Czy Real Madryt stać na piętnasty tytuł?


"Królewscy" także w obecnym sezonie na pewno zawalczą o triumf w Lidze Mistrzów

14 września 2022 Czy Real Madryt stać na piętnasty tytuł?
planetfootball.com

Real Madryt = Liga Mistrzów. Z takim równaniem zgodziłby się każdy fan futbolu. Bo w końcu drużyna z Madrytu ma aż 14 zwycięstw w najbardziej prestiżowych rozgrywkach Europy, podczas gdy drugi AC Milan ma tych triumfów dwa razy mniej. W minionym sezonie to właśnie Real podniósł puchar za wygranie Champions League. Pytanie brzmi następująco: czy drużyna jest w stanie dokonać tego po raz kolejny? W tym tekście postaramy się przeanalizować szanse "Los Blancos".


Udostępnij na Udostępnij na

Nie da się ukryć, że Liga Mistrzów to najbardziej prestiżowe klubowe rozgrywki na świecie. Szczególne znaczenie mają one jednak dla kibiców „Królewskich” ze względu na niesamowite historie tego klubu w europejskim czempionacie. Real Madryt co roku wymieniany jest w gronie faworytów do końcowego zwycięstwa. Przyjrzyjmy się sytuacji mistrza Hiszpanii, aby ocenić czy słusznie.

Wymarzony początek sezonu

Patrząc na dotychczasowe wyniki, możemy dojść do wniosku, że początek sezonu nie mógł potoczyć się dla „Królewskich” lepiej. Zacznijmy od sytuacji w lidze hiszpańskiej. Tutaj Real Madryt ma komplet punktów po pięciu meczach, więc jest w bardzo komfortowej sytuacji. A przypomnijmy, że Barcelona, która będzie prawdopodobnie najpoważniejszym przeciwnikiem „Los Blancos” w drodze po tytuł, już w 1. kolejce zremisowała z Rayo Vallecano.

Oczywiście Real Madryt na razie nie grał z jakimiś hegemonami – choć ogranie Realu Betis w tym sezonie wcale nie jest prostą sprawą – ale nie raz zdarzało się, że mistrzostwo uciekało przez punkty tracone z tymi teoretycznie słabszymi zespołami. W ten sposób Real zapewnił sobie komfortową sytuację, bo na mecze w Lidze Mistrzów może wychodzić bez presji spowodowanej trudną sytuacją w lidze. Tymi pięcioma kolejkami drużyna zapracowała sobie na spokój.

Ponadto pamiętajmy, że Real Madryt zdobył już w tym sezonie pierwsze trofeum. 10 sierpnia wywalczył Superpuchar Europy w starciu z Eintrachtem Frankfurt, nie pozostawiając Niemcom złudzeń, kto króluje w Europie. To też jest na pewno budujące dla zespołu, że sezon rozpoczynają od zdobycia europejskiego trofeum, nawet jeśli nie jest ono tak prestiżowe jak wygrana kilka miesięcy wcześniej Liga Mistrzów.

Dziurawa obrona?

No dobrze, ale żeby nie było cały czas tak przyjemnie, to przejdźmy do tego, co na początku sezonu może budzić lekkie obawy kibiców „Los Blancos”, czyli defensywy. Jak pamiętamy, w poprzednim sezonie był to silny punkt zespołu, bo w La Liga drużyna straciła zaledwie 31 bramek, czyli była drugą najlepszą obroną w rozgrywkach. Była to zasługa przyjścia Davida Alaby, przy którym lepiej wyglądał także Eder Militao. Ponadto w świetnej formie był Thibaut Courtois, o czym nie trzeba przypominać nikomu, kto oglądał finał Ligi Mistrzów.

Na początku bieżących rozgrywek ligi hiszpańskiej można mieć jednak wątpliwości co do obrony „Królewskich”. W końcu w pięciu pierwszych kolejkach mistrzowie Hiszpanii nie mieli jeszcze żadnego czystego konta. W każdym meczu tracili po jednej bramce. Ktoś powie, że to nie dużo i dopóki Real Madryt wygrywa, to nie ma problemu. I można się z tym zgodzić, ale widać, że na początku sezonu właściwie każdy potrafi ukąsić Real, wykorzystując sytuacje. Trzy z pięciu straconych bramek padły po stałych fragmentach gry, więc to też jest wskazówka, nad czym należy szczególnie pracować.

Możliwe też, że Carlo Ancelotti na razie potrzebuje czasu, żeby na nowo ustawić hierarchię w obronie. Po przyjściu Antonio Ruedigera ta hierarchia jest właściwie nieustalona i Niemiec, David Alaba i Eder Militao na razie występują na przemian, a Austriak, tak jak za dawnych czasów, grywa też na lewej obronie. Na pewno brak stabilizacji nie pomaga. Z pewnością w ciągu kilku tygodni wykrystalizuje się podstawowe ustawienie obrony i defensywa Realu z powrotem powinna się stać jedną z najszczelniejszych w Europie.

Tchouameni daje radę, czyli środek pola wciąż na najwyższym poziomie

Kiedy Aurelien Tchouameni przechodził do stolicy Hiszpanii za 80 milionów euro, niezbyt zaznajomiony z ligą francuską kibic zadawał sobie pytanie: „kto to jest?”. Jeszcze dziesięć lat temu za takie pieniądze przechodziły absolutne gwiazdy, goście, którzy już wiele znaczyli w światowej piłce. Tymczasem Aurelien Tchouameni był wyróżniającym się młodym talentem, ale wciąż grającym tylko w Monaco i mającym na koncie kilka występów w reprezentacji. Florentino Perez jednak zaryzykował i wyłożył na Francuza gigantyczne pieniądze.

Co prawda trudno wyrokować po kilku występach, ale pierwsze mecze pokazują, że kwota powinna się szybko zwrócić. Już w okresie przygotowawczym Tchouameni wypracował sobie miejsce w pierwszej jedenastce, a po odejściu Casemiro do Manchesteru United jest właściwie niezastąpionym elementem. Teraz jest w zasadzie jedyną typową „szóstką” w zespole, bo Camavinga to jednak bardziej zawodnik typu box-to-box, więc powinien mieć miejsce w podstawowym składzie.

W ogóle cały środek pola Realu ma się świetnie. O klasie Toniego Kroosa i Luki Modricia nie trzeba nikogo przekonywać – w piłce osiągneli właściwie wszystko i wciąż są motorami napędowymi zespołu. Ale Real Madryt zadbał też o to, żeby mieli dobrych zmienników, a także następców. Młodzi Francuzi, Tchouameni i Camavinga, na pewno zostaną w klubie na długie lata i będą stanowić o jego sile. Jest też 24-letni Federico Valverde, który może zagrać zarówno w środku pola, jak i  na skrzydle. Nawet pozostawienie często krytykowanego Daniego Ceballosa jest korzystne. Hiszpan w La Liga często odciąża zawodników pierwszego składu. To wszystko sprawia, że o środek pola swojej drużyny kibice „Królewskich” mogą być zaskakująco spokojni.

Nieprzewidywalność Viniciusa i klasa Benzemy

To dwa pewne punkty, na których można oprzeć ciężar ofensywnych akcji Realu. W poprzednim sezonie Brazylijczyk i Francuz stworzyli jeden z najlepszych duetów w Europie. Skrzydłowy skończył sezon z 22 golami i 20 asystami, a środkowy napastnik zdobył 44 bramki i zaliczył 15 ostatnich podań. To dzięki nim Real w poprzednich rozgrywkach święcił takie sukcesy. W tym sezonie na pewno będzie podobnie, o czym świadczą świetne statystyki wykręcane przez ten duet w pierwszych meczach.

Co jednak dalej? Na ten moment najpoważniejszymi kandydatami do gry w ofensywnym trio obok Viniciusa i Benzemy wydają się być Rodrygo i Federico Valverde. Bardziej efektownie gra oczywiście Brazylijczyk, ale Ancelotti także bardzo ceni Urugwajczyka ze względu na tytaniczną pracę, jaką wykonuje on w trakcie meczów. Marco Asensio to zawodnik, który od paru lat znajduje się na równi pochyłej. A Eden Hazard? No cóż… Po ostatnim meczu z Celtikiem odżyły nadzieje kibiców, że stanie się motorem napędowym „Los Blancos”, ale potrzeba dłuższego okresu, aby stwierdzić, czy rzeczywiście tak jeszcze może być.

Podsumowując – Real Madryt stać na naprawdę wiele w obecnej edycji Ligi Mistrzów. Oczywiście jak każda drużyna mają swoje problemy, ale generalnie można stwierdzić, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Wydaje się, że fani „Królewskich” będą mieli z nich wiele pociechy także w bieżących rozgrywkach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze