"Der Klassiker" dla Bayernu Monachium! Bawarczycy wygrali z Borussią Dortmund dzięki fenomenalnemu trafieniu Joshuy Kimmicha, prezentując przy tym znacznie większą dojrzałość w grze. Ambitna ekipa Luciena Favre'a musi znów obejść się smakiem, bowiem strata do ich wielkiego rywala powiększa się już do siedmiu punktów.
Już od pierwszych minut spotkania widać było, że tym razem Borussia nie zamierzała przestraszyć się swoich bardziej utytułowanych rywali. Mimo braku oddanych kibiców, podopieczni Luciena Favre’a od początku rzucili się na Bayern Monachium, stwarzając sobie pierwszą okazję już w pierwszej minucie meczu. U gospodarzy szczególnie widoczny był Thorgan Hazard, który raz za razem znajdował sobie przestrzeń po stronie bronionej przez Daviesa. W ataku BVB brakowało jednak dokładności i formy dnia u niektórych zawodników. Zupełnie niewidoczny był Julian Brandt, a Dahoud i Witsel nie potrafili na dłużej zdominować Bawarczyków w środku pola.
Gospodarze grali dobrze, ale po stracie bramki jakby zeszło z nich powietrze. Bayern, dotychczas nieco schowany i wyczekujący na ruch rywala, wreszcie doszedł do głosu. Borussia z minuty na minutę coraz bardziej traciła kontrolę nad spotkaniem, przez co ich ataki często były pospieszne i często gaszone w zarodku. Taktyka przyjęta przez Hansiego Flicka pozwoliła całkowicie wyłączyć najgroźniejszy aspekt gry BVB – dynamicznych i przebojowych wahadłowych. Ani Hakimi, ani Guerreiro nie zagrali na miarę tego, co pokazali w ostatnich dwóch spotkaniach swojego zespołu. Portugalczyk, choć pracowity jak zwykle, nie potrafił jednak przełożyć swojej gry ofensywnej na konkrety. Hakimi zaś pokazał się od tej gorszej strony, bowiem częściej mogliśmy zaobserwować jego ciągłe braki w defensywie, aniżeli rewelacyjną grę z przodu. Nic nie pokazał także Jadon Sancho, który wszedł z ławki w drugiej części gry. Chyba ostatnia burza medialna w kontekście jego transferu mocno mu zaszkodziła.
Kto wie, jak potoczyłby się ten mecz, gdyby sędzia dostrzegł ewidentne zagranie ręką Jerome’a Boatenga w polu karnym. Dziś chyba nikt nie może już z całym przekonaniem stwierdzić, jak w futbolu powinniśmy interpretować zagrania ręką. Na pierwszy rzut oka i „logikę”, taki sposób zablokowania strzału musiał zakończyć się podyktowaniem jedenastki, ale najwidoczniej VAR wiedział coś, czego nie wiemy my.
https://twitter.com/betconnect/status/1265340969278464002?s=20
„Der Klassiker” obrońcami stoi
Przed spotkaniem ostrzyliśmy sobie zęby na pojedynek Erlinga Haalanda i Roberta Lewandowskiego – dwóch najskuteczniejszych strzelb obecnego sezonu w Europie. Okazało się jednak, że to nie napastnicy, ale obrońcy skradli show tego spotkania. „Der Klassiker” został bowiem zdominowany przez fantastyczną grę obrońców. Chociaż gra obu ekip stała na wysokim poziomie, to długo nie udawało się im strzelić pierwszego gola.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje Łukasz Piszczek, który w pierwszej połowie gry był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem swojej drużyny. A to w ostatniej chwili wybił z linii piłkę niechybnie zmierzającą do bramki, a to w zdecydowany sposób wyciął Roberta Lewandowskiego. „Piszczu” zdawał się być wszędzie, na całej szerokości boiska i praktycznie nie popełniał błędów. Nasz były reprezentant nie bez powodu został mianowany nowym kapitanem BVB – Polak stał się absolutnym liderem mentalnym i sportowym drużyny Luciena Favre’a. Szkoda tylko, że Łukasz nie może już dzielić obowiązków klubowych z reprezentacyjnymi, bo nasza kadra miałaby ciągle ogromny pożytek z 34-latka.
Równie pozytywnie możemy ocenić występ obrony po drugiej stronie boiska, gdzie nieznośnie hasał Alphonso Davies. Kanadyjczyk raz za razem próbował szarpać grę po swojej lewej stronie i momentami niesamowicie kręcił obrońcami BVB. Imponująco spisywał się także w obronie, gdzie raz udało mu się w spektakularny sposób zatrzymać rajd genialnego Haalanda. Show w drużynie Bayernu skradł jednak Joshua Kimmich, który dokonał czegoś fantastycznego.
Gdy wydawało się, że obie ekipy zejdą do szatni na przerwę przy bezbramkowym remisie, Joshua Kimmich zdobył prawdopodobnie najpiękniejszą bramkę w swojej karierze. Zebrał piłkę na 20 metrze od bramki i fantastyczną podcinką przelobował rozpaczliwie interweniującego Romana Burkiego. Cudowne trafienie mogło przypominać pamiętne trafienie Leo Messiego w meczu z Realem Betis, tym razem jednak na stadionie nie było kibiców gospodarzy, którzy mogliby w podobny sposób oklaskiwać to zagranie. Tenże gol, choć przedniej urody, mocno obciąża jednak bramkarza BVB, który zdecydowanie mógł zachować się lepiej. Na szczęście Szwajcar zrehabilitował się nieco świetnymi paradami na początku drugiej połowy.
Takie strzały jak ten Kimmicha odróżniają piłkarzy dobrych i bardzo dobrych od wyjątkowych. Świetne technicznie uderzenie Niemca. #BundesTAK
— Dawid Stelnicki 🇹🇭 (@DawidStelnicki) May 26, 2020
„Der Klassiker” dla Bayernu – koniec sprawy mistrzostwa?
Chociaż nie był to najdoskonalszy występ Roberta Lewandowskiego i spółki, to plan został wykonany. Bayern, po początkowych turbulencjach w tym sezonie wreszcie odzyskał regularność i to nawet, gdy Polak nie jest centralną postacią w danym spotkaniu. Dzisiaj Bawarczycy wygrali to spotkanie głównie organizacją w defensywie oraz świetną postawą Manuela Neuera, a na palcach jednej ręki moglibyśmy policzyć piękne akcje rodem z poprzedniego ligowego spotkania. To jednak nie ma dla nich najmniejszego znaczenia.
Wygrana Bayernu oznacza bowiem, że Bawarczycy mają już 7 pkt przewagi nad swoimi dzisiejszymi rywalami i są o aż 10 oczek wyżej od RB Lipsk. Tzw. „mecz o sześć punktów” miał oddzielić chłopców od mężczyzn i rzeczywiście tak się stało. Borussia momentami gra pięknie i ambitnie, a z ich składu wylewa się niesamowity potencjał. I rzeczywiście, w porównaniu do meczu z poprzedniego sezonu i dotkliwej porażki 0-4, tym razem widać było zdecydowany progres. Podjęli rzuconą rękawicę i momentami grali z Bayernem jak równy z równym. Jednakże końcówka meczu mocno obnażyła główną słabość ekipy Luciena Favre’a – kiepska gra w ataku pozycyjnym i brak chłodnej głowy pod bramką rywala.
Szkoda tylko, że to spotkanie mogło nas rozczarować w kontekście zapowiadanych fajerwerków. Ani niesamowity Haaland, ani Robert Lewandowski nie mieli w tym spotkaniu wystarczająco okazji, by przedłużać swoje strzeleckie serie.