Luis Suarez rozgrywa dopiero swój pierwszy sezon w La Liga, lecz już słychać głosy, iż nie daje od siebie Barcelonie tyle, ile niespełna rok temu otrzymał od niego Liverpool. Może rzeczywiście forma napastnika pozostawia jeszcze wiele do życzenia, ale doskonale widać, że powoli zaczyna zwyżkować.
Recydywista
Zanim zechcemy oceniać postawę napastnika urodzonego 28 lat temu w urugwajskim Salto, położonym niedaleko granicy z Argentyną, należy wziąć najpierw pod uwagę kilka znaczących faktów. Po pierwsze, choć transfer Suareza z LFC do „Barcy” został potwierdzony 11 lipca ubiegłego roku, świetny atakujący w oficjalnym meczu swego nowego klubu wystąpił dopiero 25 października przeciwko Realowi Madryt. Pewnie marzeniem wielu zawodników byłoby zadebiutowanie na Santiago Bernabeu podczas Gran Derbi, ale samemu Luisowi nie uśmiechało się wyczekiwanie tamtego pamiętnego dnia. Słowo „wyczekiwanie” zostało użyte tutaj celowo, ponieważ wszyscy zapewne doskonale pamiętamy, dlaczego nasz bohater musiał pauzować aż cztery miesiące.
Luis Suarez on sneaking into the Nou Camp before his big move… and THAT bite http://t.co/ejW9jq5BM2 pic.twitter.com/jIQ2QwaCPS
— Mail Sport (@MailSport) April 10, 2015
Tym, którzy jednak zapomnieli, z jakiego powodu Urugwajczyk pozostawał na peryferiach wielkiego futbolu, przypomnimy, iż było to pokłosie pewnego incydentu podczas zeszłorocznego brazylijskiego mundialu. W meczu grupowym Urugwaju z Włochami Suarez ugryzł w ramię defensora Italii, Giorgio Chielliniego, za co FIFA zawiesiła go na kilka miesięcy. Król strzelców Premier League z poprzedniego sezonu mógł jedynie trenować ze swoimi nowymi katalońskimi kolegami i podziwiać ich grę z wysokości trybun aż do wspomnianego meczu z Realem.
Przypiłowane kły „Wampira”
Być może kara wymierzona piłkarzowi była nieco zbyt surowa, ale władze światowej centrali futbolu musiały wziąć pod uwagę fakt, iż Luis jest swoistym recydywistą, jeżeli chodzi o kąsanie swoich rywali. Tego typu wybryki zdarzały mu się już dawno, bo za czasów gry w Ajaksie Amsterdam, a także trochę później, gdy reprezentował barwy Liverpoolu. Jego ofiarami byli, oprócz Chielliniego, także Holender marokańskiego pochodzenia Otman Bakkal oraz Serb Branislav Ivanović. Niektórzy zaczęli nazywać nowego napastnika Barcelony „Wampirem”, a teraz, gdy nie strzela seryjnie goli, zaczęto utyskiwać, iż „Wampir” został pozbawiony zębów.
Rzeczywiście, jego piłkarskie kły, na które nadziewał najlepszych bramkarzy Premier League, zostały lekko przypiłowane, ale taki stan nie może trwać wiecznie. Z drugiej jednak strony nasuwa się pytanie: czy „Urus” naprawdę przeżywa jakikolwiek kryzys? Mówimy przecież o zawodniku, który ma na swoim koncie (stan na 18 kwietnia, przed meczem „Barcy” z Valencią) 18 bramek oraz 15 asyst, jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie rozgrywki. Do końca sezonu pozostało jeszcze sporo spotkań i na pewno Suarez poprawi swój dorobek, więc doszukiwanie się u niego impotencji strzeleckiej jest raczej chybionym pomysłem.
Luis Suarez is saving his best goalscoring form for the Champions League with six in six. #UCL #SSNHQ pic.twitter.com/8690plB81x
— Sky Sports News (@SkySportsNews) April 16, 2015
Na wstępie wspominaliśmy już, że problemem Suareza w początkowym okresie barcelońskim było zawieszenie. A jakie są następne? Kibice „Dumy Katalonii” wskażą pewnie niemoc strzelecką Urugwajczyka, ale tak naprawdę owa przypadłość go nie dotyczy. Jeżeli porównamy jego statystki z osiągnięciami Neymara (28 goli/dziewięć asyst) i Messiego (45 goli/26 asyst), to wcale nie wyglądają one najgorzej. Wręcz przeciwnie — są świetnie! Pamiętajmy przecież, że Suarez opuścił początek sezonu, a spotkanie z Realem, gdy debiutował w nowych barwach, było już ósmym w wykonaniu jego drużyny. Tych kilka meczów, gdy Luis nie mógł wybiec na murawę, zadecydowało o tym, że jego statystyki odbiegają nieco od rekordów pozostałych dwóch wybitnych atakujących Barcelony.
Pomocnik Messiego
To prawda, że z południowoamerykańskiego tria Dumy Katalonii zazwyczaj najbardziej krytykowany jest wychowanek Nacionalu Montevideo, ale trudno oczekiwać od niego cudów, skoro partnerują mu Neymar i Messi. W Liverpoolu wszystko kręciło się wokół Suareza, na Camp Nou jest jednak tylko jedną z wielu gwiazd. Zdobywanie bramek nie jest już najważniejszym zadaniem Luisa, choć brzmi to dziwnie, gdyż cały czas mówimy o potencjalnym napastniku. Teraz jego głównym celem pozostaje współpraca z Messim. Argentyńczyk jeszcze przez kilka lat będzie dzielił i rządził w Barcelonie, a inni mają pracować na jego chwałę. Jednym z jego pomocników ma być m.in. „Wampir”.
https://www.youtube.com/watch?v=_i2JlR2lu_c
Urugwajczyk nadal pozostaje jednym z najlepszych napastników świata, ale styl jego gry uległ zmianie. U Brendana Rodgersa miał wolną rękę, mógł robić, co chciał. Toteż bardzo często wracał do środka boiska, skąd rozgrywał akcję. W drużynie Luisa Enrique taką rolę pełni jednak Messi, więc Suarezowi musiało zająć trochę czasu przywyknięcie do nowych standardów. Pierwszego gola dla nowego pracodawcy zdobył dopiero w swoim szóstym meczu, gdy „Barca” mierzyła się na wyjeździe z Apoelem Nikozja w ramach fazy grupowej Champions League. Potem było różnie — Luis raz strzelał, potem przez parę spotkań „pościł”, ale, patrząc na zestaw rywali, którym aplikował bramki, należy przyznać, że powoli staje się na Camp Nou zawodnikiem do zadań specjalnych.
Nie wie, co to presja
Posiadł bowiem arcyważną w świecie futbolu umiejętność udźwignięcia presji, jaka towarzyszy piłkarzom podczas najważniejszych pojedynków. Świadczą o tym gole zdobywane przez byłego gracza Liverpoolu w meczach przeciwko: Atletico (11 stycznia), Manchesterowi City (dwie bramki, 24 lutego, 1/8 LM), Realowi (22 marca) czy PSG (dwie bramki, 15 kwietnia, 1/4 LM). Każdy z tych goli sprawił, że żaden kibic Barcelony nie powinien narzekać na dyspozycję strzelecką „Urusa”. 52 mln euro, jakie zapłacono za niego Liverpoolowi, także zaczyna się zwracać, a kluczowe mecze sezonu dopiero nadchodzą, więc kto wie, czy suma ta za jakiś czas nie okaże się wręcz promocyjną.
W zeszłym sezonie, reprezentując barwy „The Reds”, Luis grał rewelacyjnie. Rozgrywki zakończył z dorobkiem 31 goli i 21 asyst (sama tylko Premier League!), ale to i tak okazało się za mało, by zdobyć mistrzostwo. Na finiszu Liverpool pozwolił odebrać sobie tytuł Manchesterowi City, ale kibice zespołu z Marseyside o wiele bardziej żałują odejścia ich ulubieńca niż straconej korony. Bo o klasie Luisa niech świadczy fakt, iż menedżerowi Rodgersowi nie udało się poukładać zespołu po transferze Urugwajczyka do Hiszpanii. Choć do Liverpoolu przybyli znani piłkarze (Balotelli, Lambert, Borini), ich gra pozostawia bardzo duży niedosyt.
Irlandzki szkoleniowiec myślał zapewne, że trójka niezłych napastników zdoła załatać dziurę w składzie po odejściu jednego, ale wybitnego. Niestety dla LFC nic takiego nie nastąpiło, a „Wampir” poluje dziś na kolejne ofiary w słonecznej Hiszpanii. Skoro teraz, gdy późno rozpoczął sezon, zdołał zdobyć już prawie 20 bramek, to strach pomyśleć, co będzie w kolejnym. Jeżeli zdoła pohamować swoje krwiożercze skłonności (a co za tym idzie — uniknąć kolejnych zawieszeń) i w pełni przepracuje okres przygotowawczy, Barcelona znów może zdominować La Ligę na długo.