Kocha – mówi urodzony w slumsach Argentyńczyk, myśląc o Boca Juniors. Nie kocha – gdera pod nosem na temat Corinthians. Kocha – wzdycha do West Ham United. Nie kocha – patrzy na zdjęcie Aleksa Fergusona. Kocha – widzi w myślach szejka Mansoura. Nie kocha… No właśnie. Nie kocha? Czy kocha? Kto to może wiedzieć, jeśli sam zainteresowany nie wie.
„Wiele razy będziesz samotny. W przypadku odmieńców to nieuniknione.”
Dekada. Pięć klubów. Wszędzie podziwiany i sowicie wynagradzany. Waleczny i nieustępliwy. Wielokaratowe złoto… świecące pełnym blaskiem do pierwszego porysowania. Następnie niełaska i wydalenie z klubu. Wyrzutek. Błazen. Carlos Tevez.

Zawodnik bliski doskonałości, a jednocześnie od tego ideału daleki. Ocierający się o futbolową boskość swoim technicznym kunsztem i siłą tura. Boiskowy pracuś zostawiający płuca na boisku za trzech innych. Słowem perpetum mobile. W kontekście czysto piłkarskim Tevez to zawodnik kompletny, spełniający wymogi nawet najbardziej wymagających trenerskich umysłów. Wielokrotnie nagradzany, jako junior jeszcze w barwach Boca Juniors i później jako członek Corinthians, West Hamu, Manchesteru United i Manchesteru City. Przed jego oczami rozpościerały się wszystkie najbardziej utytułowane kluby Starego Kontynentu, tak jak codzienny widok z okna każdego z nas. Wystarczy je uchylić i zaczerpnąć tego powietrza, czyli chwały i sławy. Tevezowi chyba już wystarczy.
Nieprzyjemna atmosfera gromadząca się od dłuższego czasu wokół Teveza nie jest przypadkowa. Chęć odejścia kapitana z klubu, w którym jest panem i władcą w szatni, przybierał jeszcze niedawno formy skrajne i niehonorowe. Zimą zeszłego roku Argentyńczyk zarzekał się, że już nie chce więcej grać za petrodolary szejka Mansoura bin Zayeda i pragnie zmienić otoczenie albo odejdzie na emeryturę. Wołanie Teveza o 50-tysięczną tygodniową podwyżkę zakończyło się fiaskiem, co sprowokowało filigranowego futbolistę do strajku. Podobna sytuacja miała miejsce jeszcze na Old Trafford. Ferguson zwlekał (nie wiedzieć czemu) z przedłużeniem kontraktu, a gdy już go zaproponował, to Argentyńczyk grzecznie odmówił, twierdząc, że kocha Manchester, ale to środowisko już mu nie pasuje z powodu transferu Dimitara Berbatowa. Cofając się dalej, aż do słonecznej Brazylii, natrafiamy na rok 2006. Tevez jest kapitanem Corinthians i wpada w konflikt z ówczesnym trenerem zespołu, Emersonem Leao. Carlitos traci opaskę, zaufanie szkoleniowca i miejsce w klubie. Dwanaście miesięcy przed tym wydarzeniem na jednym treningu opluł kolegę z drużyny, na innym uderzył. Cały Tevez, skłócony z całym światem i samym sobą.
Najemnik z krwi i kości
Odmieniec z wielką blizną na szyi, której nie pozwolił usunąć, bo ona jest częścią jego przeszłości i teraźniejszości. Tevez chce pamiętać, skąd pochodzi i kim jest. To samotnik krążący własnymi wydumanymi ścieżkami. Jaki inny gracz, mając świat u swoich stóp, pragnie zrobić krok do tyłu? Powrót do Corinthians to sprawa nieaktualna, ale Carlitos wszem i wobec rozgłaszał, jak wielką miłością darzy ten klub i chce znów przywdziewać biało-czarny trykot. Z całym szacunkiem należnym temu klubowi… ale Corinthians odstaje aktualnie od czołówki światowej. Chyba że akces Teveza to znak czasów i nie każdy południowoamerykański zawodnik pragnie spędzić całą karierę w Europie i rozgrywać ogony swojego piłkarskiego życia na swoim kontynencie. Jednak Argentyńczyka o takie zamiary nie podejrzewam.
Futbol pełen jest najemników. Dozgonną miłość do klubu można włożyć między bajki. Ludzie przyrzekają sobie wierność na całe życie przed ołtarzem, a mimo to i tak się rozchodzą. To samo tyczy się piłkarzy, dla których kopanie piłki jest sposobem na życie, szansą na większy zarobek i zdobycie wiecznej chwały. Ten cel przyświeca zdecydowanej większości zawodników oraz bohaterowi tego tekstu. Z tą tylko różnicą, że działania Teveza są pozbawione jakiejkolwiek logiki. W momencie największego splendoru i dobrej prasy oświadcza, że chce odejść, i robi to w taki sposób, że koledzy z drużyny i fani są wściekli. Nazywają go błaznem.
„Najciekawsze jest to, że nigdy nie jest za późno, by być kimkolwiek się zechce. Czas nie ma znaczenia, można zacząć w dowolnym momencie. Możesz się zmienić lub nie, nic tego nie przesądza. Twój czas możesz użytkować albo tracić.”
Kim chce być Carlos Tevez? Co chce osiągnąć? Argentyńczyk ma tylko jeden plan. Co dwa lata zmieniać klub. Później płacz i zgrzytanie zębów i strach przed konkurencją w zespole. I nawet Inter Mediolan tego nie zmieni. Tevez jak prawdziwy Apacz wybrał koczowniczy tryb życia.
*Cytaty pochodzą z filmu „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”.
Tevez czesze