Artur Bywalec: „Chciałbym mieć całkowitą kontrolę, powiedzmy do dziewiątego czy dziesiątego roku życia Kacpra, ale potem się całkowicie wyłączę z procesu szkolenia” (WYWIAD)


O problemach w szkoleniu młodzieży, niesfornych rodzicach i jak to jest samemu wychowywać młodego piłkarza...

15 października 2019 Artur Bywalec: „Chciałbym mieć całkowitą kontrolę, powiedzmy do dziewiątego czy dziesiątego roku życia Kacpra, ale potem się całkowicie wyłączę z procesu szkolenia” (WYWIAD)
Fanpage Kacper Bywalec – piłkarz

Słysząc "trening piłkarski", mamy na myśli zorganizowaną grupę, w której można wyróżnić drużynę, a w niej piłkarzy i trenerów. Jednakże pewien polski trener młodzieży postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zaczął trenować swojego syna po swojemu. Jak sam przekonuje, poziom szkolenia w Polsce stoi na niskim poziomie, dlatego też postanowił swojego syna nauczyć futbolu od podstaw. Jakie są problemy w szkoleniu młodzieży? Czy to prawda, że 6-letni Kacper trenuje wyłącznie indywidualnie? Czy to prawda, że biją się o niego europejskie potęgi? Postanowiliśmy zapytać o to Artura Bywalca – ojca 6-letniego piłkarza.


Udostępnij na Udostępnij na

Jak Pan ocenia system szkolenia młodzieży w Polsce?

Powiem tak. Jest dużo dobrych szkoleniowców w Polsce. Ale są ograniczani.

Przez co?

Nie będę mówił, o jaki klub chodzi, ale załóżmy, że jest w nim 30 dzieci. I oni są tam tylko po to – mówię teraz o tych najmłodszych rocznikach – aby utrzymywać klub poprzez składki. I tam się liczy ilość, a nie jakość. I dlatego uważam, że składki zniszczyły polskie szkolenie, bo kiedyś tego nie było. Można jeszcze zrozumieć składkę w klubach, które nie dostają dotacji chociażby z gminy, subwencji. To można zrozumieć, jeśli rodzice chcą im zapłacić 1000 złotych, niech płacą. Ale dlaczego mamy płacić składki w klubach, które są finansowane z naszej kieszeni?

Z naszych podatków?

Dokładnie. Nie rozumiem tego. Oni się zasłaniają później tym, że oni mają tyle dzieci. To ja bym im radził – zróbcie tyle dzieci, na ile was stać. A i tak jak będzie więcej dzieci, to dostaną większą subwencję. To jest takie dobro dziecka w cudzysłowie. I to jest główny problem. Bo ich nie interesuje jednostka, która coś tam potrafi, tylko interesuje ich, aby tych dzieci było tam jak najwięcej. 

Liczy się ilość, a nie jakość…

Otóż to. Ilość ponad wszystko. Jakość to tam jest mało ważna. 

Od samego początku chciał Pan mieć pełną kontrolę nad rozwojem Kacpra?

Dokładnie. Chciałbym mieć całkowitą kontrolę, powiedzmy do dziewiątego czy dziesiątego roku życia Kacpra, ale potem się całkowicie wyłączę z procesu szkolenia. I prawda jest taka, że w każdym klubie, do którego idziemy, muszą to zaakceptować. Albo to akceptują, albo tam nie wchodzimy. Taką mam zasadę. 

Obecnie Kacper trenuje w Akademii Piłkarskiej United Rydułtowy?

Zgadza się, ale tylko do końca października. 

A później?

A później się zobaczy… (śmiech)

Wiem, że chciałby Pan wysłać syna do zagranicznej szkółki, bo w Polsce, tu cytat, „przeszkadzają rodzice”…

Ci rodzice to jest szaleństwo. Chociaż z jednej strony nie dziwię się tym rodzicom, bo oczywiście jak płacą, to wymagają. Ale z drugiej są po prostu obłąkani. 

Pod jakim względem?

Szczególnie objawia się to tym, że tam, gdzie my jesteśmy (Pan Artur z synem Kacprem – przyp. red.), ich tak naprawdę interesuje Kacper, a nie ich dziecko. 

Zazdrośni są?

Nie wiem, czy to jest zazdrość. Ale jak ja przychodzę na trening, to mnie jako rodzica nie interesują inne dzieci. W ogóle. Mnie interesuje wyłącznie moje dziecko i to, co robi na boisku. A inni mnie nie interesują, choć przyznam szczerze, zdarzyło mi się wielokrotnie pochwalić zawodnika z drużyny przeciwnej, kiedy na przykład odebrał Kacprowi piłkę. Cieszyło mnie każde dobre zagranie, obojętnie kogo było. Ale głównie interesuje mnie moje dziecko i u innych rodziców też tak powinno być. Oni na przykład, kiedy Kacprowi uda się „przejechać” całe boisko, są wściekli.

Moim zdaniem to poniekąd podchodzi pod zazdrość. 

Ale to tak być nie może, bo to jest moim zdaniem chore. 

Rywalizacja, szczególnie wśród dzieci, powinna być zdrowa.

To znaczy dzieci akurat tutaj są najmniej winne. To ich rodzice… Kiedyś o tym napiszę, mam nawet film z tego zdarzenia, jak chcieli mnie pobić. (Śmiech)

Mógłby Pan przybliżyć tę sytuację?

Na razie nie mam zamiaru o tym wspominać. To wtedy dotyczyło drużyny Kacpra. Kiedyś o tym napiszę. To i tak prędzej czy później, że tak powiem, wypłynie. Ale na razie nie chciałbym tego nagłaśniać.

Wróćmy do Pańskiego syna. Kacper trenuje z Panem od trzeciego roku życia?

Nie, nie… Tak naprawdę zaczęliśmy, jak miał 18 miesięcy. 

I od razu rwał się do piłki?

Zgadza się. Od razu… 

Przyznam szczerze, jak dla mnie to fenomen…

On bardzo szybko zaczął chodzić. Miał bodaj dziewięć miesięcy i już bardzo sprawnie chodził. W zasadzie to w ogóle nie raczkował. Od razu niemalże zaczął chodzić. Miał chłopak sześć miesięcy i z żoną się trochę baliśmy, bo bardzo szybko w łóżeczku po szczeblach zaczął jakoś chodzić. Troszkę wzrostu brakowało, ale już wyciskał na nogach do góry. Od samego początku był bardzo sprawny. 

A jak zaczęła się jego przygoda z piłką?

Z piłką to było tak, że w każdym sklepie, gdzie widział piłkę, zaczynał się lament i niesamowity płacz. Musieliśmy mu kupić piłkę. Tak w zasadzie odkąd skończył pięć miesięcy, jak tylko widział piłki w jakimś markecie lub sklepie sportowym, to nie dało się tamtędy z nim przejść…

Czyli jak rozumiem, można powiedzieć, że syn zakochał się w piłce od pierwszego wejrzenia?

No można tak powiedzieć. Ma „hopla” na tym punkcie. 

Czyli nieprawdą jest, że „odbiera” Pan chłopakowi dzieciństwo?

Proszę zadać sobie takie pytanie – co to jest dzieciństwo? Jedni powiedzą, że dzieciństwem jest dać mu komputer czy tablet i niech chłopak sobie na nim pogra. Od pewnego czasu rozumiem to tak, że ci ludzie, którzy twierdzą, że odbieram Kacprowi dzieciństwo, widzą we mnie swoje słabości. Bo moje życie jest podporządkowane całkowicie treningom. U mnie nie ma już kolegów. U mnie nie ma żadnych wyjść. Od kilku lat jest w wolnych chwilach trening. Praktycznie jestem wyłączony z życia towarzyskiego. 

Ale sprawia to Panu przyjemność?

Coś trzeba zrobić dla tego dziecka. Chociaż – nie będę ukrywał – jest to też poniekąd robione z myślą o jego przyszłości. Dla pieniędzy. Bo dla idei się nie robi pewnych rzeczy. A jak on może z tego godnie potem żyć, to czemu miałbym mu w tym nie pomóc?

A propos, Kacper dostał już propozycje z zagranicznych klubów?

Było kilka propozycji. Bayern Monachium do nas dzwonił, nawet tłumacza załatwili. Teraz też jest korespondencja ze skautem z Ajaksu Amsterdam, to znaczy on jest ze Sparty Rotterdam, ale oni te dzieci posyłają ze Sparty do akademii Ajaksu. Tam mają bardzo dobrą współpracę. Doszło to do takiego stopnia, że on chciałby już w tym momencie ściągnąć nas do Holandii na stałe. 

A jak się Pan na to zapatruje?

U mnie jest zdrowy rozsądek. Te dwa lata chciałbym jeszcze tutaj z synem zostać. Bo to troszkę za szybko by było. Trzeba to na spokojnie. Z głową. Oczywiście propozycji było wiele. Kluby się pytają, ale uważam, że trzeba mieć głowę na karku…

Kacper chodzi do szkoły?

Tak. Od września zaczął chodzić do pierwszej klasy. 

I nie ma problemu z łączeniem szkolnych obowiązków z treningami?

Nie ma najmniejszych problemów. Przypomnę, że Kacper ze mną trenuje i tak naprawdę nie mamy wyznaczonych sztywnych godzin treningów. Jak tylko jest czas, idzie na trening. 

A propos treningu… Zapewne spotkał się Pan z głosami, że Kacper uczy się gry wyłącznie indywidualnej? Że zapomina Pan o tym, że futbol to gra zespołowa?

To ja coś sprostuję. Na filmikach w mediach społecznościowych z reguły pokazuję postępy z treningów indywidualnych. Ale to nie jest tak, że trenujemy wyłącznie indywidualnie. My na tych filmikach pokazujemy to, co chcemy pokazać. Ale pewnych rzeczy nie pokazujemy. Do nas przychodzą dzieci z różnych śląskich klubów. I oni są przeze mnie wybierani, bo nie każdego biorę do siebie na trening. I tam jest rywalizacja. Nawet trzy godziny ciągłej gry. Jeden na jeden, dwa na dwa…

Kacper trenuje zazwyczaj ze starszymi od siebie?

Zawsze ze starszymi. On jest bardzo mocny. Może drobniejszy od starszych chłopaków, ale fizycznie jest bardzo mocny. Bez większego problemu wykona 30 pompek, przysiadów czy podciąganie się na drążku, brzuszki… Sprawność ogólną ma na bardzo wysokim poziomie. 

Nie boi się Pan, że starsi rówieśnicy w ferworze walki mogliby mu zrobić krzywdę?

Nie. Tak jak powiedziałem, on jest bardzo dobrze rozwinięty fizycznie. A jakby coś, to wszystko nadrabia sprytem boiskowym. Oczywiście zdarzyło się, że do domu wrócił z podbitym okiem, bo na przykład ci więksi go popchnęli i poleciał na drabinkę. Ale taki jest sport. Trzeba powalczyć…

Modrić też był słaby fizycznie, to znaczy drobny, a dzisiaj to jeden z najlepszych piłkarzy na świecie.

Ja powiem tak – lepiej gonić, niż być gonionym. Dlatego chcę, by grał ze starszymi. Niech ich goni!

Trening treningiem. A co z dietą małego piłkarza? 

Nie ma żadnej diety. Je wszystko. No może za wyjątkiem słodkich napojów, bo to syf. Ale tak to je wszystko. Jak nawet zje coś słodkiego, to i tak to spali potem na boisku. Wybiega to wszystko… Jedynie słodkie napoje są całkowicie wyeliminowane z diety.

Na sam koniec niech mi Pan powie, czego można Panu i Kacprowi życzyć?

Mądrych rodziców. Jak będą mądrzy rodzice, a i trener nad tym zapanuje, to będzie wszystko super…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze