Dla jednych jest to idea na miarę Nobla, Oskara, Złotego Niedźwiedzia i Bóg wie czego jeszcze. Dla drugich tylko ocierający się o śmieszność, przereklamowany twór, który od kilku lat diametralnie stacza się po równi pochyłej. Jaka w końcu jest naprawdę Liga Mistrzów?
Niby pytanie jasne jak słońce, bo odpowiedź już w ułamku sekundy tli się gdzieś w naszym umyśle. No, bo jaka może być wielka Champions League? Pewnie, że piękna, widowiskowa nieprzewidywalna i oczywiście elitarna. Medal ma jednak dwie strony i wymienionemu wyżej pliczkowi przymiotników w jednej chwili można przedstawić antytezy. Wszak jak tu mówić o nieobliczalności rozgrywek, skoro tradycją stało się już, że w tytułowej Lidze Mistrzów łzami pokonanych zalewają się triumfatorzy najmocniejszych lig, a laury wpadają w ręce przeciętniaków – drużyn, które na co dzień ciułają punkty w krajowych rozgrywkach, nierzadko otrzymując tęgi lanie od Atalanty Bergamo czy Blackburn Rovers.
No, ale stało się i w tegorocznej edycji będzie nie inaczej. Ba! Czeka nas powtórka z roku 2005. Znów Milan Ancelottiego stanie w szranki z Liverpoolem Beniteza. Znów będą emocje, piłka przynajmniej raz wyląduje w siatce, a zbieranina, która dotychczas była tylko wrzącą, niezadowoloną masą, wyjdzie z siebie i rzuci się sobie w ramiona. Znów pewny siebie zwycięzca spotka się po jakimś czasie z triumfatorem Pucharu UEFA (na 99% ponownie będzie to Sevilla) i znów polegnie z kretesem, zadając kłam i wymierzając spory policzek ponoć najlepszej lidze świata – Lidze Mistrzów.
Jednakże światowi badacze już dawno stwierdzili, iż kto chce poznać prawdziwe znaczenie czegoś powszedniego, powinien postarać się, by tego zabrakło. Tak jest ze wszystkim, również z Champions League, na którą co roku w okresie czerwiec – wrzesień każdy kibic czeka z ogromnym utęsknieniem. Wówczas wszyscy doceniamy jej znaczenie i stawiamy na równi z wynalazkami pokroju koła czy żarówki. W końcu w jakiej innej lidze zobaczymy wypełnione po brzegi najwspanialsze cuda architektury zwane stadionami? Gdzie ujrzymy piłkarzy najwyższej klasy, ich kapitalne sztuczki techniczne (Ronaldo), genialne zagrania (Seedorf) czy fantastyczne bramki (Kaka)? Gdzie indziej znajdziemy w jednym miejscu więcej niż dziesiątkę futbolowych gigantów – piłkarzy, którzy zupełnie w pojedynkę, w jedną sekundę potrafią obalić mozolnie wpajane i ćwiczone przez cały sezon systemy przeciwnika?
Z Ligą Mistrzów jest zatem podobnie jak z całą piłką, na którą narzekania słychać od kilku dobrych lat. Mówi się, że futbol się skomercjalizował, zdziczał bądź po prostu stanął na głowie, a cynicy w mgnieniu oka zauważają, iż gdyby istniało zupełne dno, już dawno by je osiągnął. Ale w całym tym zamieszaniu nie stracił na popularności ani trochę. O bilety elitarnych rozgrywek kibice walczą niemal w pocie czoła, piłkarskie gwiazdy raczą nas nowymi wachlarzami sztuczek i zwodów, a coraz nowszej generacji piłki sprawiają, że na europejskich stadionach padają bramki na długo pozostające w naszej pamięci. A do tego ten rozbrzmiewający przed każdym pojedynkiem hymn, stworzony niegdyś przez kompozytora śląskiego pochodzenia, dziś elektryzujący całą piłkarską Europę i w pełni oddający klimat Champions League…
Liczba dnia – 750
Tyle milionów euro wyniosą wpływy reklamowe z tego sezonu LM. O 150 mln więcej niż przed rokiem.