Rewanżowe starcia ćwierćfinału Ligi Europejskiej, podobnie jak pierwsze spotkania, przyniosły dużo emocji. Honor Anglików uratował zarówno Liverpool, jak i Fulham Londyn, które zgodnie wygrały swoje starcia. Ponadto Atletico w bitwie o Hiszpanię wyeliminowało Valencię, HSV zaś w wymiarze 3:1 pokonał Standard Liege.
Magia Anfield Road zadziałała
Anfield Road i spotkanie FC Liverpool – Benfica Lizbona zapowiadało się jako jedno z najciekawszych spośród ćwierćfinałowych starć Ligi Europejskiej. Piłkarze Rafaela Beniteza przegrali bowiem na Estadio da Luz 2:1 za sprawą jednego człowieka – Óscara Cardozo. Paragwajczyk pewnie egzekwował dwa rzuty karne i zapewnił ekipie z Portugalii bezcenne zwycięstwo. Gol wyjazdowy „The Reds” miał okazać się decydujący w perspektywie rewanżu na Wyspach. Odmienne zdanie mieli jednak piłkarze ze stolicy Portugalii.

Od początku niespodziewanie groźniejsza była Benfica. Po rzucie wolnym, w zamieszaniu w polu karnym, sprytem wykazać się chciał Angel Di Maria, lecz w porę interweniowali defensorzy Liverpoolu. Podopieczni Jorge Jesusa prezentowali niezwykle ofensywny futbol, nie dając zastraszyć się piłkarzom „The Reds”, którzy uporczywie starali się przejąć inicjatywę w spotkaniu. Anglicy w miarę upływu czasu przejęli kontrolę nad przebiegiem meczu, tworząc ataki pozycyjne. Benfica natomiast miała większe szanse na skuteczne kontry, toteż w tym elemencie gry stawała się jeszcze groźniejsza. Wszyscy na Anfield wybuchli radością w 27. minucie, kiedy do siatki rywala trafił Dirk Kuyt. Holender idealnie wykorzystał centrę z rzutu rożnego i z pięciu metrów zapewnił prowadzenie swojej drużynie.
Gracze Beniteza grali niczym Manchester United na Old Trafford w środowy wieczór. Już w 34. minucie trafili gola numer dwa i pewnie prowadzili z Benfiką. Lucas Leiva znalazł się wówczas w polu karnym naprzeciwko pustej bramki, toteż nie miał problemów z dopełnieniem formalności i podwyższeniem prowadzenia „The Reds”. Dla Brazylijczyka była to pierwsza bramka we wszystkich rozgrywkach tego sezonu. Do przerwy zmiana rezultatu już nie nastąpiła, a po premierowej odsłonie zdecydowanie bliżej półfinału był Liverpool.
Już w 58. minucie podręcznikową kontrę rozegrali gospodarze. Fenomenalnie środkiem pola ruszył wówczas Yossi Benayoun, który zagrał na prawą stronę do Dirka Kuyta. Holender wykazał się ogromną przytomnością i świetnym płaskim podaniem dograł futbolówkę na piąty metr. Tam już nabiegał Fernando Torres, dopełniając formalności po pięknej akcji „The Reds”. Nadzieje Portugalczyków odżyły w 69. minucie. Można powiedziec, że w idealnym momencie do tego, by wrócić do gry, gola strzelili goście. Rzut wolny tuż sprzed pola karnego fenomenalnie egzekwował Óscara Cardozo, strzelając potężnie po ziemi, bez szans pozostawiając Jose Reinę.
Wszelkie nadzieje przyjezdnych pogrzebał w 83. minucie Fernando Torres. Hiszpan wykorzystał niepełną dyspozycję nowego golkipera Benfiki i strzałem nad nim zdobył czwartego gola dla Liverpoolu. Taki rezultat utrzymał się do końcowego gwizdka arbitra. Ekipa Beniteza, choć w pewnym momencie mogła obawiać się braku awansu, ostatecznie znalazła swoje miejsce w półfinale. Celem Anglików jest jednak tylko triumf w Lidze Europejskiej. Do jego zrealizowania pozostały jeszcze trzy mecze.
Fulham rozstrzyga mecz już w 1. minucie i gra dalej

Starcie na Craven Cottage pomiędzy Fulham Londyn a VfL Wolfsburg przebiegało po myśli Anglików do 89. minuty gry. Prowadzili oni wtedy 2:0, co stawiało „Wilki” w nie lada trudnej sytuacji. Wtedy jednak istotnego gola zdobył Alexander Madlung, zmniejszając rozmiary porażki. Mistrz Niemiec wiedział, że ta bramka ułatwi jego drużynie wyeliminowanie jednego z dwóch już tylko pozostałych w europejskich pucharach zespołów z Wysp.
Plany szybkiego pokonania Anglików gracze z Niemiec zmuszeni byli przełożyć na co najmniej dalsze fragmenty meczu. Fenomenalny początek zaliczyli bowiem zawodnicy Roya Hodgsona, którzy po upływie zaledwie 20 sekund wyszli na niewątpliwie ważne prowadzenie. Bohaterem akcji był nie kto inny, tylko Bobby Zamora, który bezlitośnie wykorzystał podanie Zoltana Gery i pokonał Diego Benaglio. Taki obrót spraw pozbawił wiary gospodarzy, którzy nie byli już w stanie doprowadzić choćby do wyrównania. „Wilki” dobite już w 1. minucie nie zdołały się podnieść i odpadły z rozgrywek Ligi Europejskiej.
Bez bramek w hiszpańskim starciu, szczęśliwe Atletico
Bitwa o Hiszpanię i kwintesencja futbolu sama w sobie to nic innego, jak mecz Atletico Madryt z Valencią. Na Estadio Mestalla obie drużyny stanęły na wysokości zadania i zafundowały kibicom mnóstwo emocji w zremisowanym 2:2 spotkaniu. Nie brakowało niczego, co w piłce nożnej najpiękniejsze. Nic zatem dziwnego, że podobnego widowiska oczekiwano w stolicy kraju leżącego na Półwyspie Iberyjskim.
Niestety można powiedzieć, że wszystko co najważniejsze wydarzyło się na Mestalla. W Madrycie żadnych goli nie oglądaliśmy, co zdecydowanie pasowało gospodarzom. Taki rezultat premiował bowiem „Los Rojiblancos” awansem do dalszych gier. Valencia pozostaje zatem z niedosytem, ponieważ tylko jedno trafienie na Vicente Calderon, mogłoby im zapewnić udział w półfinale Ligi Europy.
Chorwat daje awans Niemcom

Nawiązaniem do poprzednich wspaniałych lat w Europie miał być występ w rewanżu zespołu Standardu Liege. Belgowie przegrali wprawdzie na HSH Nordbank Arena, lecz tylko w stosunku 2:1. Sami nawet, za sprawą Mbokaniego, wyszli w tym spotkaniu na prowadzenie, co niewątpliwie pozytywnie wpłynęło na ich morale. Choć w krajowej Jupiler Pro League Standard spisuje się fatalnie, to zapowiada odwet na arenie europejskiej.
Niestety jednak to Belgowie jako pierwsi musieli wyciągać futbolówkę z siatki. Po dośrodkowaniu Ze Roberto w 20. minucie skutecznym strzałem głową popisał się Mladen Petrić i na tablicy świetlnej widniał wynik 0:1. Standard nie miał zamiaru rezygnować, wiedząc że tylko dwa trafienia dzielą go od dogrywki. Z taką myślą zawodnicy grali przez kolejne minuty, w efekcie czego Igor De Camargo zdołał wyrównać. Reprezentant Belgii nie mógł nie wykorzystać podania Sebastiena Pocongoliego.
To, co udało się gospodarzom wywalczyć w 33. minucie, stracili już 120 sekund później. Po raz drugi tego wieczora skuteczny okazał się Petrić, który pięknym strzałem z przewrotki zamienił na gola podanie Denisa Aogo. W tej sytuacji Standard potrzebował już trzech trafień, by znaleźć się w czołowej czwórce Ligi Europy. Dzieła zniszczenia dopełnił Jose Paolo Guererro, który trafił do siatki już w 4. minucie doliczonego czasu gry, ustalając tym samym końcowy rezultat na 3:1. I to właśnie drużyna HSV, razem z Bayernem Monachium, reprezentować będzie Niemców w półfinałach europejskich pucharów.