Andrzej Sawicki: Legię znają z telewizji, z wielkich stadionów, natomiast w bezpośrednim pojedynku przekonali się, że to też są ludzie


Rozmawiamy z Andrzejem Sawickim, trenerem trzecioligowej Lechii Zielona Góra

8 marca 2023 Andrzej Sawicki: Legię znają z telewizji, z wielkich stadionów, natomiast w bezpośrednim pojedynku przekonali się, że to też są ludzie
Dariusz Biczyński - DB TEAM.

I dobiegła końca ta piękna przygoda trzecioligowca w Pucharze Polski. Lechia Zielona Góra uległa Legii Warszawa 0:3. Ale przegrać z Legią w boju o półfinał krajowego pucharu to nie wstyd! Dla wszystkich entuzjastów futbolu z województwa lubuskiego oznacza to jednak powrót do szarej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której na co dzień brakuje wielkiej piłki. O to, czy Lechia była gotowa sprawić kolejną niespodziankę, czy zespoły z niższych szczebli rozgrywkowych w starciu z silniejszym rywalem stać tylko na ofiarne murowanie bramki przez 90 minut, i wiele innych rzeczy spytaliśmy u samego źródła. Andrzej Sawicki, trener Lechii Zielona Góra, zmierzył się z naszymi pytaniami.


Udostępnij na Udostępnij na

Na sam początek naszej rozmowy chciałbym trenerowi serdecznie pogratulować wyniku w Pucharze Polski. Czujecie wraz z zawodnikami dumę z tego, co osiągnęliście?

Dziękujemy. Tak, oczywiście. To było miłe uczucie, świetna przygoda. Tylko że tak w sporcie jest, że czas szybko leci i to już jest naprawdę za nami. Teraz musimy się skupić na rozgrywkach ligowych.

Uważa pan, że to spotkanie mogło się potoczyć inaczej?

Nie mówię tu w kontekście awansu. Uważam, że stać nas na lepszą grę mimo tak dobrego przeciwnika, jakim oczywiście jest Legia Warszawa. Nie zaprezentowaliśmy również w pierwszym meczu ligowym tego, co prezentowaliśmy jesienią. Jeszcze czekamy na dojście do formy kilku zawodników. Do tego doszedł brak rytmu meczowego. To się niestety nałożyło, czyli tak podsumowując, nie jesteśmy jeszcze w optymalnej formie.

Legii poświęcił pan więcej czasu niż innym rywalom? Była możliwość spotkania trenera na meczu Legii w Lubinie. Dało się znaleźć jakieś słabe strony stołecznej drużyny?

Byłoby faux pas szukanie słabych punktów zespołu Legii w stosunku do naszego zespołu, bo to są trzy klasy różnicy, tak że w tej kategorii nie chciałbym się wypowiadać, ponieważ mogłoby to brzmieć groteskowo. Natomiast analizowaliśmy rywala, jak każdego, szukaliśmy słabszych stron poszczególnych zawodników.

Fajne było powiedzenie moich zawodników po meczu, że wiadomo, Legię znają z telewizji, z wielkich stadionów, natomiast w bezpośrednim pojedynku przekonali się, że to też są ludzie. Tak że mam nadzieję, że to będzie kapitał dla tych wszystkich chłopaków, którzy przeżyli tę przygodę, którzy mieli możliwość rywalizowania z takimi zespołami.

Większość pańskich zawodników nigdy nie grała przy takiej frekwencji. Mogła ich zjeść presja trybun?

Myślę, że trochę tak. Oczywiście oni mówią, że nie, że nie do końca. Tak naprawdę cały okres przygotowawczy, więc prawie trzy miesiące pracy, wszyscy byli sfokusowani na tym meczu. Zawodnicy cały czas o tym myśleli. Myślę więc, że tak długi czas oczekiwania spowodował, że czuli się troszkę przytłamszeni.

Takie mecze jak ten pucharowy, gdzie na trybunach zasiada 5 tysięcy widzów, pokazują, że w Lubuskiem jest zapotrzebowanie na piłkę nożną. Liczycie przy tej okazji na poprawę frekwencji na „Dołku”?

Chcielibyśmy bardzo. Zdajemy sobie sprawę, że od razu nie będzie przychodzić po 5 tysięcy na nasze mecze. My musimy również jako zespół dawać argumenty, musimy dobrze grać w piłkę, punktować w lidze, bo to jest podstawa.

Tym bardziej że ten nasz „Dołek” już pięknieje, udało się go zadaszyć. Gra się dla kibiców. To dla wszystkich byłoby fajne, dla zawodników na pewno byłby to kop motywacyjny. Mam nadzieję, że część kibiców z pucharów zacznie odwiedzać „Dołek” regularnie.

Wielokrotnie wspominał pan, że mecz z Legią był dla pana spełnieniem marzeń. To co jeszcze zostało na tej liście?

Ojeju, to ja mam naprawdę wybujałą fantazję. Nie no, spokojnie, to było coś pięknego, to było coś wymarzonego, tak jak powiedziałem, kilka rund czekałem na ten zespół, myślę, że nie tylko ja. Marzenia mam dalej. Każdy je ma. Pracujemy po to, żeby osiągać jak najlepsze wyniki. Chcielibyśmy kiedyś w końcu zbudować zespół, który realnie będzie walczył o awans w tej niezwykle trudnej trzeciej lidze. Ale pierwszym, jeszcze takim gorącym marzeniem jest to, żebyśmy złapali swój rytm, odpowiednią formę na tę rundę wiosenną, bo ona będzie niezwykle trudna.

Ekstraklasa znajduje się na tej liście?

To są, myślę, daleko idące marzenia. Ale marzyć nam nikt nie zabroni.

Rundę wiosenną zaczynacie falstartem, porażką 0:3 z Rekordem Bielsko-Biała. Jest trener zadowolony ze stanu personalnego swojego zespołu wiosną?

Ze stanu personalnego nie jestem zadowolony. Liczyłem, że po tych ubytkach, których doznaliśmy, uda nam się ten zespół uzupełnić. Niestety to się nie wydarzyło, więc czysto personalnie nie jestem zadowolony. No ale też nie mam zamiaru płakać. Będziemy starać się z tą kadrą, która jest, osiągać jak najlepsze wyniki.

Analizując kadrę Lechii Zielona Góra, dało się zauważyć, że żaden z zawodników nie przekracza trzydziestki. Trudno pracuje się z tak młodym zespołem?

Nie. Myślę, że nie. To wiele zależy od osobowości zawodników. Mamy młodą kadrę, ale mamy także ten trzon, ten kręgosłup zespołu, który jest niezwykle doświadczony mimo niezaawansowanego wieku. Wiele zależy też od świadomości zawodników. Cieszymy się po prostu, że pracujemy z fajną grupą ludzi.

Lubi trener piłkę ofensywną. Nawet w meczu z Jagiellonią pański zespół nie bał się prowadzić gry. Skąd wziął się taki pomysł na grę Lechii?

Może to nieskromnie zabrzmi. W życiu nie jestem tchórzem, jestem odważny. Poza tym jest też stara dewiza, że najlepszą obroną jest atak. Lubię ofensywną grę, byłem napastnikiem. Wiem, jak zawodnicy cierpią, grając bez piłki. Uważam, że grać defensywnie to jest niezwykle trudna sztuka. Też mamy taki profil zespołu, że lepiej czujemy się, broniąc w wysokiej strefie.

Inspiracją dla pana stylu gry niegdyś była gra zespołu Hoffenheim. Ma pan jakiś trenerski autorytet, trenerskiego idola?

Szczerze mówiąc, nie mam takiego trenerskiego guru. Bardzo szanuję trenera Papszuna, byłem kilka lat temu u niego na stażu, widziałem, jak pracuje. Wiem, że te wyniki, które osiąga Raków, to nie przypadek.

Z trenerów tak zwanych „topowych” bardzo cenię Guardiolę, choć nigdy mu nie kibicowałem, bo jestem kibicem Realu. Natomiast myślę, że to jeden z topowych trenerów na świecie. Odciska straszne piętno na zespole. Widać po prostu, że to jest zespól Guardioli. Oczywiście każdy powie, że wydaje miliardy, ale zapracował sobie pracą, aby móc wydawać te pieniądze. Ale to też nie jest łatwe z takich zawodników stworzyć zespół.

Mówił pan, że awans Lechii w tym sezonie to sprawa mało realna. A jakie ma pan cele na dłuższy okres?

Chciałbym przede wszystkim, żeby moja rodzina była zdrowa. To jest dla mnie bardzo ważne. Natomiast jeśli chodzi o pracę w Lechii, chciałbym, żebyśmy zbudowali zespół, który realnie pozwoli nam na walkę o awans do drugiej ligi.

I tego panu życzę. Dziękuję bardzo za rozmowę.

Również dziękuję.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze