Arsenal zatrzymał bawarską maszynę! Lewandowski znowu bez gola


20 października 2015 Arsenal zatrzymał bawarską maszynę! Lewandowski znowu bez gola

Mimo że większość Polaków żyła dzisiaj debatą parlamentarną, to więcej jakości było zdecydowanie w Londynie, gdzie Arsenal zmierzył się z Bayernem. Obejrzeliśmy całkiem ciekawe widowisko, które niespodziewanie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 2:0 po bramkach Giroud oraz Oezila.


Udostępnij na Udostępnij na

Początek był bardzo delikatny, bez odkrywania wszystkich kart. Oba zespoły ważyły słowa, ograniczały się jedynie do pojedynczych wystrzałów. Nie chciały wykorzystać całego magazynka już na początku. Jednak z każdą kolejną minutą powstawały coraz większe przestrzenie między formacjami, tempo rosło, więc rozgrywający mieli większe pole manewru.

Lepiej wykorzystywali to „Kanonierzy” z aktywnym Walcottem, który odgrywał rolę mięsa armatniego. Było go wszędzie pełno, szukał uliczki, w którą mógłby wbiec. Koledzy to dostrzegali i karmili Anglika łakomymi kąskami. Wbrew pozorom jego wątłe warunki fizyczne nie przeszkadzały w starciach z rosłymi obrońcami. Trzymał ich w dystansie, nie dał się stłamsić i dlatego mógł wykorzystać swój największy atut – szybkość. Szarpał, strzelał, biegał, próbował, walczył, ale zabrakło trochę zimnej krwi.

Nie miał także dzisiaj dużej pomocy od Sancheza, który zbyt często tracił piłki w prosty sposób, a podobno miał rywalizować z Lewandowskim o miano „man of the match”. Remis ze wskazaniem na Lewandowskiego, choć trzeba oddać Chilijczykowi, że harował jak wół w środku pola, a rywale dwoili się i troili, żeby hamować jego ofensywne zapędy.

Polak znowu nie trafił. Kolejne spotkanie bez gola, za chwilę zegar zacznie tykać coraz głośniej, będziemy czekać na przełamanie. A tak na serio, był aktywny, próbował inicjować kombinacyjne akcje, ale o wiele lepsze wrażenie po sobie pozostawił Douglas Costa, który będzie bohaterem nocnych koszmarów Bellerina. Po meczu pewnie potrzebował dłuższej chwili, żeby ochłonąć i utrzymać równowagę po tym rollercoasterze. Skoro prawego obrońcę Arsenalu musiał asekurować Coquelin, to widział bałagan w oczach kolegi.

Po przerwie zdecydowanie śmielej poczynali sobie goście z Bawarii, choć trudno nazwać to dominacją. Arsenal po prostu odpoczywał po pierwszej połowie, cierpliwie czekając na wyszalenie się rywala. Skoro forsując tempo, nie mogli pokonać niesamowitego dzisiaj Neuera, to postanowili zastosować taktykę Bayernu i postawić na spokój. Nieco wkurzyli mistrza Niemiec, więc było oczywiste, że odwet w końcu musi nastąpić. Arsenal sam oddał pola po przerwie, ale rywal okazał miłosierdzie i nie szturmował przesadnie bramki strzeżonej przez Cecha.

Gospodarze, widząc nieporadność przyjezdnych, sami wzięli sprawy w swoje ręce, a właściwie głowę Giroud, który pokracznie, ale jednak wturlał piłkę do siatki, dając swojej drużynie prowadzenie, choć na boisku zameldował się zaledwie trzy minuty wcześniej. Zastąpił nieskutecznego Walcotta, który nie potrafił w 75 minut pokonać bramkarza, a Francuzowi wystarczyło 180 sekund i… fura szczęścia.

Wbrew pozorom po bramce obraz gry się nie zmienił. Bayern dłużej utrzymywał się przy piłce, Arsenal ograniczał się do zatrzymywania ataków, choć cały czas czyhał na swoją szansę, aby dopełnić formalności.

Wpuszczenie na boisko Giroud to był dobry pomysł Wengera, który zdawał sobie sprawę, że potrzeba gościa, który przytrzyma piłkę, porozbija trochę obrońców i zrobi miejsce skrzydłowym. Zwycięzców się nie sądzi, więc uznajmy, że minimalnie lepszy był Arsenal. Przeczekał ataki Bayernu, mądrze bronił, nieśmiało próbując dobić rywala, co udało się Oezilowi po fantastycznej akcji prawym skrzydłem Bellerina.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze