Bez pardonu: Uciekająca szansa


Mijają dni i miesiące, a Projekt 2012 jak nikogo na samych szczytach nie interesował, tak dalej nie interesuje. Politycy zajęci początkowo debatą o wyższości kaczorów nad lisami i odwrotnie, teraz wybrali się na zupełnie niezasłużone wakacje, zostawiając niezbędne ustawy same sobie.


Udostępnij na Udostępnij na

Prawdę jest, że jeszcze nigdy w historii nie zdarzyło się, aby UEFA odebrała zainteresowanym organizację mistrzostw Europy. Faktem pozostaje jednak także to, że Polak potrafi. Także, mówiąc nad wyraz delikatnie, spartolić. Jak na razie jedynymi ruchami poczynionymi przez stronę rządową w kierunku Euro 2012 były niezrozumiałe roszady w gremium odpowiadającym za organizację całych zawodów, a nowa ‘minister od piłki’ wsławiła się tylko nikomu niepotrzebnym raportem negującym dokonania jej poprzedników na tym eksponowanym stanowisku. Czwarty miesiąc na liczniku z dużym, hollywoodzkim zegarem, tyknął już dawno, my w pracach nie posunęliśmy się jednak ani o krok. Owszem, w Portugalii feta z okazji przyznania organizacji europejskiego czempionatu trwała przeszło pół roku, nasi poprzednicy w praktyce do wybudowanie mieli jednak jedynie futbolowe obiekty, infrastrukturą już na starcie legitymowali się bowiem o niebo lepszą, aniżeli kraj położony między Odrą i Bugiem w chwili obecnej. Jakby tego było mało, na horyzoncie rysują się kolejne parlamentarne wybory, co zwiastuje rychłą zmianę ekipy rządzącej, a co za tym idzie, kolejną rewolucję w organizacyjnym sztabie – wariant optymistyczny prezentuje się więc tak, że pierwsze działania mające na celu uniknięcie międzynarodowej kompromitacji rozpoczną się dopiero na progu nowego, 2008 już roku.

O braci z Ukrainy nie ma się co niepokoić, tam wykonanie robót gwarantuje solidność lokalnych oligarchów. W przypadku naszego kraju obawy każdego dnia znajdują jednak bezlitosne potwierdzenie w trwającej rzeczywistości. O bazie hotelarskiej i autostradach już nawet nie wspominam. W przypadku pierwszym inwestycje zainteresowanym się po prostu nie opłacają, bowiem po zakończeniu europejskiego czempionatu budynki pozostaną najprawdopodobniej puste i kilkutygodniowa turniejowa hossa oczywiście nie przyniesie zwrotu nałożonych kosztów. Autostrady to bajka zupełnie inna, związana z licznymi przetargami i dzierżawą gruntów i tak po prawdzie już na samym starcie wiadomo było, że realizacja całego planu jest niewykonalna – miejmy więc nadzieję, że powstaną przynajmniej nitki najistotniejsze. Ale najgorsze jest to, że w domu pozostajemy jednak także w kwestii absolutnie kluczowej, bo stadionowej. Wszak miasta zainteresowanie goszczeniem Euro 2012 jak dotąd nie raczyły nawet rozpisać przetargu na projekty obiecanych obiektów i nie ma już absolutnie żadnych szans, byśmy areny zdołali przygotować w wyznaczonym przez UEFA terminie. Margines błędu został już dawno wyczerpany i zachodzi obawa, że nawet przy wyjątkowo sprzyjającej aurze, błyskawicznej akcji i wbiciu łopat pod nowy obiekt warszawskiego Stadionu Narodowego, do użytku oddany będzie on dopiero pod koniec roku 2011! W Gdańsku i Wrocławiu lepiej jest tylko o ciut, a nadziei nie zawodzi jedynie zawsze solidny Poznań.

Rozplanowanie prac to jednak dopiero początek kłopotów, kolejny etap stanowić będzie bowiem zatrudnienie odpowiednich wykonawców. Wykwalifikowani rodacy dawno już przekroczyli granice państwa i swoją wiedzą poprawiają sytuację społeczeństwa brytyjskiego, pozostaje więc zaciąg zagraniczny który, jak donoszą życzliwi, nie nadaje się absolutnie do niczego, a brakiem kompetencji rażą szczególnie importowani Chińczycy. I niestety, nie jest to kiepski żart, ale szczera prawda, która dopełnia grozy sytuacji. Z każdym dniem realnych kształtów i coraz większego sensu nabiera pomysł przedsiębiorczego posła Misztala o zhandlowaniu całych zawodów 2012 – z góry proponuję Allegro, tudzież eBay’a. Znając światowe realia, podobna licytacja skierowałaby europejski czempionat do katarskich szejków, którzy ze stworzeniem całej niezbędnej infrastruktury nie powinni mieć żadnych problemów, a na nowopowstałych stadionach krzesełka w lożach honorowych najpewniej wybrukowane zostałyby złotem, nie wspominając o posrebrzanych słupkach i poprzeczkach. Lepszy taki deal niż kompromitacja, do której zbliżamy się wielkimi krokami. Ostatni dzwonek brzmi już od jakiegoś czasu i jeśli odpowiedni ludzie nie wezmą się wreszcie do roboty, życiowa szansa przepadnie. A nie sądzę, by nasz kraj stać było na takie marnotrawstwo.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze