Zastanawiające jest, w jakich humorach na Węgry wyjechali piłkarze z Poznania. Z jednej strony kapitalna zaliczka, której roztrwonienie byłoby frajerstwem tysiąclecia, z drugiej forma niegodna mistrza kraju. Jak wygląda sytuacja Lecha Poznań przed rewanżem?
Pierwsza sprawa – nieobecni
Na boisku mistrza Węgier nie zobaczymy: Dawida Kownackiego, Darko Jevticia, Marcina Robaka i Karola Linettego. Trzej pierwsi zmagają się z urazami, ten ostatni przebywa w Brugii i negocjuje kontrakt z belgijskim klubem. Do braku pomocnika należy więc się powoli przyzwyczajać. Wrócił Arajuuri, ta wiadomość jest dla trenera i kibiców najlepszą rzeczą, która spotyka Lecha od kilku tygodni.
Druga sprawa – młodzież
Maciej Skorża postanowił zabrać na Węgry dwóch młodych piłkarzy – Krystiana Sanockiego i Piotra Kurbiela. Sanocki ma dziewiętnaście lat, gra na pozycji lewoskrzydłowego, w Lechu zagrał dotychczas przez pół godziny w Pucharze Polski (mecz przeciwko Zniczowi Pruszków). Piotr Kurbiel, rówieśnik Sanockiego, to napastnik. W zeszłym sezonie zdobył 13 bramek w trzecioligowych rezerwach. Ogółem trener zabrał ze sobą 21 zawodników, trzech musi więc odpaść (Kotorowski i dwóch z pola). Wydaje się, że Kurbiel powinien znaleźć się w kadrze na mecz – Thomalla ewidentnie potrzebuje zmiennika.
Trzecia sprawa – skuteczność
Dla Denisa Thomalli będzie to niezwykle ważne spotkanie. Niemiecki napastnik znakomicie zdaje sobie sprawę, że przez najbliższe tygodnie pauzuje jego główny konkurent do gry w składzie. Kiedy, jak nie teraz, dodać sobie pewności siebie i nastrzelać bramek słabemu rywalowi? W lidze nie idzie, to oczywiste, jednak napastnik to jedyny zawodnik na boisku, u którego psychika ma znaczenie równe umiejętnościom.
Czwarta sprawa – defensywa
Lech Poznań zdecydowanie zbyt często gra ostatnio taktyką Marcina Krzywickiego – „zagramy na zero z przodu, z tyłu zawsze coś wpadnie”. Formacja defensywna jest u Macieja Skorży kluczem do dobrej gry całego zespołu. Wielu kibiców zarzucało mu od zawsze przedkładanie obrony nad efektowną grę w ataku. Jeśli szwankuje postawa zawodników grających na własnej połowie, zespół zacina się na amen. Po powrocie Arajuuriego Lech wreszcie może zagrać optymalnym zestawieniem. W meczu z Piastem jeszcze do ideału było daleko (bardzo daleko), Videoton będzie kolejnym testem
Piąta sprawa – zaliczka
Ostatnia rzecz i chyba najważniejsza. Jeśli masz świadomość, że strzelając jedną bramkę, zmuszasz rywala do wbicia minimum pięciu, nie możesz wyjść na sztywnych nogach. Panie Macieju, niech pan pozwoli drużynie trochę poklepać, pobawić się rywalem – nic tak nie scala drużyny jak świadomość, że jest nauczycielem dla słabszego rywala. Skoro w Poznaniu gola mógł zdobyć nawet Łukasz Trałka, to Videoton naprawdę nie jest groźny. Wszyscy liczymy, że dziś potwierdzi się, że miejsce Lecha to co najmniej grupa Ligi Europy.