Marcin Kamiński po raz kolejny potwierdza, że o ile do jego formy sportowej można mieć momentami zastrzeżenia, o tyle medialnie zawsze stoi na solidnym poziomie. Tym razem świetnie wybrnął z zamieszaniem wokół jego nikłej muskulatury.
Całkiem niedawno muskulatura Marcina Kamińskiego stała się głównym tematem rozpraw polskiego dziennikarstwa sportowego. Wszystko za sprawą zdjęcia z facebookowego profilu „Kamyka”, na którym on i Mateusz Możdżeń dzielnie prężą swe torsy na jednej z egzotycznych plaż. Nie byłoby nic złego gdyby nie to, że jeden z życzliwych znajomych Marcina podesłał tę fotografię do portalu Weszło, który z dużą dawką szydery zakpił z raczej wątłej postury obu lechitów. Mleko się rozlało – niemal każda sportowa redakcja wbijała szpile w Kamińskiego, aż wreszcie obrońca „Kolejorza” sam zabrał głos właśnie na łamach Weszło. Nie ukrywam, że sam byłem ciekaw, jak „Kamyk” przyjmie całą tę sprawę i wreszcie się doczekałem. Rozmowa z Tomkiem Ćwiąkałą jest z jego strony świetnym ruchem ze strony wizerunkowej. Dlaczego? Pędzę z tłumaczeniem…
– Wiem, co muszę zrobić i wiem, że muszę poprawić swoją budowę ciała. Nigdy nie powiedziałem, że organizm mi na to nie pozwala. Stwierdziłem, że jest mi trudno to zrobić. Zdaję sobie sprawę, że to powinno wyglądać lepiej! Tylko – powtarzam – nie zaczynam dopiero teraz trenować. Już wcześniej nad tym pracowałem, ale – mówię – może ta dieta nie była odpowiednia – przyznam szczerze, że tak właśnie wyobrażałem sobie idealne wybrnięcie z całej tej medialnej afery. I akurat pod tym względem nie zawiodłem się na młodym piłkarzu Lecha. Marcin mówi wprost – wiem, co jest nie tak, wiem, co muszę zrobić, a ta cała nagonka może mieć na mnie tylko pozytywny wpływ. Każdy specjalista od marketingu sportowego przyzna, że taka wypowiedź jest nienaganna pod względem wizerunkowym.
Piłkarzy wyszedł z tej małej medialnej burzy jak stary wyga. Mimo młodego wieku doskonale wiedział, że nie może w tym oczyszczającym wywiadzie przesadzać. Z jednej strony groziło mu pójście w zaparte, obrażenie się na Weszło, by później z zadowoleniem z siebie zakłamywać fakty mówiąc, że siłownia to jego ulubiona miejscówka w bazie treningowej. Z drugiej strony mógł nieumyślnie dokonać małego samobiczowania i z łamiącym się głosem narzekać na niesprawiedliwą genetykę. „Kamyk” znalazł złoty środek i w bardzo konkretny, a zarazem dyplomatyczny sposób wyszedł z tej sytuacji silniejszy. Co przecież nie jest regułą, a przykładów można by mnożyć.
Na medialnym lodowisku młodzi polscy piłkarze już nieraz zaliczali bolesny upadek. Wojciech Pawłowski zgubił zęby po klapie na pysk, gdy w żenujący sposób zripostował – notabene – Weszło. Gdy dziennikarze obśmiali jego karykaturalny występ we włoskiej telewizji, ten odpowiedział im w dość podwórkowy sposób – Możecie mnie co najwyżej pocałować w brodę, ale nie na twarzy, tylko między dupą a jajami. Powiało rynsztokiem… Na drugim biegunie znajduje się Marcin Budziński, który może nie stał się medialnym pośmiewiskiem, lecz wypowiedziami na własny temat wprowadził kilku dziennikarzy w spore osłupienie. „Budzik” nieraz stawał przed kamerami i bez ogródek dawał jasny sygnał – nie wiem, co trenerzy we mnie widzą, jestem słaby, może powinienem zmienić zawód. Z dwojga złego Kamiński lepiej wyszedłby pewnie na taktyce kolegi z Cracovii, lecz tym ostatnim wywiadem pokazał niezłe obycie medialne, a także rozsądny poziom pewności siebie.
Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie postawił jednego „ale”. O ile postawa „znam swoje wady, pracuję nad nimi” bardzo mi zaimponowała i mogę jej jedynie przyklasnąć, o tyle mam małe zastrzeżenia co do świadomości „Kamyka” w wirtualnym świecie. Naprawdę to fascynujące, że fotka z Facebooka trafiła na portal, ale nawet nie chce mi się w to wnikać – mówi w wywiadzie. Otóż Marcinie, choć te słowa powinien przyjąć do wiadomości każdy profesjonalny piłkarz, jeśli kiedykolwiek udostępniłeś coś na portalu społecznościowym – wszelakie fotki, twitty, statusy itd. – wszystko to żyje własnym życiem i trudno będzie Ci zatrzeć tego ślad. Każdy spośród Twoich znajomych może zgrać takie zdjęcie i – jak w tym przypadku – podać je dalej. Ludzie są różni i odczułeś to na własnej skórze. Ta nauczka na przyszłość może być nawet cenniejsza niż prztyczek w stronę Twojej muskulatury.
Już kończąc – bardzo spodobało mi się ostatnie zdanie we wspomnianym wywiadzie. Na pytanie, czy doskoczy do wysoko postawionej sobie poprzeczki, Kamiński odpowiada: – Doskoczę. I będę robił wszystko, by jeszcze ją przeskoczyć. Chapeau bas i trzymam za słowo.
Bardzo profesjonalna cenzura. :D
Niestety - nie moja :) Zdjęcie pochodzi z Weszło
rzecz jasna.