Amkar Krok za Rubinem, blamaż Spartaka


Sobota w Premier Lidze przyniosła przede wszystkim grad bramek. W trzech spotkaniach padło ich aż osiem. Ponadto kibice nie narzekali na emocje, zwłaszcza w meczu na szczycie, gdzie doszło do konfrontacji drużyn, które w ostatnich latach rywalizowały o zdecydowanie najwyższe cele. Zawiedzenie mogą być tylko widzowie w Jarosławlu.


Udostępnij na Udostępnij na

O godzinie szesnastej czasu moskiewskiego rozpoczęły się dwa inauguracyjne starcia 13. kolejki. W Permie Amkar podjął Łucz-Energiję, a na Łużnikach Spartak gościł CSKA. W meczu wiceliderów ligi z outsiderem tylko nieliczni spodziewali się, że władywostocznie zdołają urwać chociaż punkt nadspodziewanie dobrze spisującym się w tym sezonie podopiecznym Miodraga Bożovicia. Jego vis a vis, Zoran Bulić, chcąc wywieźć z trudnego terenu chociaż jedno oczko, ustawił swój zespół bardzo defensywnie. Nie wypuścił nawet w pierwszym składzie jednego z liderów swojego teamu, Nikity Burmistrowa. Z początku gospodarzom trudno było sforsować blok obronny przyjezdnych. Ci umiejętnie sobie radzili zwłaszcza z Predragiem Sikimiciem. Miejscowi mieli szczęście, że mają w swoim składzie Martina Kusziewa. Bułgar w 25. minucie pewnym strzałem zaskoczyła Marka Cecha i dał swojemu zespołowi prowadzenie. Zawodnicy Łuczu chcieli jak najszybciej wyrównać, ale ich akcje kończyły się w środku pola. Inteligentnie grający Amkar mógł jeszcze przed przerwą podwyższyć, ale dobrze spisał się czeski bramkarz Energiji.

Mówi się, że właśnie w czasie przerwy trenerzy najbardziej zarabiają na swoje wynagrodzenie. Zoran Bulić podczas tych piętnastu minut się nie popisał. Jego piłkarze wyszli na drugie 45 minut lekko zdekoncentrowani, za co słono zapłacili. Zaledwie 180 sekund po wznowieniu gry Marek Cech ponownie skapitulował, a w sędziowskim notesie w rubryce „strzelcy bramek” pojawiło się nazwisko Tomislava Dujmovicia. W tym momencie mecz praktycznie się rozstrzygnął. Gospodarze inteligentnie przyjmowali ataki władywostoczan. Rozbijali ich akcję daleko od bramki, ograniczając się do szybkich kontrataków. Dzięki temu zwycięstwu Amkar zbliżył się do prowadzącego Rubinu. Lidera i wicelidera Premier Ligi dzieli zaledwie jedno oczko. Kazańczycy zagrają w środę z Saturnem, a Łucz-Energija kontynuuje swój marsz ku pierwszej dywizji.

Pasjonujące widowisko obejrzeli fani zgromadzeni na arenie tegorocznego finału Ligi Mistrzów. Na Łużnikach spotkały się dwie potęgi rosyjskiego futbolu w XXI, które w ostatnich trzech latach nie schodziły z podium. CSKA ma na koncie dwa mistrzostwa i trzecie miejsce, podczas gdy Spartak zgromadził 3 srebrne medale. Trudno było przed tym meczem wskazać faworyta. Teoretycznie więcej szans na wygraną dawano „Miaso”. Zwłaszcza, że „Wojskowi” od jakiegoś czasu pogrążeni są w kryzysie. Ostatnio nawet od pierwszego zespołu odsunięto gwiazdę zespołu, Vagnera Love. Brazylijczyka jednak odwieszono, a ten udowodnił wszystkim, że warto było postawić na niego. Już po kwadransie gry zdobył dla swojej drużyny prowadzenie. „Czerwono-biali” nie załamali się i chcieli jak najszybciej wyrównać. Z czasem coraz bardziej się otwierali, co wykorzystali goście, a konkretnie Vagner Love, po raz drugi pokonując Stipe Pletikosę. Gdy do końca pierwszej połowy brakowało 60 sekund, mecz już właściwie się rozstrzygnął. Na tablicy świetlnej widniał wynik 0-3, a najbardziej z tego wszystkiego zadowolony był krnąbrny Brazylijczyk, który skompletował premierowy w sezonie klasyczny hat-trick.

Po przerwie mało co się zmieniło. Spartak atakował bez jakiejkolwiek wiary w możliwość pokonania Igora Akinfiejewa. W 50. minucie z dala od pola karnego na żółtą kartkę faulował Mozart. Nim się obejrzał, goście rozpoczęli grę i po szybkiej akcji reprezentacyjny chorwacki golkiper piłkę z siatki wyciągał po raz czwarty, tym razem po strzale Milosa Krasicia. W 69. minucie wprowadzony w drugiej połowie Nikita Bażenow dla „Miaso” strzelił gola na otarcie łez. Jednak nie było to ostatnie trafienie meczu. Nieco później wynik starcia ustalił Caner Erkin. Dzięki tej wygranej CSKA odzyskał morale po porażce z Dynamem, a Spartak stracił kolejną szansę na zbliżenie się do Rubinu.

W ostatnim sobotnim spotkaniu nie stało się praktycznie nic. Obie strony, zarówno Szinnik, jak i Krylja nie wyrażały jakiejkolwiek chęci na zawiązanie akcji ofensywnej. Od czasu do czasu coś działo się pod jedną lub drugą bramką, ale zarówno Stiepanow, jak i Lobos nie mieli większych problemów z interweniowaniem. Chyba jedynym sposobem na uatrakcyjnienie zawodów w Jarosławlu byłoby zaproszenie już słynnego arbitra z Białorusi, Siergieja Szmolika.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze