Manchester City niespodziewanie tylko zremisował w wyjazdowym meczu przeciwko Wigan. Trzy punkty w tabeli dopisują sobie gracze Blackburn, którzy pokonali beniaminka z Burnley.
Spotkanie pomiędzy ligowymi średniakami lepiej rozpoczęli goście z Burnley, którzy już w 4. minucie objęli prowadzenie po trafieniu Robbiego Blake’a. Szok na trybunach Ewood Park trwał jednak tylko chwilę, bo niespełna cztery minuty później było już 1:1. Do wyrównania doprowadził David Dunn, wykorzystując podanie Franco Di Santo.
Gra toczyła się w szybkim tempie już od pierwszego gwizdka sędziego i zawodnicy gospodarzy wcale nie zamierzali zwalniać. Po dwudziestu minutach Blackburn już prowadziło, autorem gola ten, który wcześniej asystował, czyli Argentyńczyk Di Santo. Po zdobyciu prowadzenia piłkarze Sama Allardyce’a uspokoili grę i na odważniejszy atak zdecydowali się trzy minuty przed końcem pierwszej części gry. Gola podwyższającego prowadzenie Blackburn strzelił były gracz Tottenhamu – Pascal Chimbonda.
Druga część nie obfitowała już w tak wiele sytuacji podbramkowych, co nie oznacza, że piłkarze na boisku nie walczyli. Na murawie Ewood Park trup ścielił się gęsto, ale arbiter pozwalał na grę ostrą i nie pokazywał kartek za każdy faul.
Szkoleniowiec Burnley próbował ratować wynik meczu, dokonując trzech zmian w krótkim odstępie czasu, ale taktyka ta nie przyniosła większego skutku. Co prawda goście w 90. minucie zmniejszyli rozmiary porażki po trafieniu Chrisa Eaglesa, ale mieli dzisiaj zbyt mało atutów, aby pokonać dobrze dysponowanych graczy Blackburn.
Spotkanie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy i był to jak najbardziej zasłużony rezultat. Podopieczni Sama Allardyce byli dzisiaj lepsi od beniaminka z Burnley i wygrali 3:2.
Wigan – Manchester City
Naszpikowany gwiazdami, sponsorowany przez arabskich szejków Manchester City przyjechał dzisiaj do Wigan z jednym celem – zainkasować kolejne trzy punkty. „The Citizens” przez wielu typowani są na zespół, który ma zdetronizować Manchesteru United, a ich dzisiejsi rywale to co najwyżej ligowi średniacy.
Tymczasem na boisku od pierwszego gwizdka sędziego dominowali gospodarze. Gracze Wigan częściej byli w posiadaniu piłki i z ochotą atakowali bramkę strzeżoną przez Shay’a Givena, jednak ich strzału nie potrafiły znaleźć drogi do bramki Irlandczyka. Podopieczni Marka Hughesa próbowali się odgryzać atakami, ale w większości ich akcje były nieskładne i nie byli w stanie stworzyć większego zagrożenia w okolicach pola karnego Wigan.
Kiedy wydawało się, że do przerwy będzie bezbramkowy remis, do bramki Givena trafił Charles N’zogbia. Francuz wyprowadził Wigan na prowadzenie, wykorzystując zagranie Hugo Rodallegi. Po pierwszej części wynik spotkania był zaskakujący, ale w pełni sprawiedliwy, bo to gracze Wigan sprawiali przed przerwą lepsze wrażenie.
Drugą połowę od atomowego uderzenia rozpoczęli goście. Już minutę po wznowieniu gry do remisu doprowadził Martin Petrov. Ostre słowa w szatni od Marka Hughesa usłyszeć musieli gracze „The Citizens”, bo ich gra zdecydowanie nabrała rozpędu.
Decydujące znaczenie dla przebiegu meczu miało zdarzenie z 64. minuty, kiedy za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał gracz City – Pablo Zabaleta. Od tego czasu Mark Hughes postanowił postawić przede wszystkim na obronę remisu i zmienił kontuzjowanego Emmanuela Adebayora na belgijskiego obrońcę – Vincenta Kompany’ego.
Mimo przewagi jednego zawodnika i kilku niezłych sytuacji podbramkowych, gracze „The Latics” nie potrafili znaleźć sposobu na przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę i ostatecznie spotkanie na DW Stadium zakończyło się remisem 1:1.
bez watpienia najlepsza bramka w wykonaniu
sunderlandu :DDD BALON ROX! :D