Ekstraklasa: Bez niespodzianek


21 września 2008 Ekstraklasa: Bez niespodzianek

Zakończyła się 6. kolejka spotkań Ekstraklasy. Zobacz, co działo się w trzech ostatnich meczach i jakimi zakończyły się wynikami.


Udostępnij na Udostępnij na

Na niedzielę 21 września zaplanowano trzy ostatnie spotkania 6. kolejki Ekstraklasy. Aura nie sprzyjała na żadnym stadionie, gdyż nad całym krajem było pochmurno i padał deszcz. Jednak piłka to nie szachy i zawodnicy bez skrzywienia na twarzy wychodzili na murawę.

Lech Poznań-Piast Gliwice 1:0

Czy po obozie w Hiszpanii piłkarze Wisły utrzymają  formę prezentowaną tej jesieni ?
Czy po obozie w Hiszpanii piłkarze Wisły utrzymają formę prezentowaną tej jesieni ? (fot. http://www.wislasoccer.com/ Krzysztof Porębski)

Najwcześniej zawodnicy wybiegli na stadion przy ulicy Bułgarskiej w Poznaniu. Właśnie tam Lech mierzył się z Piastem Gliwice. Przed tym spotkaniem Lech znajdował się na 6. miejscu w tabeli, zaś goście okupowali pozycję 11.

Początek spotkania należał do podopiecznych Smudy, którzy od pierwszych minut zdobywali przewagę i starali się konstruować ataki. Jeden z nich przyniósł skutek. W 16. minucie z rzutu wolnego w pole karne dośrodkował Reiss i piłkę głową do siatki gliwiczan posłał Tanevski. Tym samym poznaniacy objęli prowadzenie. Zmotywowani tymi wydarzeniami lechici próbowali jeszcze przez kilka minut podwyższyć przewagę, jednak ich akcje były nieskuteczne. Z czasem tempo spotkania wyraźnie opadło i rezultat utrzymał się do przerwy. Po zmianie stron optycznie lepszy futbol zaprezentowali gracze Piasta. Widać było, że zależy im na zmianie wyniku i piłkarze gości zaczęli poczynać sobie bardziej ofensywnie. Sprawiło to, że Lech mógł łatwiej kontratakować i jedna z takich kontr była bliska powodzenia. Jednak w sytuacji sam na sam Reiss trafił w Kasprzika. Gliwiczanie nic sobie z tego nie zrobili i atakowali nadal. W 61. minucie byli bliscy zdobycia bramki, jednak Koczon strzałem z głowy posłał futbolówkę w słupek. Bezpośrednio po tej akcji skontrowali zawodnicy z Wielkopolski i znów był słupek. Tym razem w sytuacji sam na sam trafił w niego Lewandowski. Z upływem czasu zapały obu drużyn nieco opadły i żadna z ekip nie trafiła już do siatki.

Arka Gdynia-ŁKS Łódź 4:0

Piętnaście minut później niż w Poznaniu gracze pojawili się na murawie stadionu w Gdyni, gdzie Arka podejmowała Łódzki Klub Sportowy. Podopieczni Czesława Michniewicza z pewnością chcieli w tym spotkaniu poprawić nastroje kibiców po ostatniej porażce w Warszawie. Natomiast łodzianie mieli zamiar sprawić sobie dobry prezent na 100-lecie klubu.

Praktycznie od rozpoczęcia potyczki kreśliła się przewaga gospodarzy. To właśnie oni od początku budowali ataki pozycyjne i wyglądali na wyraźnie napalonych na strzelenie bramki. Stało się to w 27. minucie, gdy błąd defensywy i golkipera ŁKS-u wykorzystał Pietroń. Po tym golu zmotywowani do wyrównania byli goście, jednak brakowało im pomysłu i skuteczności. Ostatecznie wynik 1:0 dla gdynian utrzymał się do przerwy.

Po zmianie stron podopieczni trenera Chojnackiego znowu rzucili się do ataku, jednak to Arka znów strzeliła bramkę. W 50. minucie po wrzutce z rzutu rożnego Wachowicz zgrał do Trytki i ten wpakował futbolówkę do bramki strzeżonej przez Wyparłę. Ten gol podciął nieco skrzydła zawodnikom z Łodzi i ich ataki ograniczały się tylko do „partyzantki”. Taką postawę rywala wykorzystali gracze Michniewicza i przejęli kontrolę na boisku. Zaowocowało to kolejną bramką. Ława ładnym strzałem z 25 metrów pokonał Bodzia W. Strzelca tej bramki w 85. minucie zmienił Nawrocik, który nie chciał być gorszy i w doliczonym czasie gry dobił graczy gości, pakując im czwartego gola.

Jagiellonia Białystok-Wisła Kraków 0:2

Ostatnim meczem 6. kolejki było spotkanie Jagiellonii Białystok i Wisły Kraków. Zawodnicy trenera Probierza są pod ścianą, dlatego bardzo chcieli zaprezentować dobry futbol. Podobnie z Wiślakami, którzy po ostatniej, wysokiej porażce z Lechem potrzebują zwycięstwa, by znów uwierzyć w swoją siłę.

Początek spotkania był niewątpliwym zaskoczeniem. Gracze z Białegostoku od pierwszych minut rzucili się do ataku i z wielką ambicją próbowali tworzyć akcje. Przez pewien czas udało im się zdominować krakowian i uzyskać przewagę. Szybko okazało się jednak, że doświadczenie i umiejętności Mistrzów Polski wzięły górę. W 25. minucie po składnej kontrze podopiecznych trenera Macieja Skorży gola strzelił Cantoro. Bramka Argentyńczyka była naprawdę wyjątkowej urody. Jagiellonia jednak posłuchała swoich kibiców i uznała, że „nic się nie stało”, po czym przystąpiła do ataku. Nie trwało to jednak długo, bo Wisła znów zaczęła grać dobry futbol, a to wprowadziło nerwowość w szeregi piłkarzy prowadzonych przez Michała Probierza. Efektem tego było pokazanie przez arbitra w 35. minucie czerwonej kartki Pesirowi. Do końca połowy Wisła kontrolowała grę, a gospodarze nie byli w stanie poważnie jej zagrozić.

Po przerwie znowu można było zauważyć wzmożone chęci wśród białostoczan. Nie były one jednak skierowane w stronę dobrej ofensywnej gry, ale wręcz przeciwnie. Gra się bardzo zaostrzyła, przez co straciła na swojej wizualnej jakości. Jagiellonia starała się bronić, a Mistrzowie Polski spod Wawelu nie wyglądali jakby strzelenie gola było dla nich najważniejsze. Szybkość spotkania znacząco spadła. Chaotyczną grę gospodarzy w 83. minucie wykorzystał Rafał Boguski i podwyższył wynik na 2:0. Taki stan utrzymał się do końca i w Białymstoku obyło się bez niespodzianki, chociaż chwilami pachniało nią na murawie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze