Nikomu chyba nie oberwało się tak bardzo po pierwszej kolejce jak Belgom. Co by nie powiedzieć, całkowicie zasłużenie. Ponieważ po zespole z takimi nazwiskami wypada oczekiwać po prostu gry na miarę oczekiwań wobec poważnych kandydatów do triumfu. Tymczasem z Włochami obejrzeliśmy zlepek indywidualności, dla których ważniejsze jest przefarbowanie włosów lub kolejny popisowy tatuaż. Dzisiejszy mecz miał zatem odpowiedzieć, czy po podopiecznych Marca Wilmotsa możemy się czegoś dobrego jeszcze spodziewać we Francji.
I prawdę mówiąc, po spotkaniu z Irlandią musimy w tym miejscu, odpowiadając na powyższe pytanie, postawić kategoryczne…”być może”?
Faktem jest, że Wilmots po ostatnim meczu zareagował. Bo jak inaczej wytłumaczyć trzy zmiany przeprowadzone w składzie, w stosunku do jedenastki jaka wyszła przeciwko Italii? Dziś na ławce szkoleniowiec posadził Fellainiego, a także Nainggolana i Cimana. W zamian na plac gry desygnował Dembele, Meuniera i Carrasco. Jak zmiany wyszły w praktyce? Całkiem nieźle. Bez Fellainiego Belgia wyglądała dziś lepiej, zaś Meunier zaliczył nawet asystę. Krótko mówiąc – swoimi zmianami trener się wybronił.
Przebudził się również Lukaku, który dziś zaserwował nam dwa gole. Po jednym z nich chyba delikatnie padł ofiarą lekkiego przegrzania swojej mózgownicy, bo zamiast zwykłej celebracji postanowił wymownym gestem wsłuchać się w trybuny, szukając gwizdów. No cóż, wygląda na to, że zawodnikowi Evertonu wyraźnie nie służy gra pod presją i krytyka ze strony kibiców.
Statystyki mówią same za siebie, 18 strzałów – z czego siedem celnych – jasno oddaje przewagę Belgów, którzy ostatecznie władowali dzisiaj trzy bramki. I w tym miejscu moglibyśmy równie dobrze postawić kropkę, puentując spotkanie wnioskiem o przebudzeniu Belgów.
Ale, ale…
… zamiast tego lepiej będzie, jeśli przy wyniku postawimy pewną gwiazdkę, która nieco zweryfikuje obraz. Po pierwsze, przeciwnikiem Belgów była dziś Irlandia, zespół, który oddał zaledwie dwa celne strzały w przeciągu całego meczu. Ekipa, która z zasady, już na papierze miała nie sprawić rywalom większego problemu. A tymczasem do przerwy wcale nie widać było wielkiej dysproporcji między zespołami. Jasne, to Belgia wciąż atakowała, lecz robiła to raczej ślamazarnie, za co jej zawodników schodzących do szatni w przerwie żegnały gwizdy. De facto z kolei niezłą grę ujrzeliśmy dopiero po zdobyciu pierwszej bramki. Gola, który padł w pewnych kontrowersyjnych okolicznościach. Czy sędzia powinien przerwać grę? Nawet jeśli tego nie zrobił, to nie ulega wątpliwości, że po stracie tego gola, piłkarze Martina O’Neilla pogubili się kompletnie. I nie byli już w stanie do tego meczu w jakikolwiek sposób powrócić.
Tym samym podopieczni Wilmotsa triumfują, ale dalecy jeszcze jesteśmy od nagłego przeskoku z fali krytyki na stronę hurraoptymizmu. Irlandczykom z kolei wróżymy raczej w niedalekiej podróży pakowanie walizek.