FC Basel pokonał w Bukareszcie Otelul Galati 3:2 i nadal liczy się w walce o awans do fazy pucharowej. Co ciekawe, Szwajcarzy drżeli o wynik do ostatniej minuty, choć do przerwy prowadzili 3:0.
FC Basel do meczu z Otelul Galati przystępował jako murowany faworyt. Szwajcarzy, mimo iż trafili do niezwykle wymagającej grupy (Manchester United, Benfica Lizbona, Otelul), nadal mieli realne szanse na awans.
Sam początek przebiegał niespodziewanie pod dyktando gospodarzy. Podopieczni Dorinela Munteanu utrzymywali się przy piłce, a goście nie mogli nawet opuścić własnej połowy. Niestety dla Rumunów, Basel tylko czekał na możliwość zabójczego kontrataku i już w 10. minucie było 0:1. Huggel podał do Fabiana Freia, a ten wparował w pole karne i technicznym uderzeniem wyprowadził przyjezdnych na prowadzenie.
Nieszczęście piłkarzy z krainy Draculi dopełniło się cztery minuty później. Kolejna akcja Szwajcarów i znów Branko Grahovac musiał z opuszczoną głową wyjmować futbolówkę z siatki. Co ciekawe, znowu do bramki trafił Frei, ale tym razem Alexander.
Atmosfera na trybunach stała się grobowa. Przełożyło się to na grę, która znacznie straciła na atrakcyjności. Rumuni byli podłamani i najchętniej zeszliby z boiska już po pierwszym kwadransie. Ich brak zaangażowania został skarcony w 37. minucie, kiedy to drużyna z Bazylei strzeliła trzecią bramkę, trafienie zaliczył Marco Streller. Kapitan gości po kilkudziesięciometrowym rajdzie nie miał większego problemu z pokonaniem golkipera gospodarzy, tym samym rozwiał ostatnie marzenia optymistów z Rumunii o korzystnym rezultacie.
Szwajcarzy w pierwszej połowie przeprowadzali podręcznikowe kontrataki i to właśnie one przyniosły im aż trzy bramki. Gospodarzom zabrakło w pierwszej odsłonie odwagi i chęci.
Druga cześć meczu rozpoczęła się bardzo słabo. Oba zespołu grały niezwykle zachowawczo, szczególnie piłkarze z Bazylei poczuli się, jakby zdobyli już komplet punktów. Po godzinie gry fani zgromadzeni na National Arena w Bukareszcie zobaczyli cud. Otelul zmartwychwstał. Rumuński kopciuszek nagle uwierzył w siebie i zaczął ostrzeliwać bramkę młodego Yanna Sommera.
Rumuni dopięli swego na kwadrans przed końcowym gwizdkiem. Podanie Antala na gola zamienił Giurgiu i fani gospodarzy znów uwierzyli w swoich ulubieńców.
Otelul, który wyglądał na pogodzonego z porażką, odzyskał nadzieje i jak się chwilę później okazało, nie były one pochopne. Niecałe sześć minut po pierwszej bramce Rumuni strzelili kolejną i byli o krok od zdobycia pierwszego historycznego punktu w Lidze Mistrzów. Goście nie wzięli do siebie ostrzeżenia z 75. minuty i ich przewaga nagle stała się niestabilna. Drugiego gola dla zespołu z Galati zdobył Antala, asystent przy bramce Giurgiu.
Ostatnie minuty były bardzo gorące. Basel heroicznie się bronił i utrzymał korzystny rezultat. Rumuni na ostatnie 20 minut zamienili się w klasowy zespół europejski i gdyby zagrali tak cały mecz, nie musieliby martwić się o wynik.