Zakończyła się 6. kolejka spotkań Ekstraklasy. Zobacz, co działo się w trzech ostatnich meczach i jakimi zakończyły się wynikami.
Na niedzielę 21 września zaplanowano trzy ostatnie spotkania 6. kolejki Ekstraklasy. Aura nie sprzyjała na żadnym stadionie, gdyż nad całym krajem było pochmurno i padał deszcz. Jednak piłka to nie szachy i zawodnicy bez skrzywienia na twarzy wychodzili na murawę.
Lech Poznań-Piast Gliwice 1:0
Najwcześniej zawodnicy wybiegli na stadion przy ulicy Bułgarskiej w Poznaniu. Właśnie tam Lech mierzył się z Piastem Gliwice. Przed tym spotkaniem Lech znajdował się na 6. miejscu w tabeli, zaś goście okupowali pozycję 11.
Początek spotkania należał do podopiecznych Smudy, którzy od pierwszych minut zdobywali przewagę i starali się konstruować ataki. Jeden z nich przyniósł skutek. W 16. minucie z rzutu wolnego w pole karne dośrodkował Reiss i piłkę głową do siatki gliwiczan posłał Tanevski. Tym samym poznaniacy objęli prowadzenie. Zmotywowani tymi wydarzeniami lechici próbowali jeszcze przez kilka minut podwyższyć przewagę, jednak ich akcje były nieskuteczne. Z czasem tempo spotkania wyraźnie opadło i rezultat utrzymał się do przerwy. Po zmianie stron optycznie lepszy futbol zaprezentowali gracze Piasta. Widać było, że zależy im na zmianie wyniku i piłkarze gości zaczęli poczynać sobie bardziej ofensywnie. Sprawiło to, że Lech mógł łatwiej kontratakować i jedna z takich kontr była bliska powodzenia. Jednak w sytuacji sam na sam Reiss trafił w Kasprzika. Gliwiczanie nic sobie z tego nie zrobili i atakowali nadal. W 61. minucie byli bliscy zdobycia bramki, jednak Koczon strzałem z głowy posłał futbolówkę w słupek. Bezpośrednio po tej akcji skontrowali zawodnicy z Wielkopolski i znów był słupek. Tym razem w sytuacji sam na sam trafił w niego Lewandowski. Z upływem czasu zapały obu drużyn nieco opadły i żadna z ekip nie trafiła już do siatki.
Arka Gdynia-ŁKS Łódź 4:0
Piętnaście minut później niż w Poznaniu gracze pojawili się na murawie stadionu w Gdyni, gdzie Arka podejmowała Łódzki Klub Sportowy. Podopieczni Czesława Michniewicza z pewnością chcieli w tym spotkaniu poprawić nastroje kibiców po ostatniej porażce w Warszawie. Natomiast łodzianie mieli zamiar sprawić sobie dobry prezent na 100-lecie klubu.
Praktycznie od rozpoczęcia potyczki kreśliła się przewaga gospodarzy. To właśnie oni od początku budowali ataki pozycyjne i wyglądali na wyraźnie napalonych na strzelenie bramki. Stało się to w 27. minucie, gdy błąd defensywy i golkipera ŁKS-u wykorzystał Pietroń. Po tym golu zmotywowani do wyrównania byli goście, jednak brakowało im pomysłu i skuteczności. Ostatecznie wynik 1:0 dla gdynian utrzymał się do przerwy.
Po zmianie stron podopieczni trenera Chojnackiego znowu rzucili się do ataku, jednak to Arka znów strzeliła bramkę. W 50. minucie po wrzutce z rzutu rożnego Wachowicz zgrał do Trytki i ten wpakował futbolówkę do bramki strzeżonej przez Wyparłę. Ten gol podciął nieco skrzydła zawodnikom z Łodzi i ich ataki ograniczały się tylko do „partyzantki”. Taką postawę rywala wykorzystali gracze Michniewicza i przejęli kontrolę na boisku. Zaowocowało to kolejną bramką. Ława ładnym strzałem z 25 metrów pokonał Bodzia W. Strzelca tej bramki w 85. minucie zmienił Nawrocik, który nie chciał być gorszy i w doliczonym czasie gry dobił graczy gości, pakując im czwartego gola.
Jagiellonia Białystok-Wisła Kraków 0:2
Ostatnim meczem 6. kolejki było spotkanie Jagiellonii Białystok i Wisły Kraków. Zawodnicy trenera Probierza są pod ścianą, dlatego bardzo chcieli zaprezentować dobry futbol. Podobnie z Wiślakami, którzy po ostatniej, wysokiej porażce z Lechem potrzebują zwycięstwa, by znów uwierzyć w swoją siłę.
Początek spotkania był niewątpliwym zaskoczeniem. Gracze z Białegostoku od pierwszych minut rzucili się do ataku i z wielką ambicją próbowali tworzyć akcje. Przez pewien czas udało im się zdominować krakowian i uzyskać przewagę. Szybko okazało się jednak, że doświadczenie i umiejętności Mistrzów Polski wzięły górę. W 25. minucie po składnej kontrze podopiecznych trenera Macieja Skorży gola strzelił Cantoro. Bramka Argentyńczyka była naprawdę wyjątkowej urody. Jagiellonia jednak posłuchała swoich kibiców i uznała, że „nic się nie stało”, po czym przystąpiła do ataku. Nie trwało to jednak długo, bo Wisła znów zaczęła grać dobry futbol, a to wprowadziło nerwowość w szeregi piłkarzy prowadzonych przez Michała Probierza. Efektem tego było pokazanie przez arbitra w 35. minucie czerwonej kartki Pesirowi. Do końca połowy Wisła kontrolowała grę, a gospodarze nie byli w stanie poważnie jej zagrozić.
Po przerwie znowu można było zauważyć wzmożone chęci wśród białostoczan. Nie były one jednak skierowane w stronę dobrej ofensywnej gry, ale wręcz przeciwnie. Gra się bardzo zaostrzyła, przez co straciła na swojej wizualnej jakości. Jagiellonia starała się bronić, a Mistrzowie Polski spod Wawelu nie wyglądali jakby strzelenie gola było dla nich najważniejsze. Szybkość spotkania znacząco spadła. Chaotyczną grę gospodarzy w 83. minucie wykorzystał Rafał Boguski i podwyższył wynik na 2:0. Taki stan utrzymał się do końca i w Białymstoku obyło się bez niespodzianki, chociaż chwilami pachniało nią na murawie.