Starcia między Chelsea a Atletico Madryt w europejskich pucharach stały się już niemalże klasykiem, ponieważ w ostatniej dekadzie drużyny te spotykały się kilkukrotnie na arenie międzynarodowej. Dziś również miało to miejsce w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Ekipa Diego Simeone podejmowała na Arena Nationala w Bukareszcie drużynę Thomasa Tuchela, który dopiero niedawno zagościł w Londynie. Spotkanie to było rozgrywane w Rumunii ze względów bezpieczeństwa z uwagi na powszechnie panującą pandemię. Niemniej jednak konfrontacja ta zapowiadała się jako jedna z najciekawszych na tym etapie rozgrywek. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Wszyscy liczyliśmy tylko na to, że piłkarze nas nie zawiodą.
Atletico do dzisiejszego starcia podchodziło lekko podminowane. Wygrali oni zaledwie dwa z pięciu ostatnich meczów ligowych, a w ostatniej kolejce przegrali na własnym terenie z Levante. Nie wróżyło to dobrze drużynie, która zakończyła fazę grupową na 2. miejscu za wówczas niepowstrzymanym Bayernem Monachium. Gracze Simeone pod względem kadrowym nie wyglądali tragicznie, lecz „Cholo” mógł narzekać na brak niektórych zawodników, więc podchodził do tej konfrontacji w stonowanym nastroju.
Atletico Madrid 0⃣
Levante 2⃣We know which managers are smiling tonight…😏 pic.twitter.com/YNzMBqzUtM
— GOAL (@goal) February 20, 2021
Chelsea była za to w o wiele lepszym humorze, chociaż również nie wygrała swojego ostatniego meczu ligowego. Podopieczni Thomasa Tuchela zremisowali na wyjeździe z Southampton, a ich skuteczność pozostawiała wiele do życzenia. We wcześniejszej fazie rozgrywek wyszli z grupy z pierwszego miejsca, wyprzedzając Sevillę, którą pewnie pokonali na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan 4:0. Zawodnicy z Londynu mieli też sporo innych argumentów, aby wygrać dzisiejsze spotkanie.
Southampton & Chelsea share the spoil 🤝 pic.twitter.com/RShfNG7qjV
— 433 (@433) February 20, 2021
Debiut Tuchela w Lidze Mistrzów
Podczas całej fazy grupowej drużynę Chelsea prowadził ich były szkoleniowiec, Frank Lampard. Angielski menedżer w sześciu meczach zanotował cztery wygrane oraz dwa remisy. Do największych triumfów można zaliczyć ten wcześniej wspomniany z Sevillą. Jednak Roman Abramowicz, jak wszyscy wiemy, zdecydował się na zwolnienie legendy Chelsea ze względu na słabe wyniki ligowe.
W jego miejsce zatrudnił Thomasa Tuchela, czyli trenera, który stosuje nieco inny styl gry, opierający się na długim utrzymywaniu się przy piłce. Mogliśmy to zauważyć w pierwszych jego meczach w zespole z Fulham Road. Średni procent posiadania piłki we wszystkich spotkaniach Chelsea za kadencji Niemca wynosi około 69%, co chyba powinno mówić samo za siebie.
Na dodatek do tego wszystkiego dochodzą zwycięstwa. Klub ze Stamford Bridge triumfował w pięciu z siedmiu ostatnich pojedynków. Remisował tylko w starciach z Wolverhampton oraz wcześniej wspomnianym Southampton. Przed dwumeczem z „Atleti” można było ich wskazać jako lekkiego faworyta, ponieważ widoczny był znaczny progres w grze drużyny. Pierwsze spotkanie tej konkurencji było debiutem Thomasa Tuchela w Lidze Mistrzów w roli szkoleniowca „The Blues”. Liczył on więc na końcowy triumf, mimo że mecz nie był rozgrywany na domowym boisku.
Bez bramek do przerwy
Atletico Madryt zdecydowało się na trzy zmiany względem przegranego w sobotę meczu z Levante. Diego Simeone musiał kimś zastąpić kontuzjowanego Jose Marię Gimeneza i wybór padł na Stefana Savicia. Oprócz Urugwajczyka z wyjściowej jedenastki z weekendowego starcia zabrakło Renana Lodiego i Geoffreya Kondogbii. Argentyński menedżer postawił na bardziej ofensywne rozwiązanie. Na murawę od pierwszej minuty wybiegli Saul Niguez i Thomas Lemar.
👥 ALINEACIÓN
Con todos ustedes… ¡Los 𝟭𝟭 𝗿𝗼𝗷𝗶𝗯𝗹𝗮𝗻𝗰𝗼𝘀 que arrancarán de inicio el #AtletiChelsea! 👇
🔴⚪ #AúpaAtleti | ⭐ #UCL pic.twitter.com/x9wKyLZ7y0
— Atlético de Madrid (@Atleti) February 23, 2021
Chelsea zaskoczyła mocniej i wprowadziła aż cztery roszady do zespołu, który wystąpił w meczu z Southampton. Thomas Tuchel doszedł do wniosku, że posadzi na ławce rezerwowych Tammy’ego Abrahama, a na jego pozycji zagra Olivier Giroud. Z podstawowego składu wypadli również N’golo Kante oraz Kurt Zouma. Francuzów zastąpili zawodnicy, którzy występują dość często za kadencji Tuchela, czyli Jorginho i Andreas Christensen. Słabsza dyspozycja „Atleti” wiązała się również z ofensywniejszym wariantem, jeżeli chodzi o bocznych pomocników. Callum Hudson-Odoi, będący ostatnio w fantastycznej formie, wskoczył do jedenastki zespołu „The Blues” w miejsce Reece’a Jamesa.
Here's your Chelsea starting 11 for #ATMCHE! 👊🔵 pic.twitter.com/T5FqtEkdiX
— Chelsea FC (@ChelseaFC) February 23, 2021
Atletico już od samego początku naciskało wysokim pressingiem, co zaowocowało złym przyjęciem piłki przez Edouarda Mendy’ego w 2. minucie gry. Jednak błąd golkipera Chelsea nie został wykorzystany. Tak jak wskazywały przedmeczowe przewidywania, „The Blues” znacznie częściej utrzymywali się przy piłce, lecz w pierwszym kwadransie gry nie zaowocowało to bramką.
***
Statystyka posiadania piłki, jak wszyscy dobrze wiedzą, potrafi mało znaczyć w stosunku do końcowego rezultatu. Dowód na to można byłoby znaleźć i w tym meczu, gdyby nie zmarnowana sytuacja przez Thomasa Lemara w 14. minucie. Francuz nie zdołał trafić do bramki z dość bliskiej odległości po świetnym dryblingu i podaniu Luisa Suareza. Wiadomo było, że w przypadku klęski Atletico w tej konfrontacji były zawodnik Monaco będzie pluć sobie w brodę.
Pod koniec pierwszej części spotkania można było zauważyć, że na murawie pojawiło się wiele wolnych stref ze względu na błędy obrony z obu stron. Przykładem na to jest sytuacja wykreowana przez Atletico w 42. minucie. Angel Correa otworzył Luisowi Suarezowi swoim podaniem drogę do bramki. Urugwajczyk jednak po przyjęciu piłki został powstrzymany przez obronę „The Blues”.
Mimo to do przerwy można było narzekać na brak emocji w tym spotkaniu. Żaden z zespołów nie znalazł sposobu na pokonanie bramkarza przeciwników. To Chelsea prowadziła grę, to Chelsea kontrolowała spotkanie, to Chelsea była drużyną lepszą w pierwszej połowie. Natomiast same statystyki nigdy nie wystarczają, jeżeli chcesz wygrać spotkanie.
Atletico realizowało swoje założenia na to spotkanie, jakimi była konsekwentna dyspozycja w obronie oraz gra z kontrataku. Bezbramkowy remis jak najbardziej odpowiadał podopiecznym Simeone i z pewnością na koniec spotkania odpowiadałby trenerowi „Materacy”.
Giroud nie umie strzelać brzydkich goli
Pierwszy kwadrans drugiej połowy na Stadionie Narodowym w Bukareszcie niewiele się różnił od pierwszej odsłony tego starcia. Dalej wyglądało to niemalże identycznie. Przewaga ze strony Chelsea ciągle się utrzymywała, a Atletico skutecznie się broniło. W międzyczasie obydwie drużyny próbowały zaskoczyć między innymi strzałem Hudsona-Odoia z dystansu czy próbą uderzenia przewrotką w wykonaniu Joao Felixa, lecz tylko na próbach się skończyło…
Wszyscy myśleli, że to już, że w końcu nastał ten moment, kiedy padnie bramka w tym jakże pragmatycznym spotkaniu i tak też się stało! Olivier Giroud przepięknie złożył się do strzału przewrotką i piłka ugrzęzła w siatce. Z pewnością bramka ta jest bardzo poważnym kandydatem do najładniejszego trafienia pierwszych meczów 1/8 finału Ligi Mistrzów. Chelsea w 71. minucie w końcu dopięła swego i wyszła na prowadzenie. Zespół gości dodatkowo mógł cieszyć fakt, że zdobyli oni jakże cenną bramkę na wyjeździe.
Na pochwałę dzisiaj zasługiwała bez wątpienia postawa Cesara Azpilicuety, który był chyba najlepszym piłkarzem na boisku. Swoją grą w defensywie dość pewnie przerywał groźne akcje „Los Colchoneros”. Generalnie defensywy obu ekip zagrały dobry mecz, o czym świadczyła mała liczba bramek w meczu. Lepsza okazała się jednak formacja destrukcyjna Chelsea.
Podopieczni Thomasa Tuchela byli drużyną dominującą w przekroju całej pierwszej odsłony tego dwumeczu. Zasłużenie więc odnieśli zwycięstwo i wielu może się dziwić, że był to tylko jednobramkowy triumf. Znajdują się oni zatem w znacznie lepszej sytuacji przed rewanżem na Stamford Bridge.
O wiele gorzej wygląda sytuacja w szeregach Atletico. Gracze „Cholo” muszą zagrać dużo lepiej, a zarazem odważniej w następnym starciu z Chelsea, jeżeli chcą dalej myśleć o awansie. Diego Simeone w najbliższym czasie będzie jednak musiał poradzić sobie z zadyszką, jaką złapał jego zespół, ponieważ „Rojiblancos” przegrali drugi mecz z rzędu. Liderzy La Liga w ostatnich pięciu spotkaniach zdołali wygrać zaledwie raz.