Euro 2012 była reprezentacja Mołdawii. Przeciwnik dosyć wymagający, gdyż nieźle spisywał się w eliminacjach, a w dodatku występował w najmocniejszym składzie. Jedenastka polska, która wybiegła naprzeciwko niego, została sklecona z graczy wyłącznie z naszej ligi. I to wcale nie z najlepszych, ponieważ oprócz wspomnianej absencji zawodników Polonii, Smuda nie powołał na zgrupowanie kilku piłkarzy, którzy jesienią radzili sobie w Ekstraklasie naprawdę przyzwoicie, a na pewno lepiej niż wielu z tych, którzy dostali powołania. Trener ma jednak prawo do własnej oceny zawodników i nie należy go za to krytykować, choć polemizować oczywiście można. A warto, bo szczególnie dziwne decyzje podczas selekcji podejmuje Smuda, jeśli chodzi o bramkarzy, gdyż Bartosza Kanieckiego (powołany pod koniec poprzedniego roku) oraz Sebastiana Małkowskiego znają chyba nieliczni, poza zagorzałymi fanami Widzewa i Lechii.

Przechodząc do analizy samego spotkania, wypada stwierdzić, że „Franz” z materiału ludzkiego, którym dysponował, wycisnął sporo. 13 zawodników, którzy zaprezentowali się w sobotnim spotkaniu, grało ze sobą w większości po raz pierwszy (i zapewne ostatni), w dodatku, w środku okresu przygotowawczego, czyli w momencie, gdy z formą, szczególnie fizyczną, bywa różnie. Druga strona medalu jest taka, że mecz był po prostu nudny, drętwy i chaotyczny, ale tego można się było spodziewać, patrząc na to, kto wybiegł na boisko. A żaden z naszych reprezentantów nie miał na koncie więcej niż dziesięciu występów (11. rozgrywał Wojtkowiak), o golach nawet nie wspominając. Tak niedoświadczona drużyna, choćby składała się z najzdolniejszych piłkarzy, nie miała prawa zagrać porywającego spotkania, dodatkowo brakowało zawodników, którzy mogliby wziąć na siebie ciężar rozgrywania akcji. Teoretycznie najbardziej wysuniętym z tria środkowych pomocników był Janusz Gol, jednak jest on o wiele lepszy w destrukcji, tak jak grający tuż obok niego Borysiuk i Cezary Wilk, który pojawił się na boisku w końcówce meczu w miejsce legionisty. W środku pomocy zagrał też Dawid Plizga, ale jemu z kolei bliżej do miana skrajnego pomocnika, ewentualnie skrzydłowego, więc od niego też nie powinniśmy wymagać kreowania gry. W drużynie pozbawionej liderów brakowało zatem odważnych podań i dryblingów, dominowały krótkie wymiany piłek oparte na zespołowości, jednak wobec niedokładności i dobrego pressingu ze strony Mołdawian, popartego dobrym przygotowaniem fizycznym, gra zbytnio się Polakom nie kleiła.

Przechodząc do analizy gry poszczególnych zawodników czy formacji, najwyższą ocenę, o dziwo, należy chyba wystawić defensywie. Przede wszystkim za zachowanie czystego konta, ale również za umiejętne zastawianie pułapek ofsajdowych, co rzadko kiedy udaje się w przekroju całego meczu nawet podstawowym obrońcom reprezentacji. Piotr Celeban i Grzegorz Wojtkowiak prezentowali się poprawnie, zdarzało im się co prawda przysnąć z kryciem, ale za każdym razem dzięki asekuracji kolegi albo czujności Sandomierskiego, niebezpieczeństwo w naszym polu karnym było zażegnywane. Bywały momenty mniej i bardziej chaotyczne, ale o pomstę do nieba wołały ostatnie minuty, kiedy to defensorzy dali się zepchnąć niemal na 10. metr i rozpaczliwymi wybiciami próbowali przerywać akcje Mołdawian, uparcie dążących do wyrównania. Wobec kondycji fizycznej piłkarzy i braku dobrego zawodnika(ów), który mógłby przetrzymać piłkę z przodu, było to całkiem zrozumiałe.

Grzegorz Sandomierski w meczu z Mołdawią zaprezentował się dobrze
Grzegorz Sandomierski w meczu z Mołdawią zaprezentował się dobrze (fot. Bialoczerwoni.com.pl)

Bez błysku zagrali boczni obrońcy, a szczególnie Hubert Wołąkiewicz, który praktycznie nie przekraczał środka boiska. Nieco lepiej w ofensywie zaprezentował się Marcin Kikut, chociaż niemożność wymienienia większej liczby podań również nie zachęcała go do wycieczek pod pole karne rywali. Najlepiej pod tym względem zagrał Jakub Rzeźniczak, który w drugiej połowie kilkakrotnie wspomógł Kikuta (przesunięty do pomocy, a Plizga na skrzydło), obiegał, dośrodkowywał. Kończąc wywody dotyczące linii defensywnej, kilka ciepłych słów można napisać o naszym bramkarzu, który jest przecież jej ważną częścią. Grzegorz Sandomierski w meczu z Mołdawią był w swoich interwencjach pewny, bardzo dobrze oceniał lot piłki i nie bał się interweniować daleko od linii bramkowej. Strach pomyśleć, jak skończyłby się dla Polaków ten mecz, gdyby golkiper „Jagi” nie wybronił w pierwszej połowie mocnego strzału Dorosza po dośrodkowaniu Suworowa. Jedyny błąd Sandomierski popełnił w ostatnim kwadransie, kiedy rozminął się z piłką i tylko niedokładności rywala (poza tym strzelał z bardzo ostrego kąta) zawdzięczaliśmy fakt, że nie zremisowaliśmy tego spotkania.

Jeśli chodzi o pomocników, to najbardziej brakowało w ich postawie zdominowania środka boiska oraz nieco kreatywności. Trójka Borysiuk – Gol – Plizga nieźle się jednak wzajemnie asekurowała, podobnie było po wejściu do drugiej linii Marcina Kikuta. Pomocnicy zanotowali sporo odbiorów, ale równie wiele strat, a to w dużej mierze decydowało, że na boisku panował chaos, a widowisko było ledwo znośne do oglądania. Od biedy pochwalić można Janusza Gola, który w pierwszej połowie kilkakrotnie próbował prostopadłymi podaniami szukać swojego klubowego partnera, Dawida Nowaka, poza tym dużo biegał i walczył. Mimo strzelonej bramki (fatalny błąd bramkarza rywala), dobrze nie zaprezentował się też Dawid Plizga, któremu cenzurkę zdecydowanie obniża zmarnowana w koszmarny sposób sytuacja z końcówki spotkania.

Na koniec formacja ofensywna. O Michale Kucharczyku nie można powiedzieć zbyt wiele z wyjątkiem tego, że w niniejszym meczu wystąpił. Legionista rzadko był przy piłce, chociaż trzeba mu przyznać, że jeśli już miało to miejsce, starał się robić użytek ze swojej szybkości i, nie oglądając się na partnerów, próbował coś z przodu wskórać. Niezbyt mu się to jednak udawało, ale w końcu był to jego debiut. Również bez fajerwerków zaprezentował się Szymon Pawłowski. W ostatnich minutach spotkania w fatalny sposób zaprzepaścił kontrę dwóch na jednego, a kiedy już wydawało się, że obrońcy lada moment wybiją mu piłkę, błyskotliwie dograł do nabiegającego Plizgi, który niestety uderzył bardzo źle. W przekroju całego spotkania nie pokazał jednak, jak cała drużyna, nic ciekawego. Wyjątkiem była dobra akcja zakończona dośrodkowaniem do Dawida Nowaka, grającego w tym spotkaniu na szpicy. Zawodnik PGE GKS-u Bełchatów był jednak minimalnie spóźniony i w wyniku tego uderzył bardzo kiepsko. Równie nieudanie próbował mijać bramkarza wcześniej, po dobrym prostopadłym podaniu Gola. W drugiej połowie był niemal zupełnie niewidoczny, a chyba nikt nie ma wątpliwości, że stać go na zdecydowanie więcej.

Z piłkarzy, którzy wystąpili w meczu z Mołdawią, na następne spotkanie z Norwegami zostali jedynie Sandomierski i Gol. Środowy sprawdzian z 11. drużyną świata będzie już zdecydowanie trudniejszym zadaniem.

Więcej zdjęć na: www.bialoczerwoni.com.pl

Komentarze
~Marcin77 (gość) - 14 lat temu

Choć wciąż jestem w stanie stać wiernie za
trenerem Smudą i bronić Jego kandydatury,to jednak
zdaje sobie sprawę z tego,że nie wygląda to
wszystko najlepiej,a czas upływa...;/ Ale
cóż-poczekajmy do dzisiejszego meczu z Norwegami,bo
może coś fajnie zaskoczy;)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze