800 dni temu Jerzy Brzęczek debiutował jako selekcjoner reprezentacji Polski – na wyjeździe z Włochami. Wówczas zagraliśmy dobre spotkanie, które pozwoliło przywieźć do kraju cenny punkt. Dziś, po ponad dwóch latach, znowu zagraliśmy na Półwyspie Apenińskim. Znowu w Lidze Narodów. Tym razem było to jednak zdecydowanie bardziej bolesne doświadczenie. Osłabieni Włosi dali nam srogą lekcję futbolu, brutalnie pokazując miejsce w szeregu. Pozytywy? Utrzymanie w najwyższej dywizji rozgrywek.
We współczesnej historii piłki nożnej drogi reprezentacji Polski i reprezentacji Włoch schodziły się wielokrotnie – a dokładniej 17 razy. Oczywiście najsłynniejsze mecze z tym rywalem rozgrywaliśmy na wielkich turniejach. W 1974 roku na mundialu w Niemczech „Orły Górskiego” sprawiły nie lada niespodziankę i pokonały faworyzowanych Włochów, finalistów poprzedniej edycji.
Osiem lat później, znowu na mistrzostwach świata, Polska i Włochy zmierzyły się dwukrotnie. Pierwszy mecz w fazie grupowej zakończył się bezbramkowym remisem, natomiast w półfinale lepsi okazali się przeciwnicy z Półwyspu Apenińskiego.
Losowanie przydzieliło obie te reprezentacje do jednej grupy także w poprzedniej edycji Ligi Narodów. Wówczas najpierw zremisowaliśmy w Bolonii, by następnie przegrać na Stadionie Śląskim po golu w doliczonym czasie gry.
Wtedy przyszedł rok 2020 i kolejna szansa rewanżu. O zgrozo, znowu w Lidze Narodów. Pierwsze spotkanie rozegrane zostało miesiąc temu. W Gdańsku nie zobaczyliśmy jednak goli i ekipy podzieliły się punktami.
Biorąc pod uwagę całą historię, lepszym bilansem mogą pochwalić się właśnie Włosi, którzy wygrywali z nami dotychczas sześć razy. Trzykrotnie spotkania zwycięsko kończyli „Biało-czerwoni” i aż siedem razy padał remis.
Dzisiaj zatem przed kadrą Jerzego Brzęczka pojawiła się kolejna szansa na poprawę tych dość niefortunnych statystyk. Oczywistym faworytem zdawała się „Squadra Azzurra”, ale sytuacja w grupie Ligi Narodów nieoczekiwanie przemawiała za nami. Polska bowiem przed pierwszym gwizdkiem sędziego zasiadała na fotelu lidera, co było pokłosiem dwóch pewnych zwycięstw z Bośnią i Hercegowiną. Nasi dzisiejsi rywale mieli na swoim koncie jedno oczko mniej.
– Włochy są rzeczywiście mocniejsze od Polaków, ale w piłce bywa tak, że nie zawsze wygrywa silniejszy zespół. Chcemy pozostać w najwyższej grupie Ligi Narodów i być może jesteśmy już bezpieczni – mówił prezes Zbigniew Boniek, cytowany przez Transfery.info.
Problemy, zmiany i… jeszcze raz zmiany
Nasi rywale – Włosi – przystępowali do spotkania na Mapei Stadium w bardzo zmodyfikowanym składzie personalnym. A to z uwagi na szereg absencji, jakie pojawiły się w tej reprezentacji w ostatnim czasie. Z powodu kontuzji nie mogli dziś zagrać między innymi Moise Kean oraz Leonardo Bonucci.
Ponadto wielu powołanych piłkarzy zmagało się z problemem natury epidemicznej – pozytywnym wynikiem testu na obecność koronawirusa. Przed zakażeniem nie uchronił się także selekcjoner, Roberto Mancini. W rywalizacji z Polską, podobnie zresztą jak w ostatnim meczu towarzyskim z Estonią, zmuszony był go zastąpić asystent, Alberigo Evani. – Szczerze mówiąc, straciłem rachubę, kto nie będzie mógł jutro zagrać, ale to jest zespół, który staje się silniejszy w trudnej sytuacji – przekonywał dzień przed meczem wspomniany Evani.
Sporo zmian zaszło również w naszej reprezentacji, choć w tym wypadku nie były one wywołane kontuzjami czy koronawirusem. Dziś od pierwszej minuty na boisko nie wybiegł żaden zawodnik, który był w wyjściowej jedenastce na środowy mecz z Ukrainą.
Wówczas jednak Jerzy Brzęczek jasno zapowiadał, że szansę otrzymają zawodnicy, którzy nie mogą liczyć na regularne występy w narodowych barwach. Najlepiej świadczyć mogła o tym obecność w bramce Łukasza Skorupskiego.
W Reggio Emilia miejsce między słupkami zgodnie z przewidywaniami zajął Wojciech Szczęsny. Do składu wrócił także nasz podstawowy blok defensywny – Bednarek z Glikiem. Niespodzianki? No może obstawa środka pola. Selekcjoner postawił bowiem na wariant z Grzegorzem Krychowiakiem, Karolem Linettym oraz Jakubem Moderem.
🔴 ZNAMY SKŁAD REPREZENTACJI POLSKI NA MECZ Z WŁOCHAMI!
__________#ITAPOL 🇮🇹🇵🇱 za 88 minut#NationsLeague pic.twitter.com/NTb4Jbk1KW— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) November 15, 2020
Jakość dała o sobie znać
Włosi mimo sporych problemów kadrowych wyszli na boisko bardzo zmotywowani. Potrzebowali zaledwie kilku minut, by zupełnie podporządkować sobie grę. A nasi? Nie ma co się oszukiwać, byli bezradni.
Nasza gra ofensywna kompletnie nie istniała. W pierwszej połowie nie oddaliśmy żadnego strzału. Większość akcji Polaków kończyła się nieudolnym wycofywaniem piłki do tyłu. Najlepiej świadczy o tym fakt, że przed przerwą Wojciech Szczęsny miał na swoim koncie 32 kontakty z piłką. Więcej od niego mieli jedynie: Arkadiusz Reca, Bartosz Bereszyński i Jan Bednarek.
Gospodarze byli natomiast naszym przeciwieństwem. Grali szybko i błyskotliwie. Po raz pierwszy zagrozili nam już w 7. minucie, kiedy to uderzenie z dystansu Bernardeschiego zostało dobrze odczytane przez Wojtka Szczęsnego. Po tej sytuacji dominacja Włochów nasiliła się jeszcze bardziej.
Włosi grają jak prawdziwy zespół. Zespołowy pressing, każdy wie kiedy i do kogo ma doskoczyć. Nasi jak dzieci we mgle. Lewandowski zupełnie poza grą, bo nie dostał pół podania. W ogóle na połowie Włochów w zasadzie nie podajemy celnie. Znowu piłka parzy, jak z Holandią. #ITAPOL.
— Maciej Wąsowski (@Maciej_Wasowski) November 15, 2020
W 20. minucie zdołali oni wpakować piłkę do polskiej bramki, ale sędzia dość szybko przerwał radość. W momencie strzału na pozycji spalonej znajdował się napastnik Włochów, który w znaczący sposób ograniczał naszemu bramkarzowi widoczność.
Co się odwlecze, to nie uciecze. Pięć minut później Grzegorz Krychowiak dopuścił się przewinienia w polu karnym, a arbiter bez zawahania wskazał na 11. metr. Do piłki podszedł Jorginho i w swoim stylu wpakował ją do siatki.
***
Na drugą część tego meczu Jerzy Brzęczek wprowadził trzech nowych graczy. Obraz gry zmienił się jednak tylko nieznacznie. Na domiar złego na kwadrans przed końcem z boiska wyleciał Jacek Góralski. Nasze szanse na punkty zostały zatem zniwelowane do minimum. Włosi grę w przewadze wykorzystali już chwilę później – Szczęsnego pokonał Domenico Berardi, który na co dzień występuje w Sassuolo.
Subiektywnie muszę stwierdzić natomiast jedną rzecz. Dzisiejsza rywalizacja z Włochami dobitnie pokazała, że pewnego poziomu po prostu nie przeskoczymy. Finlandia, Bośnia i Hercegowina, Ukraina to dla nas rywale optymalni. W starciach z europejską czołówką mamy problem z pokazaniem czegokolwiek.
Jakieś pozytywy po tej niedzieli? Na siłę szukając, jesteśmy już pewni utrzymania w najwyższej dywizji Ligi Narodów. Ale to tyle…