Casillas i Mourinho. Obu panów łączy wspólna madrycka i nie najlepsza historia. Obaj panowie nie przepadają za sobą. Obaj panowie staną naprzeciwko siebie po raz kolejny, tym razem w innej niż madrycka rzeczywistości. W ostatniej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów Chelsea Mourinho zmierzy się z Porto Casillasa.
Początek wspólnej historii hiszpańskiego bramkarza i portugalskiego trenera to rok 2010, kiedy to „The Special One” objął Real Madryt. Pierwszy wspólny sezon nie zapowiadał katastrofy w stosunkach obu panów, jaka miała nastąpić później. Iker grał w praktycznie każdym meczu i przyczynił się do wicemistrzostwa Hiszpanii wywalczonego przez Real, a także do zdobycia przez „Króleswkich” Pucharu Króla. Podobnie sytuacja wyglądała w kolejnym mistrzowskim dla Realu sezonie. Wszystko w Madrycie szło w dobrym kierunku. Mówiono nawet o „przerwaniu cyklu” Barcelony. Styl, w jakim drużyna Mourinho wywalczyła tytuł, wskazywał, że nie były to tylko puste słowa. W Madrycie wierzono, że Real powrócił na szczyt na długie lata.
W takiej atmosferze rozpoczął się sezon 2012/2013. Na samym jego początku Real, pokonując Barcelonę, wywalczył Superpuchar Hiszpanii. Start w Primera Division nie był jednak najlepszy. „Los Blancos” przegrali z Getafe i Sevillą, zremisowali z Valencią i Barceloną właśnie. Sytuacja w tabeli też nie wyglądała najlepiej. Na podium Real wskoczył dopiero w listopadzie. Jak na drużynę, która miała przerwać cykl Barcelony – marnie. I właśnie w takich okolicznościach atmosfera w Realu zaczęła się sypać. Nie najlepsze wyniki, niska pozycja w tabeli, uciekająca Barcelona. Było pewne, że w szatni przepełnionej piłkarzami o tak dużym ego musi być gorąco. Gdyby wszystko zostało tam, nic by się pewnie nie stało. Dla Mourinho jednak drużyna i to, co dzieje się wewnątrz, to świętość. „The Sepcial One” niejednokrotnie brał wszystkie winy na siebie, byle tylko zdjąć presję ze swoich piłkarzy. Budował wokół nich mur, za który nie wpuszczał nikogo. Mimo to w mediach pojawiły się relacje z wewnątrz szatni, gazety pisały o podziałach w Realu. W drużynie był kret.
W międzyczasie Real próbował gonić Barcelonę i Atletico. 22 grudnia w meczu z Malagą Mourinho wystawił w pierwszym składzie Adana, Iker zasiadł na ławce rezerwowych. „Mou” tknął nietykalnego. Posadził na ławce legendę Realu, kapitana, ikonę. Przekaz był jasny – „znalazłem kreta i nie ma dla niego miejsca”. Oczywiście podejrzenia spadły na Casillasa ze względu na małżonkę, dziennikarkę sportową – Sarę Carbonero. To z nią miał się dzielić informacjami bramkarz Realu, ta natomiast miała wszystko przekazywać dalej. W kolejnym meczu Adan dostał czerwoną kartkę i miejsce dla kreta musiało się jednak znaleźć. Nie na długo. Pod koniec stycznia Casillas doznał kontuzji, z powodu której musiał pauzować do końca marca. Klub zdążył jeszcze sprowadzić z Sevilli Diego Lopeza, który stał się pierwszym bramkarzem Realu Madryt. Gdy Iker wracał do zdrowia, całe madridismo zastanawiało się, czy wróci do bramki. Lopez bronił bardzo dobrze, jednak dla niektórych Iker to Iker. „The Special One” postawił jednak na swoim. To Diego Lopez był bramkarzem numer jeden. Mourinho po sezonie zakończonym bez trofeum (z wyjątkiem wspomnianego wcześniej Superpucharu) wrócił do Chelsea. W Madrycie jednak do dziś odczuwane są skutki ostatniego sezonu „Mou” w Realu. W kolejnym do klubu przyszedł Carlo Ancelotti. Diego Loperz bronił u niego w lidze, Casillas w Lidze Mistrzów i Pucharze Króla. Iker wywalczył „Decimę” na boisku i z czystym sumieniem mógł unieść puchar. Skutki sezonu 2012/2013 było widać również latem, kiedy Casillas opuszczał Real. Klub nie pożegnał go należycie, patrząc choćby na pożegnanie Xaviego w Barcelonie. Również kibice byli w tej kwestii podzieleni. Część uważała, że to hańba, że klub żegna się ze swoją legendą w taki sposób. Inni cieszyli się, że kret opuszcza Benranbeu. Sam Casillas trafił do Porto.
Los chciał, że w trakcie losowania grup Ligi Mistrzów drużyny Mourinho i Casillasa trafiły do jednej grupy. W hiszpańskich mediach powrócił temat kreta. Grupa G była zaraz po grupach hiszpańskich zespołów najszerzej komentowana w prasie w kraju Cervantesa. Pierwsze starcie obu drużyn miało miejsce 29 września w Porto. Gospodarze byli drużyną lepszą i zasłużenie wygrali 2:1. Dziś Chelsea stanie przed szansą rewanżu. Spotkanie to jest bardzo ważne dla samego Mourinho. Kiepska dyspozycja „The Blues” w Premier League i ostatnia porażka z Bournemouth sprawiły, że Roman Abramowicz postawił „Mou” ultimatum, którym jest wyjście z grupy Ligi Mistrzów. Na chwilę obecną Chelsea jest liderem grupy G. Tyle samo punktów ma jednak Porto, a tylko o dwa mniej Dynamo Kijów, które rozegra spotkanie z izraelskim Maccabi Tel-Aviv, które w tej edycji przegrało wszystkie mecze. Do awansu „The Blues” potrzebują co najmniej remisu w starciu z Porto. W przypadku porażki z portugalską drużyną Mourinho i jego podopieczni będą musieli trzymać kciuki za drużynę z Izraela. W przypadku wygranej Dynama Chelsea zostanie w Lidze Europy. Prawdopodobnie pod wodzą szkoleniowca innego niż „The Special One”.
Casillas staje zatem przed szansą, by zrewanżować się Mourinho za zrujnowanie kariery. Nie ma się co oszukiwać, Iker po perypetiach z „Mou” to już nie ten sam bramkarz. Były kapitan Realu będzie dziś podwójnie zmotywowany. Będzie walczył o awans swojego klubu, a także o utarcie nosa byłemu trenerowi. Starcie Chelsea z Porto ma wiele smaczków, które uczynią ten mecz jeszcze ciekawszym. Kto tym razem wyjdzie zwycięsko?