Dlaczego Podbeskidzie nie jest i nie było kandydatem do awansu?


Podbeskidzie zalicza falstart na początku tego sezonu. Trzy punkty w czterech meczach to mało, ale czy "Górali" było stać na więcej?

18 sierpnia 2021 Dlaczego Podbeskidzie nie jest i nie było kandydatem do awansu?
Krzysztof Dzierzawa / Pressfocus

Podbeskidzie przed sezonem wskazywano jako jednego z głównych kandydatów do awansu. Teraz po czterech pierwszych spotkaniach należy skorygować te przypuszczenia. Bo Podbeskidzie ani nie gra bardzo dobrze, ani nie punktuje. Ale właśnie, czy można dobrze wyglądać i punktować, będąc w sytuacji bielszczan?


Udostępnij na Udostępnij na

Faktem jest, że pod Klimczokiem tego lata doszło do wielu roszad. Zmieniono trenera, zatrudniono dyrektora sportowego i wywietrzono szatnię. To, czy te zmiany były słuszne czy też nie, nie podlega dyskusji – owszem, były. Ale dyskusja pojawia się wtedy, kiedy zagłębimy się w szczegóły. Bo kadra wydaje się nieprzygotowana do zmagań w Fortuna 1. Lidze od pierwszego meczu. Zarówno jeśli chodzi o aspekty taktyczne, jak i fizyczne poszczególnych zawodników. A sama drużyna rodziła się i wciąż rodzi po prostu w bólach. Dlaczego? 

Urodzenie w bólu

Podbeskidzie rozpoczęło przygotowania do tego sezonu teoretycznie najszybciej, bo najszybciej skończyło ligę. Gdy piłkarze z Bielska-Białej byli już na urlopach, a w gabinetach zastanawiano się nad przyszłością, pozostali rywale z 1. ligi jeszcze grali swoje mecze. Właśnie to, że „Górale” mieli najwięcej czasu na przygotowania, jest jednym z argumentów za tym, że Podbeskidzie powinno lepiej rozpocząć ten sezon i prezentować się znacznie lepiej na boisku. Mało kto jednak bierze pod uwagę, że przez pierwszy tydzień zespół prowadził asystent Roberta Kasperczyka, Dariusz Kołodziej. I tak było aż do 14 czerwca, gdy drużynę objęli Piotr Jawny i Marcin Dymkowski. Słowo „drużynę” należy jednak w tym miejscu włożyć w cudzysłów, bo zespołu tak naprawdę nie było.

Gdy byli trenerzy Śląska II Wrocław obejmowali zespół spod Klimczoka, mieli do dyspozycji co prawda większość kadry, ale wiadome było, że znaczna część zawodników w Bielsku po prostu nie zostanie. Wiele kontraktów kończyło się 30 czerwca, więc klub czekał, aż one wygasną. Co oczywiście łatwo zrozumieć. Trudno bowiem budować kadrę z zawodników, którzy przed chwilą odbili się od ekstraklasy jak od ściany. Tak więc po tygodniu pracy odeszło dziewięciu piłkarzy, a po następnym kolejnych czterech. W tym czasie do klubu dołączyło pięciu zawodników.

Trudno podczas takiego przemiału graczy zacząć budować coś konkretnego. Było to możliwe tak naprawdę dopiero, gdy w zespole pojawili się kolejni nowi zawodnicy, a fala odejść zwolniła. Czyli gdzieś od 10 lipca. To właśnie tę datę należy uznać za prawdziwy początek okresu przygotowawczego TSP.

Jednak nie tak dużo czasu

Warto zaznaczyć, kiedy nowi, obecnie podstawowi piłkarze Podbeskidzia dołączyli do zespołu:

  • 30 czerwca – Julio Rodriguez
  • 6 lipca – Daniel Mikołajewski
  • 9 lipca – Maciej Kowalski-Haberek
  • 22 lipca – Goku Roman
  • 29 lipca – Mathieu Scalet

Jak widać, każdy z nich dołączył do zespołu w innym czasie. Obecnie podstawowa linia obrony mogła ze sobą trenować dopiero od 9 lipca, czyli do pierwszego meczu w 1. lidze dało to w sumie 23 dni, wliczając dni wolne itp. Biorąc pod uwagę fakt, że zespół występuje w kompletnie nowym dla siebie zestawieniu personalnym i taktycznym, jest to mało czasu. Obala to argument, że Podbeskidzie miało najwięcej czasu na przygotowania – miało, ale tylko w teorii.

Kontuzje, Roginić i inni

Czyste liczby i fakty to nie wszystko. Są też zakulisowe informacje i doniesienia. Podbeskidzia przed sezonem i na jego początku nie omijały kontuzje. Kontuzjowany przez praktycznie cały ten okres był Titas Milasius. W sparingu z Garbarnią kontuzji nabawił się Szymon Stasik. A w późniejszych dniach i tygodniach urazy wykluczyły Costę Nhamoinesu oraz Kacpra Wełniaka. To wszystko utrudnia pracę trenerom Podbeskidzia. Zabiera im pole manewru i komfort wyboru. W pierwszych dwóch meczach na ławce rezerwowych zasiadło tylko pięciu zawodników. Trudno więc w takich warunkach coś tworzyć. A przecież wymaga się od trenerów wygranych, nie patrząc tym samym na to, z jakimi problemami się oni mierzą.

Absolutnie ciekawa i fascynująca jest za to sytuacja z Marko Roginiciem, czyli jednym z ulubieńców trybun w Bielsku-Białej. Chorwat ma naciskać na klub, aby ten go sprzedał, i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ofert za niego nie ma. Sam zawodnik kilka tygodni temu zmienił nawet agenta po to, aby ten szukał dla niego nowego zespołu, o czym była mowa w podcaście poświęconym drużynie Podbeskidzia Bielsko-Biała. Poza tym Roginić „lekko podchodzi do treningów”, co przekłada się na mecze w myśl powiedzenia „jak trenujesz, tak grasz w meczu”. A te w wykonaniu Chorwata są nie najlepsze.

Podbeskidzie nie jest kandydatem do awansu

Ogólnie w grze Podbeskidzia widać postępy. Sama gra jest ciekawa, gracze mają do zaproponowania coś więcej niż dobrze znana w Podbeskidziu „laga” do przodu. Niemniej jak na razie nie przynosi to tyle punktów, ile pod Klimczokiem by chcieli. A takie są oczekiwania kibiców, żeby Podbeskidzie wygrywało każdy mecz. Tylko należy się zastanowić, czy „Górali” na to po prostu stać. Bo po spadku nowa kadra i nowi zawodnicy potrzebują czasu, aby ich gra zaczęła funkcjonować w 100%. Tak było w przypadku Górnika Zabrze, Arki Gdynia czy ŁKS-u. I dokładnie tak samo będzie w sytuacji Podbeskidzia. Nie bez powodu plan na awans został nakreślony na 2-3 lata, a nie na pierwszy sezon.

Podbeskidzie nie było i nie jest kandydatem do awansu – w tym sezonie. My w naszym przedsezonowym skarbie kibica określiliśmy obecny potencjał „Czerwono-biało-niebieskich” na miejsca 5-8. I wszystko wskazuje na to, że okolice tych miejsc to będzie absolutne maksimum, jakie mogą osiągnąć bielszczanie. I nie dlatego, że słabo rozpoczęli sezon, a dlatego, że są niegotowi na coś więcej. Dlatego, że zespołu na awans nie tworzy się w kilka tygodni. W tym momencie to czas odgrywa największą rolę. Doskonale widać to na przykładzie gry wahadłowych, którzy w pierwszym meczu sezonu prezentowali się co najmniej słabo. A już zarówno podczas meczu z GKS-em Katowice, jak i GKS-em Tychy wyglądali zupełnie inaczej. To tylko pokazuje, że zespół się rozwija i idzie do przodu – pewnie dość topornie, ale idzie. A to może napawać w Bielsku-Białej optymizmem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze