Freiburg. Dla Borussii Dortmund rywal wymarzony. Wygrywając w piątek 3:1, dortmundczycy przedłużyli do 11 passę kolejnych zwycięstw nad tym przeciwnikiem. Aż trudno uwierzyć, że ostatni raz Freiburg z Borussią nie przegrał ponad sześć lat temu, w maju 2010 roku, kiedy w klubie nie grał jeszcze ani Piszczek, ani Lewandowski, a po boisku w żółto-czarnej koszulce, oprócz znanych do dziś nazwisk, biegali m.in. Barrios, Valdez, Dede czy Hajnal.
Nieprzypadkowo wspomnieliśmy o Polakach, bo dziś to był po raz kolejny polski wieczór, choć mogliśmy go jeszcze huczniej świętować, jednak Rafał Gikiewicz tradycyjnie już spotkanie spędził na ławce rezerwowych. W wyjściowym składzie Borussii wybiegł Łukasz Piszczek i to on został dziś jednym z bohaterów zespołu.
Aż trudno uwierzyć, że ostatni raz Freiburg z Borussią nie przegrał ponad sześć lat temu, w maju 2010 roku, kiedy w klubie nie grał jeszcze ani Piszczek, ani Lewandowski, a po boisku w żółto-czarnej koszulce, oprócz znanych do dziś nazwisk, biegali m.in. Barrios, Valdez, Dede czy Hajnal.
I nie chodzi tu nawet o dobrą grę, ale o fakt, że strzelił gola w drugim kolejnym spotkaniu. We wtorek pokonał Koena Casteelsa, o czym już pisaliśmy, dziś z jego uderzeniem nie poradził sobie Alexander Schwolow. Zachowanie i ustawienie Piszczka było w polu karnym idealne. Widać, że jeszcze nie zapomniał na dobre nawyków, które nabył, grając przez wiele lat właśnie z przodu. Jeżeli będzie trafiał z taką skutecznością, bardzo szybko poprawi swój osobisty rekord liczby strzelonych goli w jednym sezonie Bundesligi. Wynosi on na razie cztery bramki i został ustanowiony w tak pamiętnych rozgrywkach 2011/2012.
Piszczek, jeżeli będzie trafiał z taką skutecznością, bardzo szybko poprawi swój osobisty rekord liczby strzelonych goli w jednym sezonie Bundesligi. Wynosi on na razie cztery bramki i został ustanowiony w tak pamiętnych rogrywkach 2011/2012.
Ale nie tylko Piszczka możemy uznać za bohatera tego starcia. Dobrą partię rozegrał Dembele, który kilka razy tak wkręcił obrońców, że mogła im się aż zakręcić głowa. Aubameyang był jednym z motorniczych tego zwycięstwa. Ambitnie w pomocy zagrał Mario Goetze, który wchodził często w pojedynki z rywalami i z meczu na mecz reprezentant Niemiec wygląda lepiej fizycznie.
Szczególną laurkę należy wystawić Emre Morowi. Reprezentant Turcji, który grał w czerwcu na Euro, był jednym z członków młodego kontyngentu, który latem zasilił Borussię. Nie dostawał jak do tej pory zbyt wielu szans od Thomasa Tuchela. W starciu z Freiburgiem został wypróbowany po raz pierwszy w wyjściowym składzie i była to dobra decyzja byłego trenera Mainz.
https://www.youtube.com/watch?v=pufMHh9PN4g
Przede wszystkim od początku było widać w nim głód gry. Emre Mor często utrzymywał się przy piłce, schodził do środka boiska, dobrze współpracował z partnerami, a także kilka razy dał się sfaulować. Czego zabrakło dziś Turkowi? Wydaje się, że jakiegoś pierwiastka szaleństwa, który demonstrował Dembele. Mor tak spektakularnych akcji może nie przeprowadzał, ale i tak powinien być uznany za jednego z bohaterów i odkryć tego spotkania. Zobaczymy, czy Tuchel da mu szansę w kolejnych grach.
A co jeżeli chodzi o samą Borussię? Może dziś to nie była maszyna do strzelania goli (tak nazywają ostatnio dortmundzki klub żurnaliści zza Odry), ale swoje zadanie wicemistrzowie Niemiec wykonali. Już we wtorek mecz z Realem Madryt i jednego już dziś można być pewnym. Temperatura tego spotkania będzie zbliżona do temperatury pieca hutniczego.