Jaki jest obecny świat piłki nożnej? W dużej mierze przesiąknięty ogromnymi pieniędzmi. Idealnym przykładem na potwierdzenie tej tezy jest robiący w ostatnich miesiącach furorę RB Lipsk – przyszłosezonowy beniaminek Bundesligi sponsorowany przez majętny koncern Red Bull. Zanim firma spod znaku czerwonego byka wkroczyła do wschodnich Niemiec, zrobiła wcześniej swoje porządki w Salzburgu, gdzie dawniej powstał starszy brat lipskiego RB – Red Bull Salzburg.
Wiosną 2005 roku Red Bull wkroczył z przytupem i fanfarami do Salzburga, gdzie wykupił 100% udziałów w Austrii Salzburg – zespole, który był stałym uczestnikiem rozgrywek austriackiej Bundesligi, a w połowie lat 90. potrafił trzy razy wygrać mistrzostwo kraju (co ciekawe ostatnie mistrzostwo drużyny pod starą nazwą przypadło na sezon 1996/1997, kiedy w składzie grał Polak – Roman Szewczyk). Nowi udziałowcy postanowili odciąć się od tradycji i historii klubu. Zmienili nie tylko nazwę, ale także jego barwy i logo. Zamiast fioletowego koloru, który jest także znakiem wyróżniającym Austrii Wiedeń, pojawiły się redbullowe barwy, a więc czerwony i żółty; zamiast loga z napisem „Austria” i wygrawerowaną dużą literą „S” powstało nowe – z dwoma czerwonymi bykami, które stoją naprzeciwko siebie.
Dużą zasługę w powstaniu tego nowego tworu miał… legendarny Franz Beckenbauer! Właśnie „Kaiser” wiele lat temu zachęcił swojego przyjaciela Dietricha Mateschitza – jednego z założycieli marki Red Bull, aby zainwestować w futbol, mimo że majętny Austriak wolał początkowo łożyć swoje środki w hokej, czy też w sporty motorowe (nawiasem mówiąc, jest też m.in. właścicielem zespołu Formuły 1 – Red Bull Racing, pod szyldem firmy gra także hokejowy klub z miasta Mozarta). – Powiedziałem mu, że jeżeli chce osiągnąć duże profity z inwestowania w sport, powinien skupić się na piłce nożnej – przyznał po latach Beckenbauer.
Bardzo szybko inwestycja zaczęła się zwracać. Już w pierwszym sezonie pod nową nazwą salzburczycy zdobyli srebrne medale, rok później mogli cieszyć się ze zdobycia mistrzostwa Austrii. Weszli też wtedy na stałe do czołówki austriackiego futbolu. Zobaczcie zresztą zestawienie kolejnych sezonów w Bundeslidze, które potwierdzą, że od 2005 roku ani razu nie spadli poniżej drugiego miejsca:
– sezon 2005/2006: wicemistrzostwo
– sezon 2006/2007: mistrzostwo
– sezon 2007/2008: wicemistrzostwo
– sezon 2008/2009: mistrzostwo
– sezon 2009/2010: mistrzostwo
– sezon 2010/2011: wicemistrzostwo
– sezon 2011/2012: mistrzostwo
– sezon 2012/2013: wicemistrzostwo
– sezon 2013/2014: mistrzostwo
– sezon 2014/2015: mistrzostwo
Nic więc dziwnego, że zespół rokrocznie dostępował zaszczytu gry w europejskich pucharach. Choć na wstępie musimy zaznaczyć: występował w nich… jakby nie ten sam zespół! Dlaczego? Otóż odpowiedź jest prosta i zamyka się w jego nazwie, jaka gościła w europejskich protokołach. W rozgrywkach UEFA wszelkie nazwy sponsorów stadionów (jak m.in. Allianz Arena, która w Lidze Mistrzów przyjmuje nazwę Fussball Arena Muenchen) bądź klubów (a więc przykład, o którym tutaj piszę) są nieużywane, dlatego w Lidze Europy zamiast Red Bulla Salzburg mieliśmy po prostu FC Salzburg.
Celowo napisaliśmy o uboższej siostrze Ligi Mistrzów. Bo w samej Lidze Mistrzów Red Bull Salzburg nie miał jeszcze okazji zagrać, mimo że do bram raju dobijał się niemal corocznie (począwszy od sezonu 2006/2007, nie zagrał w eliminacjach tylko w kampaniach 2008/2009 i 2011/2012). Niektóre niepowodzenia mogły boleć podwójne, ponieważ kilka razy na drodze nie stanęli, umówmy się, hegemoni Europy, a marki, które można było spokojnie ograć. Również Salzburg był autorem chyba największej niespodzianki w pucharach w ostatnich latach, kiedy w 2012 roku sensacyjnie odpadł z Ligi Mistrzów po dwumeczu z luksemburskim Dudelange.
Mimo zwycięstwa 4:3 nad Dudelange Red Bull Salzburg sensacyjnie pożegnał się z Ligą Mistrzów – lipiec 2012 roku
Praca u podstaw
Wiele osób utożsamia gigantyczną markę i, co za tym idzie, gigantyczne pieniądze z ogromnymi transferami i ściąganiem wielkich nazwisk za grube miliony. Oczywiście, tą drogą chce pójść inny zespół sponsorowany przez austriacki koncern – RB Lipsk, który planuje wydać latem bieżącego roku na transfery nawet 200 milionów euro! (Choć spekuluje się, że wydatki na płace mają wynieść tylko 40 milionów euro, co już w pewien sposób się wyklucza). W mieście, gdzie odbyło się Euro 2008, postanowiono pójść inną ścieżką. Na piłkarzy nie wydaje się potężnych kwot (rekordowe transfery to te 4-milionowe – Sadio Mane i Andreasa Ivanschitza), ale już w przypadku ich odejścia zyski są znacznie pokaźniejsze (proszę bardzo, przykład: transfery Mane, Kampla i Alana, za które do salzburskiej kieszeni wpadło ponad 10 milionów euro).
Oto rekordowe transfery do klubu:
Oto rekordowe odejścia z klubu:
Oczkiem w głowie jest jednak akademia. Zbudowana kilka lat temu za prawie 50 milionów euro, dziś może być synonimem dwóch słów: perfekcja i ambicja. Perfekcja, bo wszystko w niej jest dopięte na ostatni guzik. Nie tylko dba ona o rozwój sportowy, ale także uczy wartości takich, jak: współpraca, dyscyplina, zaangażowanie. które w przyszłej karierze piłkarza (bądź hokeisty, ponieważ razem ze szkółką piłkarską jest też szkółka hokejowa) mogą okazać się nieocenione. Ambicja, bo sternicy Red Bulla już uczynili ją jedną z największych w Europie, a marzą o tym, aby coraz więcej młodych Austriaków z regionu grało w zespole. Kto wie, być może za kilka lat będą oni także koniem pociągowym reprezentacji.
Salzburska scena kibicowska
Jaka jest ona w tym pięknym, górzystym mieście? Bardzo ciekawa i dlatego warto przez chwilę nad nią się pochylić. Kiedy wiosną 2005 roku stało się jasne, jakie zamiary co do przyszłości Austrii Salzburg, ma Dietrich Mateschitz, zawrzało jak nigdy. Jak już wspomnieliśmy, jego pierwszą decyzją było postawienie muru między historią i tożsamością Austrii a teraźniejszością. Mimo długich negocjacji z fanami, którzy nie chcieli tak radykalnych zmian, właściciel Red Bulla pozostał nieugięty. – Jeżeli tak pragniecie fioletowego koloru, może wasz bramkarz powinien zakładać fioletowe getry – miał powiedział ze złości.
Zbuntowani sympatycy postanowili założyć „nową” Austrię Salzburg, która miała nawiązywać do wieloletniej historii swojej poprzedniczki. Zaczynała ona rozgrywki od ósmej ligi, po pięciu latach weszła do trzeciej ligi, a po kolejnych pięciu – na zaplecze Bundesligi. Wszystko jednak wskazuje na to, że dla Austrii Salzburg będzie to tylko jednosezonowy epizod, ponieważ na trzy kolejki przed końcem sezonu jest ona w strefie spadkowej ze stratą siedmiu punktów do Austrii Klagenfurt.
A co się działo w tym czasie z Red Bullem Salzburg? Sukcesywnie zyskiwał nowych kibiców i tworzył kolejne fankluby. Jednym z pierwszych był Salzburg Patriots, który jednak w 2010 roku stracił ten status. Powód? Na czele ordynarne zachowanie jego członków, w szczególności ataki na inne grupy kibicowskie i niszczenie mienia. W 2015 roku, a więc po 10 latach istnienia Red Bulla Salzburg, wynotowano istnienie około 55 oficjalnych fanklubów.
Salzburg a Lipsk
Czy można w ogóle porównywać te dwa redbullowe twory? Moim zdaniem tak i pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy, kiedy szukam między nimi podobieństw, to Ralf Rangnick. 57-latek, łączący w tym sezonie obowiązki trenera i dyrektora sportowego RB Lipsk, pracował w Salzburgu przez trzy lata i w międzyczasie zatrudnił na ławce trenerskiej m.in. Rogera Schmidta (dziś Bayer Leverkusen), zwalniając dobrze znanego w Polsce Ricardo Moniza. Między zespołami istnieje także kooperacja na różnych polach, np. transferowym, czego dowodem mogło być wypożyczenie dwa lata temu do Austrii Massimo Bruno, który wcześniej został kupiony przez RB Lipsk za 9 milionów euro (jest to obecny rekord transferowy w 2. Bundeslidze).
Oczywiście Red Bull, kiedy wchodził do Lipska, zastał kompletnie inną sytuację i piłkę w w dużo, dużo gorszym stanie. Oba zespoły mają w tym sezonie powodu do dumy. Salzburczycy są o krok od zdobycia kolejnego mistrzostwa Austrii, Lipsk za rok ugości Bayern, Borussię czy Schalke. Jedno jest natomiast pewne – marka Red Bull w pewnym sensie zamieszała piłkarską mapą Europy i pewnie tylu ma miłośników, ilu ma przeciwników.