Spadek Debreceni VSC do drugiej ligi węgierskiej do dziś jest szokiem dla tamtejszego środowiska piłkarskiego. Zapowiadało się jednak na to od dawna, bo popularni „Loki” od kilku lat mieli problemy finansowe. Na szczęście dla samego klubu przedsiębiorca Gabor Szima postanowił jednak sprzedać go samorządowi.
Na pewno nie na taką formę rozgłosu liczy OTP Bank Liga. Po ostatnim meczu sezonu pomiędzy Debreceni VSC a Paksi FC na boisko wbiegli kibice gospodarzy, rozwścieczeni spadkiem do Merkantil Bank Ligi. Zaatakowali oni piłkarzy swojego własnego klubu, siłą zrywając z części z nich koszulki. Sami zawodnicy bagatelizowali sprawę, ale obrazki, które trafiły do światowych mediów, chluby węgierskiej piłce nie przyniosły.
Wspomnień czar
Jeszcze sześć lat temu kibice „Lokich” wbiegali na murawę swojego starego stadionu, ale w zupełnie innym celu. Świętowali wówczas siódmy w swojej historii tytuł mistrza Węgier. Warto w tym miejscu podkreślić, że Debreczyn wszystkie swoje mistrzostwa zdobył w XXI wieku. Pierwszy raz piłkarze tego klubu odebrali złote medale w 2005 roku, powtarzając ten sukces w kolejnych dwóch sezonach. Do tego dochodzi sześć triumfów w Pucharze Węgier, pięć w Superpucharze oraz jeden w Pucharze Ligi.
Dodatkowo Debreczyn był pierwszą i zarazem ostatnią węgierską drużyną, która po reformie Ligi Mistrzów wzięła udział w jej fazie grupowej. Jesienią 2009 roku zawodnicy ze wschodnich Węgier mogli więc mierzyć się z Liverpoolem, Fiorentiną i Olympique Lyon. Co prawda „Loki” przegrali wszystkie mecze, lecz sam fakt występu w LM dawał nadzieję na zakończenie ówczesnego marazmu w węgierskiej piłce.
https://www.youtube.com/watch?v=0nGTH7ZtP_k
Rok później Debreczyn ponownie wystąpił w fazie grupowej europejskich pucharów. Tym razem w Lidze Europy wygrał nawet jeden mecz z Sampdorią Genua, ale przegrał wszystkie pozostałe z PSV Eindhoven i Metalistem Charków. W kolejnych eliminacjach do LM dwukrotnie przeszkodą nie do pokonania okazywało się BATE Borysów. Od 2015 roku „Loki” jeszcze czterokrotnie występowali w kwalifikacjach do LE, nie zbliżając się jednak do fazy grupowej.
Zbawiciel obciążeniem
Dorobek Debreceni VSC sprzed zdobytego w 2005 roku pierwszego mistrzostwa nie jest zbyt imponujący. Choć Debreczyn jest drugim co do wielkości miastem Węgier, jego największe sukcesy piłkarskie w XX wieku to po prostu same występy w pierwszej lidze. Ogółem „Loki” spędzili w niej 46 sezonów na 118 możliwych. W tym roku z ekstraklasą pożegnali się już ósmy raz w swojej historii.
Przełomowy dla klubu okazał się rok 2001. Właśnie wówczas zainwestował w niego Gabor Szima, w tamtym czasie jeden z najbogatszych Węgrów. Szybko spłacił on klubowe długi, aby zacząć sprowadzać do drużyny najlepszych graczy z całej węgierskiej ligi. Obcokrajowcy wzmacniali przede wszystkim linię ataku, natomiast resztę pozycji zajmowali właśnie Węgrzy. Dzięki tej filozofii klub zarabiał też na transferach, a najgłośniejszym z nich było przejście Balazsa Dzsudzsaka do PSV.
Z czasem Szima przestał być jednak ligowym krezusem. Coraz mocniej deptali mu po piętach właściciele Gyori ETO FC i Videotonu Szekesfehervar. Kluczowe okazały się jednak jego biznesowe problemy. Były już właściciel Debreczyna dorobił się na sieci automatów do gier, które w ostatnich latach zostały w praktyce zakazane. Regulacje korzystne przede wszystkim dla kasyn spowodowały, że zyski z hazardu popłynęły do osób związanych z rządem Viktora Orbana.
Drużyna z przypadku
Od kilku lat dawny zbawiciel okazał się więc sporym obciążeniem dla klubu. Owszem, wyniki Debreczyna w ostatnich sezonach tak naprawdę nie były najgorsze. Przecież jeszcze przed rokiem „Loki” zajęli trzecie miejsce w OTP Bank Lidze, a w europejskich pucharach mierzyli się z włoskim Torino. Ponadto nawet w okresie największej prosperity zespół ze wschodu Węgier miewał nieudane sezony, gdy rok po mistrzowie lądował poza podium krajowych rozgrywek.
Problem w tym, że już od kilku lat „Loki’ nie byli w stanie ściągać wyróżniających się graczy z węgierskiej ligi. Zamiast nich drużyna była dosyć umownie wzmacniana przeciętnymi graczami z Serbii czy Słowacji, a nawet zagranicznymi zawodnikami mającymi za sobą wielomiesięczne przerwy od gry w piłkę. Symbolem polityki transferowej Debreczyna ostatnich lat może być obrońca, Jurij Habowda. Ukrainiec w tym roku po raz trzeci z rzędu… spadł z węgierskiej ekstraklasy.
Tak naprawdę jedynymi jasnymi punktami w drużynie byli w ostatnich latach jej wychowankowie. Od trzech lat pierwsze skrzypce gra skrzydłowy Kevin Varga. W zeszłym roku głośno na całym świecie było z kolei o Danielu Zsorim, który zdobył nagrodę FIFA za najładniejszą bramkę roku. Część piłkarzy wyszkolonych w akademii Debreczyna nie spełniło jednak pokładanych w nich nadziei. Nie wspominając już o zawodnikach, którzy dopiero po przekroczeniu wieku młodzieżowca trafiali do pierwszej drużyny z rezerw.
Czas na miasto
Jeszcze niedawno wydawało się, że kibice Debreczyna będą dalej musieli znosić krytykowanego przez siebie Szimę. Biznesmen zapowiadał finansowanie klubu w drugiej lidze, jednak po dwóch dniach od deklaracji ogłosił pozbycie się swoich udziałów. Przejął je samorząd miasta Debreczyna, dotychczas posiadający jedną czwartą akcji spółki sportowej. Nie było zresztą tajemnicą, że relacje Szimy z miejskimi rajcami od kilku lat pozostawały mocno napięte.
Burmistrz Debreczyna, Laszlo Papp, podkreśla znaczenie drużyny dla tożsamości miasta. Z tego powodu samorząd zamierza szybko przywrócić Debreceni VSC na dawne tory. Wpierw konieczne będzie jednak pozyskanie sponsorów. Szima nie ukrywał specjalnie, że w ciągu ostatniego dziesięciolecia nie mógł liczyć na pomoc lokalnych firm. W latach 2010–2019 klub tylko dwukrotnie osiągnął więc zysk, stąd przyciągnięcie sponsorów może być trudne.
Węgierska piłka klubowa od czasu przejęcia władzy przez Orbana może jednak liczyć na zastrzyk publicznej gotówki. Zadba o to z pewnością Lajos Kosa, były burmistrz Debreczyna i bliski współpracownik szefa rządu. Kosa ma już zresztą doświadczenie w ratowaniu miejscowego sportu. Kilka lat temu gmina Debreczyn przejęła zespół piłki ręcznej kobiet, obecnie mogący liczyć na regularne wsparcie blisko pięćdziesięciu lokalnych przedsiębiorców.
Wielki powrót?
Wiadomo już, że w nowym sezonie zespół będzie dalej prowadził Elemer Kondas. Trener kojarzony z czasem największych sukcesów „Lokich” tak naprawdę jest najmniej odpowiedzialny za spadek. Został zatrudniony na sześć kolejek przed końcem sezonu, przedłużając nadzieje na utrzymanie do ostatniego spotkania OTP Bank Ligi. Jako dyrektor sportowy wspomoże go dotychczasowy podopieczny, Daniel Tozser, który wspomnianym spotkaniem z Paks zakończył swoją karierę.
Na razie nie mówi się natomiast o głębokiej przebudowie samego zespołu. Dotychczas poza Tozserem odeszło tylko dwóch rezerwowych zawodników. Więcej miejsca media poświęcają spekulacjom na temat możliwego wzmocnienia drużyny. W najbliższych dniach okaże się, czy do Debreczyna nie wrócą dwaj reprezentanci kraju – Dzsudzsak oraz obrońca Mihaly Korhut. Oczywiście największą sensacją byłby transfer tego pierwszego, niemogącego wciąż doczekać się na wznowienie rozgrywek w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Spadek do drugiej ligi może okazać się więc paradoksalnie korzystny dla „Lokich”. Chodzi w tym kontekście oczywiście o zmiany właścicielskie, a także przemyślenie dotychczasowego modelu budowania drużyny. Z pewnością wzrośnie też atrakcyjność Merkantil Bank Ligi. W nowym sezonie zmierzą się w niej drużyny z kilku największych węgierskich miast, często również odbudowujące się po finansowej zapaści.