Ukryty pożar w Monachium


Z czym będzie musiał sobie poradzić Niko Kovać w Bayernie?

22 maja 2018 Ukryty pożar w Monachium
bmcdn.dk

W sobotni wieczór dość niespodziewanie zakończył się finał Pucharu Niemiec. W 2018 roku triumfatorem tych rozgrywek został Eintracht Frankfurt, który pokonał 3:1 świeżych mistrzów kraju – Bayern Monachium. Nie pierwszy raz w tym sezonie w Bawarii zapaliło się czerwone światło, bo tym razem to „Orły” obnażyły słabości monachijczyków. Od teraz tymi problemami będzie musiał zajmować się Niko Kovać, który jako ostatni poskromił „Bawarczyków”.


Udostępnij na Udostępnij na

Ambicje kibiców mistrza Niemiec są wszystkim doskonale znane. Nikt nie będzie w pełni cieszyć się ze zwycięstwa, dopóki Bayern Monachium nie sięgnie po potrójną koronę. Początek obecnie kończącego się sezonu wcale nie wskazywał na to, że „Bawarczycy” będą w stanie do maja walczyć o triumfy na różnych płaszczyznach.

Słaba Bundesliga – słabi przeciwnicy – prosta droga do mistrzostwa

To, co się działo na początku sezonu 2017/2018 w Monachium, większość kibiców Bundesligi, i nie tylko, dobrze pamięta. Carlo Ancelotti stracił szatnię, a razem z tym posadę trenera. Władze Bayernu postanowiły ściągnąć z emerytury Juppa Heynckesa, który miał zająć się problemami wewnętrznymi zespołu. 73-latek to ostatni sternik mistrza Niemiec, który sięgnął z monachijską drużyną po potrójną koronę. To tylko jeszcze bardziej rozbudziło fanów i dało nadzieję na sukces. Ale w momencie powrotu na ławkę „Don Juppa” Bayern w Bundeslidze oglądał plecy rywali, a w Lidze Mistrzów przegrał wysoko z PSG.

Borussia Dortmund do października sprawiała wrażenie drużyny mogącej przełamać mistrzowską serię Bayernu. Równie dobrze wyglądały Bayer Leverkusen czy też grające na minimalne ryzyko Schalke. Oczywiście do pewnego momentu. Pierwsza „pękła” Borussia, która złapała dołek towarzyszący jej do grudnia. W kratkę zaczęła grać także reszta stawki, co pozwoliło odkuć się „Bawarczykom”. Wiosną rywale nie osiągali dłuższych momentów z serią wygranych, co tylko pozwoliło ekipie z Monachium na umocnienie się na pozycji lidera.

Na rodzimym podwórku nikt nie potrafił na dłuższą metę zaszkodzić Bayernowi. Oczywiście zdarzały się porażki m.in. z Borussią Moenchengladbach czy RB Lipsk. Tłumaczono sobie, że to tylko wypadek przy pracy. Nikt nie zwracał uwagi na przegrane mecze w Bundeslidze, głównie dzięki zaliczce punktowej. Za liderem grupa pościgowa sama zaliczała spore wtopy z przeciętnymi przeciwnikami. Niestety w tym sezonie było to słabością ligi, bo, jak pokazały występy ekipy z Bawarii w europejskich pucharach, mistrz Niemiec był do pokonania.

Palące mecze o stawkę

Jupp Heynckes z pewnością poprawił atmosferę w zespole. Lepiej też zaczęła wyglądać gra Bayernu, ale to nie był koniec problemów. W lidze nikt nie mógł się zbliżyć do „Bawarczyków”, więc w Niemczech grali na luzie. Jeżeli popatrzymy na mecze w Lidze Mistrzów, oczywiście przyglądając się spotkaniom od fazy pucharowej, to już obraz gry nie jest taki kolorowy. Oczywiście do gry ofensywnej Bayernu po części przyczepiać się nie można.

Pierwszym i największym problemem są błędy własne. Jakby to się zdarzyło raz czy dwa, to nie byłoby o czym mówić. Ale Bayern w zbyt wielu meczach w rundzie wiosennej miał kłopoty z ulotną koncentracją. Zwłaszcza jeżeli chodzi o linię obronną. W lidze piłkarze z Monachium często mieli złe wejścia w mecz, przez co tracili łatwo gole i musieli gonić wynik. Najczęściej udawało się szybko straty odrabiać. W Lidze Mistrzów było trochę inaczej.

Już w pierwszym meczu w 1/8 finału z Besiktasem lekkie zamieszanie wprowadzał Vagner Love, który kilka razy radził sobie w dryblingach z defensywą Bayernu. Na szczęście dla niemieckiej ekipy przyjezdni przez większość gry występowali w osłabieniu (czerwona kartka) i w końcu brakło im sił. Wysoka wygrana 5:0 przykryła błędy defensywy. W rewanżu „Bawarczycy” grali na luzie. W ćwierćfinale Sevilla też miała być łatwym przetarciem przed półfinałem. W pierwszym meczu Hiszpanie w zasadzie strzelili sobie sami dwa gole, a następnie w rewanżu mocno naciskali na ekipę z Monachium. Remis 0:0 dał awans Niemcom.

Kumulacja przyszła wraz z najważniejszymi meczami sezonu. W półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Realowi w obu meczach w zasadzie Bayern sam się wyeliminował przez swoje błędy. Ba, nawet nie błędy, tylko „wielbłądy”, bo tak powinno się nazwać to, co wyprawiali. Co z tego, że się wygląda lepiej od rywala, teoretycznie stwarza groźniejsze akcje, kiedy podaje się do niego rękę w taki sposób, jak zrobili to Rafinha i Sven Ulreich. Brawo dla kolegów z drużyny, że nie mieli żalu do głównych winowajców i próbowali im dodać otuchy nawet publicznie.

To nie koniec prostych błędów. W ostatniej kolejce ligowej w pojedynku ze Stuttgartem nie przejmowano się nimi, bo wszyscy czekali tylko na ceremonię zakończenia sezonu i przyznania mistrzowskiej patery. Koszmar wrócił jeszcze na ostatni mecz sezonu, czyli na finał Pucharu Niemiec. W nim wysoki pressing Eintrachtu przeszkadzał piłkarzom Bayernu na tyle, że łatwo stracili gola na 0:1. W drugiej połowie podkręcono tempo, czego efektem był gol Roberta Lewandowskiego. Oczywiście można też powiedzieć, że w Berlinie szczęście nie było po stronie „Bawarczyków”. Dwukrotnie obita poprzeczka bramki rywala oraz kolejny stracony gol po własnych błędach. Sędzia też się nie popisał, ale do niego nie można mieć pretensji za przeciętną grę. Ostatecznie drugi rok z rzędu fani w Monachium nie zobaczyli pucharu.

Orkiestra bez dyrygenta

Drugim problemem, który wyszedł w najważniejszych spotkaniach, był źle działający na zawodników ciężar stawki. W momencie, kiedy Bayernowi nie układa się mecz tak, jak planowano, to wraz z uciekającym czasem brakuje piłkarza mogącego wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik. Albo raczej jest ich za mało. W meczu z Realem wręcz wypruwał z siebie żyły Franck Ribery, ale przeciwnik szybko odczytał plan gry Bayernu. Zabrakło Arjena Robbena, który mógłby momentami odciążyć od prowadzenia akcji Francuza. Robert Lewandowski pod ścisłym kryciem potrzebuje kogoś, kto swoich ruchem uwolni go choćby od jednego rywala. Tu zabrakło Arturo Vidala, który lubi gościć w polu karnym przeciwnika. James Rodriguez gra dobrze, chce się pokazywać do gry, ale głównie operuje za obszarem pola karnego.

Ten problem został zauważony przez włodarzy Bayernu. Uli Hoeness w krótkim wywiadzie dla „Bilda” wypowiedział się o celach transferowych mistrza Niemiec.

Wykluczam wysokie transfery. Nie będziemy już kupować, ale sprawimy, że nasi piłkarze będą grać lepiej niż w finale Pucharu Niemiec. Potrzebujemy jednego lub dwóch zawodników, którzy mogą grać dobrze w ważnych spotkaniach, a nie tylko przeciwko najsłabszym zespołom. Musimy nad tym popracować.Uli Hoeness

W kluczowych meczach tylko boki, a w dużej mierze lewa strona, Bayernu zagrażały rywalom. Z drugiej strony tylko włączający się co jakiś czas Joshua Kimmich potrafił odpowiednio zaatakować rywala (efektem był gol z Realem oraz asysta przy bramce Lewandowskiego w Berlinie). Niestety po kontuzji Kingsleya Comana i Arjena Robbena pojawił się odwieczny problem „Bawarczyków” z obsadą boków ofensywy. Od przyszłego sezonu będzie jeszcze Serge Gnabry, który wraca z wypożyczenia do Hoffenheim.

Ostatnim problemem Bayernu są kontuzje. Pamiętamy, jak było za czasów Josepa Guardioli, kiedy to Hiszpan miał pretensje do sztabu medycznego. W zasadzie przez cały okres pracy obecnego trenera Manchesteru City nie było dnia, aby wszyscy zawodnicy byli do dyspozycji. Niektórzy zwalali to na sposób przygotowań Pepa, ale jego już dawno nie ma w Monachium, a problem kolejnych urazów istnieje cały czas. Zwłaszcza kluczowi zawodnicy „wykruszają się” na najważniejsze mecze. W tym roku w jednym spotkaniu z Realem boisko po paru minutach opuścił Robben, a chwilę później do niego dołączył Boateng. To też jest sprawa do wyjaśnienia przez nowego trenera, bo jak ma orkiestra grać, kiedy kluczowi muzycy z dyrygentami na czele kończą przedwcześnie zawody?

Trudne zadanie przed Kovaciem

Od 1 lipca oficjalnie posadę trenera Bayernu przejmie Niko Kovać. Jest to osoba, która zna świetnie realia Bayernu. W końcu Chorwat w przeszłości był zawodnikiem rekordowego mistrza Niemiec. Swoją pracą w Eintrachcie zapracował na zaufanie władz klubu z Monachium. Jedynym jego mankamentem jest brak doświadczenia gry w europejskich pucharach jako trener. Jednak nie to będzie spędzać sen z powiek nowego sternika „Bawarczyków”.

Oprócz wspomnianych wyżej problemów dojdzie jeszcze jeden, chociaż na razie tego problemem nie można nazywać. Przytoczyliśmy cytat z wypowiedzi Uli Hoenessa dotyczący transferów, ale Karl-Heinz Rummenigge ma inne zdanie na ten temat. Drugi z włodarzy Bayernu jest gotowy na wysoko gotówkowe transfery oraz na chęć przebudowy części składu. Po raz kolejny rozbieżność opinii obu tych dżentelmenów może zaszkodzić w dopinaniu ewentualnych wzmocnień. „Bawarczycy” słynęli z szybkiego ruchu dotyczącego czy to trenerów, czy zawodników. Sytuacja z późnym wyborem Kovacia pokazuje, że mogą podobnie ociągać się ze wzmocnieniami. A te zapewne przydadzą się Bayernowi. Dlaczego?

Nie chodzi nam o obecną kadrę mistrza Niemiec, bo do aktualnego stanu dojdą jeszcze Leon Goretzka oraz Serge Gnabry. Wiemy wszyscy dobrze, jaka jest sytuacja z Lewandowskim – praktycznie codziennie prasa niemiecka, hiszpańska czy polska dostarcza nam garść nowych informacji. Niedawno też Jerome Boateng zabrał głos w sprawie odejścia z Bayernu. Podobno stoper reprezentacji Niemiec chciałby spróbować nowych wyzwań. Też coś nosem może zacząć kręcić David Alaba, który mógłby odejść na Półwysep Iberyjski. Te ploteczki pokazują, że jeżeli w Bawarii chcą sięgnąć po potrójną koronę, to muszą zacząć odświeżać skład. Bo zawodnicy głodni zwycięstwa w Lidze Mistrzów widzą od środka, że jest coś nie tak.

Z szatnią Chorwat powinien sobie poradzić, bo świetną robotę wykonał we Frankfurcie. W tak bardzo międzynarodowym gronie potrafił stworzyć silny kolektyw i dodatkowo nikt u niego nie miał immunitetu na grę. W momencie słabszej formy wchodził następny gracz. Eintracht miał naprawdę szeroką kadrę i podobnie jest w Monachium. Jeżeli potrafił tak świetnie rotować składem w słabszej drużynie, to w Bayernie przy tylu wymagających zawodnikach powinno mu się udać zachować spójność szatni.

Pod ręką Niko Kovacia wcale nie zapowiada się łatwy sezon dla Bayernu. W lidze rywale po słabej kampanii będą chcieli za wszelką cenę zajść za skórę obrońcy tytułu. W Lidze Mistrzów przedstawiciele innych lig rosną w siłę. Na wstępie pisaliśmy o ambicji kibiców „Bawarczyków” i samego klubu. Jeżeli nie uda się w przyszłym roku świętować potrójnej korony, to może wreszcie warto zejść na ziemię i realnie pomyśleć o możliwych celach oraz cieszyć się każdym sukcesem. Życzymy fanom mistrza Niemiec oraz Niko Kovaciowi, żeby w Monachium miał jak najwięcej takich chwil, jak podczas konferencji pomeczowej po finale DFB-Pokal w Berlinie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze