Burza w szklance wody


Vicente Del Bosque – madritista z krwi i kości, od początku swojej selekcjonerskiej kadencji starał się żyć w zgodzie ze wszystkimi klubami Primera Division i nikt co do tej współpracy nie miał prawa mieć jakichkolwiek zastrzeżeń. Aż do teraz.


Udostępnij na Udostępnij na

Burza rozpętała się w Barcelonie, gdy „Sfinks” na towarzyskie spotkanie z Meksykiem powołał aż siedmiu piłkarzy „Blaugrany”, co poważnie skomplikowało plan przygotowań Pepa Guardioli do sezonu 2010/2011. Victor Valdes, Gerard Pique, Carles Puyol, Sergio Busquets, Xavi, Pedro i David Villa zamiast do Chin, gdzie w tej chwili na zgrupowaniu przebywa „Duma Kataloni”, udadzą się prosto do Meksyku. Tam z kolei do potyczki z Meksykiem przygotowywać się będą mistrzowie świata. Jeśli dodamy do tego, że w tym samym czasie Dani Alves wyleci do Los Angeles, gdzie jego Brazylia zmierzy się z USA, w te same strony co Puyol i spółka poleci Jonathan Dos Santos, który w barwach „El Tri” stanie naprzeciw hiszpańskiej armady, zaś Leo Messi, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, jednak uda się do Dublina na mecz z Irlandią, wyjdzie na to, że Guardiola w ostatnim tygodniu przed pierwszym oficjalnym spotkaniem Barcelony w sezonie, a więc potyczką z Sevillą o Superpuchar Hiszpanii, nie będzie mógł skorzystać z usług aż dziesięciu zawodników! Wszyscy na Półwysep Iberyjski wrócą w czwartek, a w niedzielę już pierwsze starcie z drużyną Antonio Alvareza. Na odpowiednie przygotowanie do tego pojedynku piłkarzom pozostaną 72 godziny. Do tego dojdzie długa i wyczerpująca podróż z Ameryki Północnej, trudy spotkania i fakt, że Hiszpanie przecież nie przeszli jeszcze pierwszych testów medycznych po mundialu w RPA. Nowy dyrektor sportowy Katalończyków, Andoni Zubizarreta nie wytrzymał i szybko wygarnął del Bosque, co myśli o jego powołaniach.

W takich sytuacjach aż brakuje czasem słów, by je dokładnie opisać – stwierdził Zubizarreta. Każdy, kto ma choć minimalne pojęcie o futbolu wie, że gdy piłkarze wracają do gry po dłuższej przerwie, mogą zagrać maksymalnie 15 minut. Niestety nie wszyscy są w stanie to zrozumieć. Najbardziej boli fakt, że nasi zawodnicy do występów zostaną zmuszeni po krótkim okresie przygotowawczym, trudnej podróży, przy dużej wilgotności i na dużej wysokości. Po tych ostrych słowach rekordzisty pod względem ilości występów w „La Seleccion” nastąpiła wręcz lawina ataków socios na forach internetowych, wymierzona w selekcjonera reprezentacji Hiszpanii. Fani „Barcy” mają za złe Del Bosque, a także prezydentowi Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej, Angelowi Marii Villarowi, że celowo działają na niekorzyść FC Barcelony ze względu na swoją madrycką przeszłość. „Czy nie zastanawia was, że niemal wszyscy członkowie LFP są mniej lub bardziej związani z Madrytem?”, „To jest rozbój w biały dzień ze strony del Bosque i Hierro. Historia jak zawsze za Madrytem!”, „Na Pucharze Gampera wszyscy wygwiżdżemy Del Bosque i szykujemy wielki transparent krytykujący selekcjonera”, „Olać to, Ibrahimović strzeli trzy gole i Superpuchar Hiszpanii będzie nasz” ‒ to tylko niektóre komentarze rozczarowanych i wściekłych fanów „Blaugrany”.

Del Bosque jednak, mimo fali krytyki, która spadła na niego w Katalonii, zachowuje spokój. – Starałem się uwzględnić potrzeby wszystkich hiszpańskich klubów. Rozumiem, że Barcelona znajduje się w trudnej sytuacji, ale nikt z Camp Nou nie kontaktował się ze mną i nie zgłaszał przed ogłoszeniem listy powołanych żadnych zastrzeżeń. Zubizarreta od razu odpowiedział na słowa selekcjonera: – O tym, że Del Bosque chce skorzystać z usług siedmiu naszych piłkarzy, dowiedziałem się od dyrektora, Fernando Hierro, na pół godziny przed tym, jak selekcjoner ogłosił je oficjalnie. Co więc w takiej sytuacji miałem zrobić? Zubi zabrał również głos w sprawie reakcji Guardioli na decyzję selekcjonera Hiszpanów: – Guardiola jest człowiekiem, który nigdy się nie poddaje, niezależnie od tego, ilu piłkarzy ma do dyspozycji. Pep, z natury spokojny i wyważony, długo trzymał nerwy na wodzy, ale w końcu i on nie wytrzymał, ostro krytykując LFP. – Mam nadzieję, że już więcej graczy mi nie ubędzie. Najważniejsze, żeby przynajmniej jedenastu zostało ze mną, wtedy można by było ewentualnie przystąpić do spotkania z FC Sevilla – stwierdził ironicznie.

Oberwało się więc del Bosque, ale również osoba Villara została wpleciona w tę sprawę. Myli się jednak ten, kto uważa, że działacze „Barcy” do tego stopnia oszaleli ze wściekłości, że szukają teraz winnych wszędzie, gdzie się da. Villar na Camp Nou od dłuższego czasu nie jest darzony szczególną sympatią. Wszystko przez wydarzenia z marca 2010. Po meczu 25. kolejki Primera Division, Almeria – Barcelona (2:2), Guardiola non stop krytykował pracę arbitra głównego tego spotkania, Carlosa Closa Gomeza, za co został wyrzucony z boiska i z trybun zmuszony był oglądać resztę meczu. Gdy kilka dni później nazwał Gomeza i jego asystentów kłamcami, wespół z kibicami zmuszony był obserwować poczynania swoich piłkarzy również w meczu 26. kolejki z Valencia CF. Barcelona robiła wszystko, by starcie z „El Che” Pep mógł prowadzić z ławki, ale w odpowiedzi od LFP kataloński klub usłyszał, że jeżeli działacze „Azulgrany” dalej będą namolnie słać odwołania, jej szkoleniowiec nawet do końca sezonu może zostać zawieszony. Oczywiście nikt tej groźby nie wziął na poważnie, ale LFP, a Villar zwłaszcza, na Camp Nou zyskali całą rzeszę wrogów, którzy szybko o sprawie nie zapomnieli. Fani „Barcy” zresztą nawołują, żeby tysiące kibiców pojechało do Meksyku, aby ostentacyjnie zbojkotować potyczkę „La Furia Roja” z „El Tri”. Apel do tej pory pozostał jednak bez odpowiedzi.

Z jednej strony na pewno rozżalenie działaczy „Blaugrany” należy zrozumieć. Sierpień i wrzesień dla jej piłkarzy to będzie bowiem prawdziwy maraton. Otóż w środę 11 sierpnia Hiszpania zagra towarzysko z Meksykiem. Dani Alves, Jonathan Dos Santos i Leo Messi także zagrają ze swoimi reprezentacjami. 15 sierpnia Barcelona rozegra pierwszy mecz o Superpuchar Hiszpanii z Sevillą, 22 sierpnia czeka ją rewanż. Tydzień później La Liga zainauguruje swoje rozgrywki, „Barcę” na sam początek czeka starcie z Racingiem Santander, z kolei już 3 września – spotkaniem z Liechtensteinem – rozpoczną się dla mistrzów świata kwalifikacji Euro 2012, 7 września zaś Hiszpania towarzysko zmierzy się z Argentyną. Pięć dni później odbędzie się druga kolejka ligi hiszpańskiej („Barca” zagra z Herculesem), a już 14 bądź 15 września rozpocznie się nowy sezon Ligi Mistrzów. Zatem w przeciągu miesiąca niektórzy piłkarze mistrza Hiszpanii rozegrają osiem spotkań, bez praktycznie żadnego przygotowania do rozgrywek 2010/2011! Dlatego też nerwowe reakcje Guardioli czy Zubizarrety nie powinny dziwić.

Wszyscy jednak nawzajem powinni siebie szanować. W związku z tym, że Hiszpania została mistrzem świata, wiadomym było, że urlopy jej piłkarzy będą dłuższe. A wysoko postawieni działacze Barcelony też mogli, planując przebieg okresu przygotowawczego, wziąć to pod uwagę i zgrupowanie zespołu przed sezonem zorganizować gdzieś indziej. Oczywiście, wyjazd do Korei Południowej, a potem Chin miał swój cel w postaci promocji marki Barcelona na kontynencie Azjatyckim, gdzie od dawna rządzi i dzieli pod względem popularności Real Madryt, niemniej teraz nikt do nikogo nie powinien mieć pretensji. A Del Bosque z piłkarzy Barcelony musiał skorzystać przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze, jak „Sfinks” słusznie zauważył, mistrzostwo świata zobowiązuje i choć oczywiście będzie dawał szanse piłkarzom, których w RPA z różnych względów zabrakło, ale trzeba zachować ciągłość i stawiać na zwycięski skład, który dał Hiszpanii pierwszy w historii Puchar Świata. Po drugie, Villar zawarł z klubami dawno temu układ, że wszyscy respektować będą terminy FIFA i żaden nie będzie się migał przed wysyłaniem swoich piłkarzy na mecze drużyny narodowej. No i w końcu po trzecie, mecz z Meksykiem umówiony był już dawno temu. Starcie z Hiszpanią to dla Meksykanów sprawa wręcz narodowa, gdyż jest on jednym z głównych punktów obchodów dwustulecia niepodległości Republiki Meksyku. Wszak to nie kto inny jak Hiszpanie, pod dowództwem Hermana Corteza, 13 sierpnia 1521 r. pokonali w Tlatelolco wojska indiańskie Azteków. W ten właśnie sposób powstał Meksyk, stąd dla władz państwowych kluczową sprawą było, żeby w sierpniu 2010 rywalem „El Tri” była właśnie Hiszpania. Dla mieszkańców tego kraju to niezwykle ważne święto i nikt nie wyobraża sobie, by na Stadio Azteca zawitała Hiszpania B. Dlatego właśnie Del Bosque musiał powołać aż tylu piłkarzy Barcelony. Taka była umowa, a selekcjonerem absolutnie nie kierowała chęć maksymalnego osłabienia ich tuż przed startem nowego sezonu.

Tradycyjnie więc punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla Katalończyków to istna burza w wannie, dla mieszkańców Madrytu jedynie burza w szklance wody. Niemniej, nim ktokolwiek zdecyduje się wylać kubeł pomyj na Del Bosque i Villara, niech postawi się w roli meksykańskich kibiców. Oni naprawdę 11 sierpnia będą chcieli zobaczyć w akcji możliwie jak najsilniejszą reprezentację Hiszpanii. Koniecznie z gwiazdami „Barcy” w składzie.

Komentarze
~... (gość) - 14 lat temu

Nie chce mi się czytać, ale chyba dobry tekst :)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze