Dookoła piłki: Tonąca Łódź


Poniedziałkowy poranek. Najwyższa pora, aby wybrać się po świeże pieczywo i nową gazetę. Przy śniadaniu postanowiłem zapoznać się z lekturą pewnego dziennika. Na dzień dobry, wywiad z Listkiewiczem, który o korupcji nic nie wiedział. Szybko pominąłem rozmowę z szefem PZPN, natykając się na artykuł pt. „Kto tak paskudnie gra? To drużyna Lenczyka!”. Jednak sam tytuł nie zdziwił mnie tak samo, jak... moją mamę, która natychmiast zapytała, o jaki zespół chodzi i dlaczego. Wyjaśniłem, iż Bełchatów - drużyna reprezentująca nas w europejskich pucharach - nie strzela w ogóle bramek. Co usłyszałem w odpowiedzi? „A, bo Widzew i ŁKS dużo strzelają”. Fakt, porównanie nieco na wyrost, choć...


Udostępnij na Udostępnij na


O problemach bełchatowskiej jedenastki pisał nie będę, bo zrobili już to inni. Chciałbym się jednak zastanowić nad problemem powstającym w Mieście Czterech Kultur. Problemem, o którym doskonale wiedzą przeciętni mieszkańcy Łodzi. Łodzi tonącej.

1996 – Widzew, 1997 – Widzew, 1998 – ŁKS. W tych latach ostatnio kluby z Alei Piłsudskiego i Alei Unii Lubelskiej sięgały po ligowe trofea. Co się z nimi później stało? Zarówno jedni, jak i drudzy wylądowali na drugoligowym froncie dzięki „rzetelności” pewnych ludzi. W Widzewie pierwszych rozbiórek dokonał duet Andrzejów: Pawelca i Grajewskiego. W ŁKS natomiast – mistrz od spadków do niższych lig – Antoni Ptak. Mimo że tych ludzi w obu klubach nie ma już od paru lat, żaden z nich nie zdołał na dobre stanąć na nogi.

Na Piłsudskiego zdążył się już pojawić dowódca Stowarzyszenia Zbigniew Boniek, w klubie zza miedzy – Daniel Goszczyński. Obaj nie włożyli zbyt dużych kapitałów, ale i tak zdołali doprowadzić obie łódzkie ekipy (przy sporej pomocy trenerów: Majewskiego i Chojnackiego) do pierwszej ligi. Po roku męczarni stery przejęli inni ludzie…

Sylwester Cacek, właściciel Widzewa, prezentuje się bardzo interesująco. Starszy, sympatyczny pan, niezbyt śmiały, ale dziennikarzom odmówić nie potrafił, a w dodatku przy forsie. Tygodnik „Wprost” sklasyfikował go w pierwszej setce najbogatszych Polaków. Na brak funduszy narzekać nie mogą również Tadeusz Dąbrowski i Adam Mandziara, którzy wykupili akcje ŁKS. Co więc stoi na przeszkodzie, aby tonąca łódź wypłynęła na powierzchnię?

Na pewno drażniący jest fakt, iż w obydwu klubach słowa rzucane są na wiatr. Pan Cacek niedawno stwierdził, że każda złotówka wpływająca na konto za zawodnika odchodzącego z drużyny zostanie przeznaczona na wzmocnienia. I tym sposobem niecałe trzy miliony naszej waluty (za Grzelaka i Wawrzyniaka) przeznaczono na nikomu nieznane zagraniczne wynalazki, które kosztowały albo okrągłe zero, albo jakieś drobne. Śmiano się ze sprzedawcy krawatów i analfabetów Antoniego Ptaka. Aż dziw, iż nikt nie zwrócił większej uwagi na kumpla Robinho – Douglasa albo niejakiego Bono. Kto wie, może wkrótce okaże się, iż to ten sam z zespołu U2? Problemem Widzewa jest jednak to, że nie potrafi się zdecydować na politykę transferową. Najpierw ściągano tylko i wyłącznie młodych Polaków z niskich klas rozgrywkowych, potem zagranicznych czarnoskórych zawodników – młodych i starych.

Co w drużynie zza miedzy? Pan Dąbrowski chciał się wcielić w pana Ptaka, że planował odlecieć z łódzkim klubem do Radomska i tam stworzyć drużynę. Wszystko ok, ale ja mam tylko jedno pytanie: po co? Jeżeli pan Dąbrowski przedstawi chociaż trzy dobre argumenty, pomogę mu w przeprowadzce. Chyba nie po to ładuje się pieniądze w klub, aby od razu zabierać futbol miejscowym kibicom. W ŁKS jednak wciąż bida i nikt na to nic poradzić nie może.

Fakty są jednak takie: Widzew ma dwa punkty i jest przedostatni, ŁKS trzy i jest trzeci od końca. Jedni i drudzy prezentują całkiem niezły futbol, ale brak im – jak przynajmniej tłumaczą piłkarze i trenerzy – szczęścia. Sęk w tym, że kluby o wspaniałej historii, wywodzące się z wielkiego miasta, na samym szczęściu polegać nie powinny…

Komentarze
PawełB (gość) - 17 lat temu

Czytałem wywiad z prezesem w tym dodatku do gazety
pewnej ;)
Powiem tak: wziąłem go na dwie raty, pomiędzy nimi
biegałem, bo normalnie nie wiedziałem co ze sobą
zrobić. Uważam, że za mówienie zbyt dużych głupot
powinno się karać jak za morderstwo. A Listkiewicz
mówił tak od rzeczy, że poezja. Biedny niewinny
człowiek, całe życie związany z piłką, a nigdy nie
spotkał się z korupcją. Po prostu święty jakiś.
Szkoda gadać :P

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze