Bez pardonu: W życiu piękne są tylko chwile


O tym, że w życiu piękne są tylko chwile, Rysiek Riedl śpiewał już dawno temu. Stwierdzenie to wciąż jednak nie traci na swojej aktualności i o prawdzie w nim zawartej przekonujemy się każdego dnia. Znajduje ono swoje miejsce także w egzystencji zwykłego piłkarskiego kibica.


Udostępnij na Udostępnij na


Już za kilka dni piłkarska reprezentacja Polski stanie w Lizbonie naprzeciwko Portugalii, a mecz ten będzie kluczowy dla obsady dwóch czołowych miejsc eliminacyjnej grupy. Im bliżej do decydującej batalii, tym częściej sięgamy do historii – także tej najnowszej. Przed meczem z Niemcami niemal zawsze posiłkujemy się zdjęciami z Weltmeisterschaft 1974, konfrontacje z Anglią owocują wspomnieniem Wembley, a mierząc się z Francją wskazujemy na ekipę Antoniego Piechniczka, która trójkolorowych pokonała blisko ćwierć wieku temu. Kilkanaście miesięcy wstecz, kiedy do Polski zawitali Portugalczycy, media bezlitośnie raczyły nas golem Włodzimierza Smolarka, który na długie lata położyły kres biało-czerwonym bramkom w czasie światowego czempionatu. Teraz wyczyn naszego wybitnego napastnika poszedł jednak w niepamięć i przed rewanżową konfrontacją z potomkami Eusebio możemy mamić się triumfem z przeszłości bliskiej i realnej. Przeszłości, która pozwala mieć nadzieję (jak Bóg da – nawet nie złudną), że Polacy potrafią upokorzyć przedstawicieli wyższych piłkarskich kultur i powrót biało-czerwonych do światowej ekstraklasy nie leży wcale w sferze marzeń. Rok temu, tuż pierwszym gwizdkiem wielu marzyło o szczęśliwym remisie, a pesymiści wróżyli sromotną klęskę. W końcu wszystkim dywagacjom przyszło jednak położyć kres…

Zaczęło się raczej zgodnie z oczekiwaniami, inicjatywę przejęli bowiem przyjezdni. Już pierwsze minuty pokazały jednak, że w biało-czerwonych koszulkach biega inna niż zazwyczaj drużyna. Zdeterminowana i pełna wiary we własne możliwości. Na efekty nie trzeba było długo czekać i po kapitalnej akcji piłkę do siatki skierował Smolarek. Śląski w amoku! Niech ten sen trwa wiecznie! I trwał. Strzelony gol utwierdził Polaków w przekonaniu o własnej sile i biało-czerwona husaria ruszyła do kolejnych ataków. Zaczął Grzegorz Rasiak, wypuszczając w uliczkę Smolarka, co zakończyło się golem na 2:0. Później był słupek ‘Żurawia’, popisy ‘Błaszcza’ i stracona szansa ‘Rossiego’. Jeszcze w samej końcówce Nuno Gomes szczęśliwie uratował portugalski honor, los gościom czasu na wyrównanie już jednak nie dał. Ostatni gwizdek! Wspomnienie, nawet tak skąpe, wciąż wywołuje dreszcz emocji. Do dziś brzmią mi w uszach słowa Dariusza Szpakowskiego, który w swoim stylu zaczął opowiadać o tęczy, jaką zobaczył za oknem, jadąc na mecz ze stolicy. Chwilę później szalejącego tłumu przekrzyczeć nie zdołał udzielający wywiadu Mariusz Lewandowski i jego odpowiedzi nijak miały się do zadawanych przez dziennikarza pytań, przypominając raczej wyuczone, standardowe kwestie. No i to 'We are The Champions’ w tle… Triumf na śląskim gigancie stał się faktem. Czy jeszcze kiedyś będzie nam dane przeżyć coś tak wspaniałego? Nie wiem. Może za tydzień, za rok, albo w ogóle. Ale właśnie dla takich chwil dziennikarze piszą o piłce, a fani zasiadają na trybunach. Dla takich chwil zostaje się kibicem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze