Bartosz Bosacki to niewątpliwie jedna z legendarnych postaci Lecha Poznań. Ten doświadczony środkowy obrońca mógłby grać pewnie w każdym klubie ekstraklasy, ale nie chce, bo czuje ogromny sentyment do swojego byłego klubu. Nam udało się namówić byłego kapitana Lecha na dłuższą rozmowę.
Bywa Pan przy Bułgarskiej? Jest Pan zaskoczony ostatnią słabą formą poznańskiej drużyny?
Czy jestem zaskoczony? Nie. Przewidywałem taki obrót sprawy, czułem, że taki moment przyjdzie i Lech gdzieś tę dobrą formę z początku sezonu zgubi. Dostrzegam pewne podobieństwa obecnej sytuacji do tej z poprzedniego sezonu. Ja o pewnych rzeczach mówiłem głośno w szatni, ale skończyło się to dla mnie tak, że teraz mnie już w klubie nie ma. Pewnych decyzji trenera Bakero po prostu nie potrafiłem zrozumieć.

Oczywiście to nie jest tak, że ja się cieszę z takich wyników Lecha. Wręcz przeciwnie. Martwię się po prostu o klub i życzę chłopakom, żeby jak najszybciej się wygrzebali z tego kryzysu i zaczęli grać na swoim poziomie. Wiem, że stać ich na lepszą grę.
Czyli trener Bakero nie ma wiedzy? Nie ma odpowiednich kwalifikacji?
Wiedzę na pewno ma. Ma problem z jej przekazaniem. Podejmuje też mnóstwo dziwnych, niekoniecznie trafnych decyzji. Wiele z nich sprawia, że później ludzie dookoła muszą się zastanawiać, dlaczego Lech zagrał tak, a nie inaczej. Najświeższy przykład to posadzenie na ławce w meczu z Podbeskidziem zdrowego i będącego w dobrej formie Stilicia.
Trzeba się głębiej zastanowić nad tym, dlaczego Lech od czterech meczów nie strzelił bramki. Tych okazji do jej zdobycia w ostatnich meczach też było niewiele, tak że problem jest naprawdę duży. Z tym składem Lech w tabeli powinien być znacznie wyżej. Sytuacja nie jest ciekawa, a wyniki z zespołami z czołówki też nie napawają optymizmem. Porażka ze Śląskiem i Wisłą, remis z Legią i wygrana z Ruchem to nie są wyniki, jakich oczekują kibice w starciu z najlepszymi.
W Poznaniu jest właściwie tylko jeden napastnik, Artiom Rudniew. Jak on przestał strzelać, to Lech nie ma kim straszyć. Nie uważa Pan, że jeden klasowy atakujący to za mało jak na taki klub?
Podobna sytuacja była w poprzednim sezonie. Kiedy nie strzelał Artiom, to nie miał kto strzelać. Czasami ratował nas Bartek Ślusarski, który w tym sezonie nie gra prawie w ogóle, a jeśli gra, to ogony i nie można od niego wymagać cudów. Lech ma trzech napastników, ale ani Bartek, ani Vojo Ubiparip za często nie pojawiają się na boisku. Nie wiem, czy jeżeli odejmiemy mecz z Podbeskidziem, w którym zagrał Bartek, to czy ta dwójka zagrała łącznie jeden cały mecz [do meczu z Podbeskidziem Ubiparip i Ślusarski rozegrali w spotkaniach ligowych łącznie 80 minut – przyp. red.] Tak że trudno od nich wymagać, żeby nagle weszli na boisko i zaczęli strzelać.
W Lechu oprócz Artioma nikt bramek nie strzela…
Nikt nie strzelił w poznańskiej drużynie, poza Rudniewem oczywiście, więcej niż jednego gola.
To też o czymś świadczy. Kiedy podobna sytuacja miała miejsce w poprzednim sezonie, to ja mówiłem o tym głośno. Nie szedłem z tym co prawda do mediów, mówiłem o tym w naszym gronie, w szatni. Rozmawiałem na ten temat wielokrotnie z trenerem, no i jak się to dla mnie skończyło, wszyscy wiemy. Od tamtej pory nie mam kontaktu z trenerem Bakero. Co prawda wielu okazji do rozmowy nie miałem, ale szkoda, że to tak wygląda.
A wierzy Pan w to, że ta drużyna jeszcze się podniesie i włączy się do walki o mistrzostwo?
Ja w to bardzo wierzę. Ten zespół ma taki potencjał, że może to mistrzostwo spokojnie zdobyć. Lech ma kadrę, która pozwala na osiągnięcie takiego wyniku, tylko że piłkarze występujący w klubie muszą wykorzystać swój potencjał, a sztab szkoleniowy też musi to odpowiednio wykorzystać.
Wydaje mi się, że te ostatnie trzy spotkania przed przerwą zimową są ostatnim dzwonkiem, żeby Lech wrócił na dobre tory i włączył się do walki o puchary. Przeczytałem gdzieś wypowiedzieć prezesa Kasprzaka, który powiedział, że nie wyobraża sobie Lecha bez pucharów.
Padło nawet stwierdzenie, że budżet poznańskiego klubu zostanie drastycznie zmniejszony, jeśli podopieczni Bakero nie zakwalifikują się do rozgrywek europejskich.
No to teraz sobie trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy Lecha stać na to, żeby się spisywał tak, jak się spisuje.

Rozmawiam z Panem i słyszę taki żal w Pańskim głosie, że już Pan w tym Lechu nie gra. To przywiązanie do barw „Kolejorza” jest chyba naprawdę duże, skoro odrzucił Pan propozycje kilku polskich klubów. Nie ciągnie Pana na boisko?
Bardzo chciałbym jeszcze pograć. Ale powiedziałem, że nie mam zamiaru nic robić na siłę. Ja muszę czuć satysfakcję z tego, co robię, i dlatego raczej nie zagram w żadnej polskiej drużynie poza Lechem. Miałem kilka takich propozycji, jednak wszystkie odrzuciłem. Postanowiłem, że nie zagram w innej polskiej drużynie niż Lech i na razie tego się trzymam.
Niedawno w jednym z wywiadów powiedział Pan, że jeżeli do grudnia nie znajdzie Pan klubu, to daje sobie spokój i po prostu kończy karierę. Podtrzymuje Pan tę deklarację?
Chodziło mi o okienko transferowe. Jeżeli nie znajdę sobie klubu do końca stycznia, to wtedy powiem pas. Życie toczy się dalej. Nie chcę robić nic na siłę. Kilka dni temu mogłem podpisać kontrakt z klubem z 2. Bundesligi, ale w ostatniej chwili zrezygnowałem. Czekam na to, co się wydarzy, ale nie spędza mi to snu z powiek.
Oprócz Lecha największym rozczarowaniem sezonu jest Wisła Kraków. Jest Pan zaskoczony tak słabą grą zespołu aktualnego mistrza Polski?
Mam swoją teorię na ten temat. Wydaje mi się, że w którymś miejscu została zachwiana równowaga między zawodnikami z Polski i obcokrajowcami. I to odbija się panu Cupiałowi, a panu Maaskantowi już się odbiło, czkawką.
Musimy sobie jasno powiedzieć, że oprócz dobrych zawodników to jeszcze wiele innych czynników składa się na wynik. Między innymi atmosfera w szatni. A wydaje mi się, że w tej chwili Wisła nie tworzy kolektywu. A tylko zgrana drużyna, nie tylko na boisku, ale i poza nim, może osiągnąć dobry wynik.
Nie wiem, jak to będzie dalej wyglądało, jak poukłada to wszystko Kazimierz Moskal, ale pamiętam mecze, w których na boisku było tylko dwóch Polaków, czyli Radek Sobolewski i Patryk Małecki, a resztę drużyny stanowili obcokrajowcy. Chyba nie tędy droga. I nie chodzi mi tutaj tylko o Wisłę, ale także o całą polską piłkę, bo z kogo mamy później wybierać reprezentantów, skoro w czołowych polskich klubach gra tak wielu stranieri?
Poruszył Pan bardzo ważny problem, bo w Lechu sytuacja wygląda podobnie. Zresztą to nie są jedyne drużyny, które mają tak wielu obcokrajowców w kadrze. A warto zauważyć, że dwa kluby, które teraz przewodzą stawce, czyli Legia i Śląsk, mają jednak tych Polaków w kadrze więcej. Czyli jednak się da. Nie uważa Pan, że powinno się częściej dawać szansę gry młodym polskim piłkarzom?

Zdecydowanie tak. Ostatnio sam analizowałem kilka rzeczy i zauważyłem pewną ciekawostkę. Proszę sobie porównać kwoty, za jakie z naszej ekstraklasy odchodzili polscy piłkarze, tacy, jak: Lewandowski, Murawski czy Mierzejewski z kwotami, za jakie odchodzą piłkarze z zagranicy. Chyba tylko Marcelo można do tych transferów porównać.
Tak że wydaje mi się, że jednak warto stawiać na wychowanków, którzy poziomem na pewno nie odbiegają od wielu piłkarzy ściąganych do Polski, a takie rozwiązanie na pewno przyniosłoby wiele korzyści dla naszej piłki.
Wspomnieliśmy o Legii Warszawa. W stolicy ostatnio nie mają na co narzekać, jeśli chodzi o wyniki. Jak Pan myśli, znajdzie się wreszcie ktoś, kto pokona rozpędzoną drużynę trenera Skorży?
Każdy jest w stanie, bo każda drużyna jest w stanie z każdą wygrać. Tak że na pewno taki dzień, w którym Legia, przegra nadejdzie, jestem o tym przekonany. Ale muszę powiedzieć, choć nie jest to dla mnie łatwe, że Legia gra ostatnio naprawdę fajną piłkę i jej gra może się podobać.
Legia w tym sezonie oprócz rozgrywek krajowych nieźle radzi sobie w Lidze Europy. W poprzednim sezonie Pan razem z zespołem Lecha grał w tych rozgrywkach z nawet niezłym skutkiem, bo udało Wam się wyjść z trudnej grupy. Czy uważa Pan, że Legia ma szanse zajść dalej niż Lech w poprzednim sezonie?
Ja każdemu polskiego klubowi życzę jak najlepiej. Dobra gra polskich drużyn leży w interesie wszystkich. Dobre występy polskich klubów w pucharach to doskonała promocja polskiej piłki na arenie międzynarodowej.
Rozmawiał Łukasz Grabowski